Pogotowie ratunkowe ma więcej pracy, ponieważ zmieniono system opieki nocnej. Dziś o tej sprawie z Agnieszką Pachciarz, prezes NFZ, rozmawiać będą parlamentarzyści.
<!** Image 3 align=none alt="Image 206555" sub="fot. Dariusz Bloch">
Tragiczna śmierć dziewczynki, która nie otrzymała pomocy medycznej w odpowiednim czasie, wywołuje dyskusję o wadach systemu.
Poseł dojeżdża na własny koszt
- Byłem bardzo chory - wspomina poseł Tomasz Latos. - W szpitalu czekała na mnie izolatka. Żona zadzwoniła po pogotowie, ale odmówiono przyjazdu. Nie miałem konsultacji lekarza rodzinnego. Nie pomogły nawet zapewnienia o tym, że sam jestem lekarzem. Wynająłem karetkę, zapłaciłem 100 złotych. Dotarłem do „Jurasza” w ostatniej chwili. Miałem sepsę i wielkie szczęście, że przeżyłem. Lekarze powiedzieli mi, że kilku innych osób nie zdołali uratować.
<!** reklama>
Poseł Tomasz Latos opowiedział tę historią po to, by poinformować dziennikarzy o posiedzeniu Sejmowej Komisji Zdrowia, która w piątek zajmie się funkcjonowaniem systemu ratownictwa medycznego.
To nie praca dla pogotowia
W Bydgoszczy 1 stycznia br. NFZ wprowadził nowy system opieki nocnej i świątecznej. Zamiast jednego świadczeniodawcy, Fundacji „Zdrowie dla Ciebie”, którą specjalnie stworzono do tego typu zadań, w drodze konkursu dobrano kolejnych trzech. Fundacja odwołała się od tej decyzji, a jej opinię potwierdziła wojewoda Ewa Mes, wykazując, że NFZ prowadził procedurę z naruszeniem prawa. Dziś kilku bydgoskich parlamentarzystów spotyka się w tej sprawie z prezes NFZ. - Pogotowie ratunkowe wyjeżdża teraz częściej do pacjentów, którymi powinni zająć się lekarze z przychodni - twierdzi Szymon Kopa, sekretarz fundacji. - Kiedy obsługiwaliśmy cały rejon, karetka z lekarzem wyjeżdżała blisko 1000 razy w listopadzie, tyle samo w grudniu. W miesiącach letnich wyjazdów takich było o połowę mniej.
Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego potwierdza - przez dwa miesiące funkcjonowania nowego systemu o 672 wzrosła liczba wyjazdów w porównaniu z zeszłym rokiem. - Kiedy dzieje się coś złego, winą obarcza się nas. Nie mówi się jednak o tym, że większością chorych powinni zająć się lekarze podstawowej opieki lub z przychodni nocnych - oświadcza Krzysztof Tadrzak, dyrektor bydgoskiego pogotowia.
Pracownicy pogotowia twierdzą, że niektórzy lekarze są niekompetentni.
Złe przyzwyczajenia
- Pogotowie nie jeździ do wizyt domowych - przypomina Danuta Niemczyńska, pielęgniarka pracująca w zespole ratunkowym. - Nigdy nie odmawiamy wyjazdów do dzieci, które nie ukończyły 2. roku życia. Decyzje o pozostałych wyjazdach podejmowane są na podstawie wywiadu. Wczoraj miałam dyżur. Jeden z pacjentów skarżył się na lekarza, który nie chciał do niego przyjechać twierdząc, że „ma tylko słuchawki” i pomóc nie może.
Statystycznie, pogotowie odmawia przyjazdu tylko do około 4 proc. pacjentów.
- W tych przypadkach nie było zagrożenia życia, gdyby przychodnie, świadczące nocną pomoc, zatrudniły jednego lekarza więcej, nie mielibyśmy problemu - uważa Danuta Niemczyńska.
Jan Raszeja, rzecznik kujawsko-pomorskiego NFZ, uważa, że większe obciążenie pogotowia nie wynika ze złej pracy lekarzy opieki nocnej, ale przyzwyczajeń pacjentów.