Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po mszy na spacer - tak większość bydgoszczan spędzała dawniej dni wolne od pracy

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Czym charakteryzowały się w okresie międzywojennym niedziele w Bydgoszczy? Przede wszystkim tłokiem na głównych ulicach, w parkach i nad kanałem.

Mieszkańcy każdego miasta posiadają określone, tylko im właściwe zwyczaje. Na obraz życia określonej wspólnoty ludzi w dużej mierze rzutują tradycje narodowe, lokalne, religijne, rodzinne, zachowania i sytuacje uwarunkowane geograficznie czy klimatycznie.
[break]

W Bydgoszczy, bezpośrednio po powrocie miasta do Polski w 1920 roku, na wykształcenie się swoistych lokalnych obyczajów największy wpływ posiadało samo położenie miasta nad urokliwym Kanałem Bydgoskim, nad wartką Brdą, z Wyspą Młyńską w środku i kilkoma rozległymi parkami. Znaczącym dziedzictwem miasta po czasach pruskich był także rozbudowany przemysł. Trzeba pamiętać, że społeczeństwo bydgoskie w ciągu kilku pierwszych lat istnienia II Rzeczypospolitej właściwie utworzyło się na nowo, startując z punktu praktycznie zerowego. Przedwojennych bydgoszczan było w mieście kilkanaście procent, część z nich to byli w dodatku Niemcy i Żydzi, dystansujący się od polskiego środowiska. Znakomita większość mieszkańców naszego miasta to byli przyjezdni, głównie z Wielkopolski, w mniejszej części z Pomorza, Kujaw i innych regionów kraju, także z kresów wschodnich.
Na „nyguskę” szli tylko nieliczni

Czy to właśnie, zapewne odczuwane, pewne wyobcowanie przybyszów miało wpływ na niezwykle gorliwą i demonstracyjną pobożność bydgoszczan? Wszystkie uroczystości religijne, procesje, odsłonięcia posągów i figur na ulicach i placach gromadziły tysiące mieszkańców. To, że żołnierze i uczniowie pod presją uczestniczyli w mszach, wykształcało nawyk demonstrowania katolicyzmu w późniejszym wieku.
W niedzielne przedpołudnia zapełniały się zatem bydgoskie kościoły, po brzegi - te katolickie, w mniejszym stopniu ewangelickie. Obowiązywał ekskluzywny, zakładany tylko na niedziele, odświętny strój. Im wcześniejsza godzina uczestnictwa we mszę, tym milej elegancja była widziana. Skrzętnie pilnowano, by sąsiedzi to widzieli. Na ostatnią mszę w południe chodziły - zdaniem większości - same lenie i „nygusy”, więc zwano ją „nyguską”.

Niedziele i święta w międzywojennej Bydgoszczy miały szczególny charakter. Nie wolno było w te dni wykonywać żadnych nieuzasadnionych czynności domowych. Starsi mieszkańcy naszego miasta wspominają, że przygotowanie niedzielnego stroju, odświeżanie, prasowanie i pucowanie butów odbywało się zawsze wyłącznie w sobotę wieczorem.

Nie było nawet mowy o tym, by w niedziele czy święto otwarte były sklepy, czyli „składy”, jak się wówczas powszechnie mówiło. Nikt ze sklepikarzy nie zaryzykowałby popełnienia takiej gafy. Jedynie nieliczni Żydzi swoim sąsiadom czy znajomym umożliwiali nabywanie np. soli, której jak na złość zabrakło do niedzielnego obiadu, wpuszczając ich do sklepu tylnymi drzwiami.

