Zanim słynna Paris otworzy nowy hotel na Wyspie Młyńskiej, trzeba sprawdzić, czy wykonane na czarno stropy nie runą komuś na głowę - podpowiadają świadkowie nielegalnej przebudowy budynku przy Św. Trójcy 4-6.<!** Image 3 align=none alt="Image 180604" >
Plany są piękne. W 2013 r. nad rzeką Młynówką, tuż obok kładki im. K. Klenczona powstanie hotel światowej marki. Inwestor jest już po zmówinach z Hiltonem, a w końcu września podpisał umowę z marszałkiem Piotrem Całbeckim na dofinansowanie budowy ze środków regionalnego programu operacyjnego. Uroczystość odbyła się na Wyspie Młyńskiej w świetle fleszy i kamer. Bydgoszczanie klaskali, ale nie wszyscy... <!** reklama>
- Potrzebna jest natychmiastowa ekspertyza budynku! 4 lata temu dochodziło tam do samowoli budowlana, mogło dojść do uszkodzenia konstrukcji. Był też pożar, o którym straż nic nie wie - ostrzegają naoczni świadkowie. Wygrali właśnie proces (wyrok nie jest prawomocny) z warszawską spółką „Immobis”, która prowadziła w przyszłym „Hiltonie” nielegalne prace i nie wypłaciła im wynagrodzeń.
Prezesem „Immobisu”, spółki z o.o. jest Andrzej P., mąż właścicielki obiektu. Magdalena P. kupiła go od bydgoskiego „Pralchemu” w końcu 2006 r. Zapłaciła za budynek zabytkowej pralni i farbiarni 1320000 zł. Zamierzała go podrasować i z zyskiem sprzedać. Nie zaczekała na pozwolenie budowlane i
wybrała drogę na skróty.
- Łapaliśmy się za głowy. Ściany nośne wisiały w powietrzu. Było -15 stopni, a oni beton pod cegły wylewali i robili fundament - wspomina Krzysztof M. Od grudnia 2007 r. pracował w „Immobisie”, w stolarni, która też działała w podziemiu.
- Umieszczono nas na piętrze zagrożonego katastrofą budowlaną budynku przy św. Trójcy. Był kamuflaż - zasłonięte okna, zamknięte drzwi, bo stolarnia działała bez zgłoszeń i zezwoleń. Mieliśmy wykonywać usługi na zewnątrz, a z zarobionych przez nas pieniędzy płacono, m.in., zatrudnionym na czarno robotnikom budowlanym - relacjonuje kolega Krzysztofa M. Wypłaty były w soboty.
- Przychodzili Jacek P. lub Wojciech S. i dawali pieniądze do ręki - wspominają pracownicy stolarni. Oni podpisali z „Immobisem” umowy na najniższe wynagrodzenie, do ręki dostawali więcej. Potwierdził to sąd pracy. „Stosunek pracodawcy do prowadzenia miarodajnej dokumentacji pracowniczej urągał podstawowym, fundamentalnym zasadom” - tak sędzia uzasadnił niekorzystny dla „Immobisu” wyrok.
- Ludzi do rozbiórki i nielegalnych robót zatrudniano na czarno. Prosto z ulicy. Byli wśród nich „Hiszpan” i „Szwarceneger” z Londynku - świadkowie podają pseudonimy, by pracujących na czarno nie pogrążyć. - Od marca do grudnia 2007 r. 15 robotników zwalało w głównym budynku drewniane stropy i wylewało betonowe. Na dziko, bo inwestor nie miał pozwolenia - potwierdza Jacek B., który kierował stolarnią i był w „Immobisie” dyrektorem ds. wykończeniowych. - Z robotami budowlanymi nie miałem nic wspólnego - zastrzega. Złożył wypowiedzenie, gdy
w lakierni wybuchł pożar.
- Było krucho z pieniędzmi, nie dostawaliśmy wynagrodzeń, więc prezes Andrzej P. kazał odciąć w budynku grzejniki i sprzedać je jako złom. Odcinano je palnikiem i w pełnej oparów lakierni wybuchł pożar - wspomina B. Straży nie wzywano, bo wyszłaby na jaw samowolka. Ogień ugaszono, a pracownikom kazano wracać do pracy.
- Nie sprawdzono instalacji elektrycznych i wentylacji. Ogień mógł je uszkodzić, ale P. się tym nie przejmował. Wydał nam polecenie lakierowania listew, narażając nasze życie - twierdzą pracownicy. Odmówili, więc nie dostali zaległych wynagrodzeń. Napisali do PIP o pożarze i niewypłacaniu im zarobków: - Zanim pojawiła się kontrola, P. wymienił zamki, nie wpuścił nikogo do budynku i wyrzucił nas z pracy - wspominają.
- W wyniku kontroli potwierdziły się zgłaszane przez pracowników nieprawidłowości, związane z wypłacaniem wynagrodzeń. Pracodawcę ukazano mandatem - informuje Katarzyna Pietraszak, rzeczniczka bydgoskiej PIP.
- To za mało! - burzą się poszkodowani. - Kontrola powinna zakończyć się doniesieniem do prokuratury, UKS, nadzoru budowlanego - uważają. Prowizorycznie wyliczyli, ile państwo starciło na nielegalnym zatrudnieniu w „Immobisie”: - 15 pracujących na czarno po 8 godzin przez 6 dni w tygodniu od marca 2007 r. do stycznia 2008 r. daje aż 30 tys. roboczogodzin. Jedna godzina legalnie zatrudnionego na budowie kosztuje pracodawcę 20 zł. Płaci z tego ZUS i podatek dochodowy, a tu
taki przewał
i nic się z tym nie robi? - pytają.
