Zamówili pizzę, podali swój numer telefonu i zaczaili się na dostawcę. Zapłacili mu kijem bejsbolowym.
O tym, że zawód kuriera nie należy do bezpiecznych, przekonał się 52-letni pan Zbigniew, który kilka dni temu miał dostarczyć pizzę do mieszkania na ul. Waryńskiego w Bydgoszczy.
<!** reklama left>Kilka minut po godz. 22 podjechał pod wskazany adres. Wysiadł z samochodu i gdy podchodził do bloku, został od tyłu zaatakowany.
- Pracownik dostał kijem bejsbolowym w głowę. Pamięta, że bandytów było dwóch. Wszystko wskazuje na to, że to oni zamówili pizzę. Przed wyjazdem dostawcy potwierdzaliśmy pod podanym przez nich numerem to zamówienie. Teraz wszystko jest w rękach policji - mówi Kamil Jóźwiak, kierownik restauracji „Telepizza” w Bydgoszczy.
Podkreśla jednak, że do takich napadów dochodzi rzadko. Ostatnio kilka lat temu. Innego pracownika restauracji obstawiło w klatce schodowej na Szwederowie kilku bandziorów.
- Miałem się z nimi bić? - wspomina pan Eugeniusz.
Jakub Nowak, szef sieci „Orient Express”, mówi, że właśnie ze względów bezpieczeństwa restauracja ograniczyła godziny dostaw.
- Realizujemy je tylko do godziny osiemnastej. Potem zjeść można tylko na miejscu - dodaje.
Kierowca twierdzi, że najbardziej ryzykowne są zamówienia do mieszkań. - Nigdy nie wiadomo, kto otworzy drzwi. Dlatego jeżdżę głównie do zakładów pracy - mówi.
Dostawcy jedzenia starają się unikać ryzykownych zleceń. Ale nie zawsze im się to udaje.
- Bywa że strach mnie obleci, gdy adres, pod który jadę, to jakaś kamienica bez światła. Czasem atakują psy, ale generalnie to się nie boję - pani Dominika od kilku lat rozwozi jedzenie z popularnego baru na ulicy Dworcowej. - Gdy okazuje się, że zamówienie składa agencja towarzyska, nigdy nie jadę. Wówczas zastępuje mnie kolega, bo takie zlecenia realizują tylko mężczyźni - dodaje. 25-letnia pani Dominika wspomina jedno z najdziwniejszych zamówień. - Pasażerowie pociągu jadącego z Gdańska do Zakopanego zdobyli nasz numer telefoniczny na informacji. Zadzwonili do nas i poinformowali, o której będą w Bydgoszczy. Umówiliśmy się, że będą mi kiwać przez okno pociągu na drugim peronie. Wszystko zagrało. Potem zadzwonili z trasy, że bardzo im smakowało.