Po mszy był domowy obiad, koniecznie z rosołem i solidną porcją mięsa, a następnie nadchodził czas wolny. Niektórzy, szczególnie tzw. panie domu i wszystkowiedzące sąsiadki otwierały szeroko okna, podkładały haftowane przez siebie dekoracyjne poduszki pod łokcie i do wieczora oglądały ówczesną „telewizję”, a dokładniej niekończący się i nie przerywany reklamami serial pn. „Życie na bydgoskiej ulicy”. Inni wychodzili z domu. Przy dobrej letniej pogodzie już wczesnym popołudniem zapełniały się tzw. śluzy nad kanałem, nadbrdziańskie bulwary i parki. Przepełnione stateczki zabierały bydgoszczan na przejażdżkę do Brdyujścia, zapełniały się liczne kawiarnie i restauracje na wolnym powietrzu. Wieczorami pojawiały się w niektórych z nich grupy muzyków, grające na żywo miniatury klasyczne, popularne walce i arie. Część mieszkańców, zwłaszcza młodszych, wybierała się na zawody sportowe: mecze piłkarskie, wyścigi wioślarskie i kajakarskie, zawody lekkoatletyczne, wyścigi żużlowe... A w dni niepogody zapełniały się kina, kawiarnie w lokalach, kabarety i teatr.

„Ogony wygarnirowanych mieszczanek”

Głównym jednak sposobem spędzania niedzielnego popołudnia przez bydgoszczan były spacery. Gdańską - dla szpanu i w drodze do parku, Nakielską i Grunwaldzką - w kierunku tzw. śluz.

Znakomicie, z dystansem i sporą dozą ironii obraz Bydgoszczy w niedzielne popołudnie zaprezentował publicysta podpisujący się „Tom.” w „Dzienniku Bydgoskim” w 1933 roku. Oto kilka fragmentów tego bogatego językowo, skrzącego się humorem i pełnego celnych obserwacji tekstu: „Bydgoszczanin z lekkim sercem nie wystawia na szwank swego schludnie galowego przyodziewku, pieczołowicie konserwowanego przez tydzień w naftalinie, by go niszczyć w jeden świąteczny dzień niepogody. To jest nie do pomyślenia. Ale niechno słoneczko wypłynie zza niebieskiej kotary, a zaroją się ulice: plac Teatralny, Stary Rynek, Gdańska, Focha, Jagiellońska, no i wszystkie parki bydgoskie gęsto umeblowane wygodnemi ławkami. Te parki, te czyste ulice, osobliwie w nowej dzielnicy miejskiej, wyfroterowane jak na dancing, to pycha grodu nadbrdziańskiego. Bo jest i czem się przed obcymi pochwalić. I dziwują się potem przychodźcy innodzielnicowi, że mieszkaniec zachodniej Polski tak do góry zadziera nosa. Ja myślę każdy, kto ma takie meble w domu, nie byłby innym (...) Godziny przedwieczorne na deptaku. Niedziela. (...) Ujrzysz wtedy na ulicach Bydgoszczy tezauryzowane przez cały tydzień w kuchni nabożne gosposie (...) pracowitego rzemieślnika w czystym, ze 30 lat konserwowanym żakiecie, wiekowe paniusie w kapeluszach, nieraz pamiętających bez mała czasy Kongresu Wiedeńskiego, zażywnego, pewnego siebie kupca, całe paradne, uroczystościowe mieszczaństwo (...) Krok w krok, niby za procesją ciągną długie ogony nadobnie wygarnirowanych mieszczanek, zuchowato wyglądających „gefrei-trów”, kolorowych ułanów, ale raz po raz przed szarżą wyższą zastrachanych o prawomocność swych przepustek; dalej - dziewczynki ze składów, wypucowane domowe garnkotłuki, panienki z biur, stenotypistki z urzędów, pomocnicy handlowi, biuraliści - wszystko, co młode i co życia spragnione. Ulice i parki anektuje pod wieczór młode pokolenie, a starzyzna społeczna „ojciec z matką” lokują w oknach, na oścież otwartych, poduszki haftowane i, roztarasowawszy się wygodnie, godzinami wspominają, że i dla nich parny jaśminem, duszny akacją wieczór letni miał urok bajki i przynętę słodyczy. Pod teatrem stoją stare lowelasy, demobil kawalerski, i szukają łatwych sukcesów na ulicy. Tu i tam padają komplementy rubaszne, tu i tam dochodzi do wymiany powłóczystych spojrzeń”.

Specyficzne dla Bydgoszczy klimat i obyczaje z lat 20. i 30. odeszły w niepamięć z II wojną światową. W czasach PRL-u niedziele w życiu bydgoszczan nabrały nowego, znów oryginalnego charakteru. Ale to już materiał na inną opowieść.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!