- Wiedzieliście o wyburzeniu starych i wylaniu nowych stropów w przyszłym „Hiltonie”? - pytamy w Powiatowym Inspektoracie Nadzoru Budowlanego.
- Byliśmy tam jedynie 16.02.2007 r. na oględzinach - słyszymy. - Magdalena P. właścicielka obiektu przy św. Trójcy 4-6, złożyła wtedy wniosek o wydanie decyzji o wyłączeniu z użytkowania budynku głównego i frontowego z uwagi na zagrożenie katastrofą budowlaną i dołączyła ekspertyzę. Potwierdziliśmy zagrożenie i wydaliśmy decyzję o opróżnieniu obiektu - informuje inspektor, podpierając się zdjęciami. Widać na nich oczyszczone z tynków ściany i podparte drewniane stropy. - Ścianki działowe były zburzone, a stropy na pewno drewniane i w kiepskim stanie. Ich niefachowa wymiana na betonowe mogłaby spowodować naruszenie konstrukcji, więc takie prace wymagały już pozwolenia budowlanego, którego właścicielka obiektu nie miała - słyszymy w PINB. To, że wszystkie stropy w głównym budynku były drewniane, potwierdza też prezes spółdzielni „Pralchem”, która ten obiekt pani P. sprzedała.
Decyzja o opróżnieniu budynku była właścicielce na rękę. Zamknięto na kłódkę wejściową bramę, by nikt nie widział, co dzieje się w środku. Burzono stropy, podkopywano ściany, a w zagrożonym katastrofą budynku ukryto lakiernię, która miała te prace sfinansować.
Magdalena P. otrzymała pozwolenie na przebudowę, rozbudowę i nadbudowę budynku głównego przy św. Trójcy dopiero w styczniu 2008 r. - ustalamy w Wydziale Administracji Budowlanej UM w Bydgoszczy. Projekt, który wówczas przedstawiła, dotyczył budynku mieszkalnego, wielorodzinnego. Od tej pory budowa miała swojego inspektora nadzoru inwestycyjnego. Został nim Wiesław Perlik, były inspektor PINB w Bydgoszczy, który rok wcześniej robił oględziny i uczestniczył w podejmowaniu decyzji o opróżnieniu budynków przy św. Trójcy. Czy pamięta, kiedy wyburzono stare i wylano nowe stropy. - Nie pamiętam - mówi i obiecuje, że jak znajdzie wolną chwilę, to spojrzy w dokumenty i
odświeży pamięć.
W sądzie pracy i w PIP mąż właścicielki przekonywał, że jego firma nie wykonywała w budynku przy św. Trójcy żadnych prac budowlanych, a jedynie porządkowe.
W rozmowie z nami Andrzej P. też idzie w zaparte: - Drewnianych stropów nie burzono, bo ich tam nie było. Z wyjątkiem jednego na ostatnim piętrze - przekonuje. Obiecuje, że jak wróci z podróży, to zaprosi nas do środka i udowodni, że twierdzenia byłych pracowników to oszczerstwa. Zapowiada zaskarżenie wyroku sądu.
Magdalenę P. łączy ze spółką „Immobis”, której prezesuje jej mąż, wspólne... zameldowanie. Spółkę zarejestrowano w warszawskim mieszkaniu pani P. przy Łuckiej. Taki sam adres ma „Immobis”, spółka komandytowa, której wspólnikami są Magdalena P., Wojciech S. i spółka z o.o. „Immobis”. Wspólnicy mieszkają w Bydgoszczy. Wojciech S. i jego brat Maciej zasłynęli przed laty aferą związaną z „Modestusem”, Andrzej P. prowadził przy Toruńskiej skup złomu i akumulatorów, a jego żona była pielęgniarką. Nigdy nie ukrywali, że na zakupie obiektu przy św. Trójcy chcą zarobić. Na porządny remont nie było ich stać. Czyżby więc, aby podbić cenę, postawili na podpicowanie budynku?
Fakty
Kupili kota w worku?
Chętnego do zainwestowania w apartamentowiec przy Młynówce nie było, więc w styczniu 2010 r. Magdalena P. wystąpiła o zmianę przeznaczenia pomieszczeń mieszkalnych na biurowe. Dziwne, bo pół roku wcześniej zawiązała się w Bydgoszczy spółka z o.o. „Stara Farbiarnia”, która zaplanowała budowę hotelu przy św. Trójcy 4-6 i wystąpiła o dofinansowanie tej inwestycji ze środków regionalnego programu operacyjnego.
- Czy spółka ta była właścicielem budynku? - pytamy w Urzędzie Marszałkowskim.
- Przedstawiła notarialnie poświadczoną umowę dzierżawy tej nieruchomości z prawem jej pierwokupu i to wystarczyło - informuje Paweł Krawański, naczelnik wydziału wdrażania projektów.
24.08.2010 r. Zarząd Województwa Kujawsko-Pomorskiego przyznaje „Starej Farbiarni” dofinansowanie, ale budowa hotelu nie rusza.
- Wiedział Pan o nielegalnie wylewanych stropach? - pytamy Macieja Juszczakiewicza prezesa „Starej Farbiarni”, która w lipcu (tak twierdzi Andrzej P.) kupiła obiekt.
- Nie wiedziałem! - zapewnia i zapowiada wyjaśnienie sprawy. Za tydzień rozmowa z nim oraz Andrzejem P.
