Ważniejsze jednak wydaje mi się to, by strach przed gniewem ludu i jego konsekwencjami nie sparaliżował prac drogowych w różnych częściach miasta. Bo byłoby to wylanie dziecka z kąpielą. I tak na przykład krótko po pierwszym weekendzie bez Trasy Uniwersyteckiej zacytowaliśmy głos bydgoszczanina domagającego się odwołania inżyniera miasta. Oburzony pan napisał swoja filipikę w Internecie po tym, jak w poniedziałek rano odstał swoje w korku przed mostem Królowej Jadwigi. Na moście bowiem z powodu remontu zamknięty był jeden pas ruchu.
Ciekaw jestem, jak zdaniem naszego obywatelskiego komentatora powinien zachować się w poniedziałek nieszczęsny inżynier miasta? Przerwać wszystkie prace na bydgoskich ulicach, dopóki znów nie zostanie otwarta Trasa Uniwersytecka? Dziś z kolei piszemy o rozpoczynających się właśnie utrudnieniach na remontowanej ulicy Siedleckiej. Publikujemy też wyjaśnienia rzecznika bydgoskich drogowców, który obiecuje, że w marcu zacznie się kompleksowa naprawa jak zwykle podziurawionych przez zimę ulic. I co, inżynier miasta ma pokazać rzecznikowi ZDMiKP żółtą kartkę i zarządzić, by naprawa kraterów w asfalcie poczekała do jesieni? Siedlecka też zresztą mogłaby poczekać na finisz prac, skoro tyle lat bez nich wytrzymała. Tylko czy na pewno o to nam chodzi?
Takich arterii, jak Trasa Uniwersytecka, nie da się w pełni zastąpić jakimkolwiek objazdem. Sypiące się Wiadukty Warszawskie też raczej nie mogą poczekać na lepsze czasy.
Moim zdaniem, drogowcy nie powinni teraz chować się do nory przed gniewem ludy, tylko przeciwnie - budować i naprawiać jak najwięcej i jak najszybciej, póki trwa częściowy lockdown. Bo potem będzie jeszcze trudniej.
