Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pitawal bydgoski: Jak bydgoski oficer przyniósł miastu wstyd na całą Polskę

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
ZDJĘCIE ILUSTRACYJNE
ZDJĘCIE ILUSTRACYJNE Narodowe Archiwum Cyfrowe
Stosunki między Polakami i Niemcami w Bydgoszczy zawsze były napięte. Konflikty nasiliły się jednak w sposób szczególny po dojściu Adolfa Hitlera do władzy w 1933 roku, kiedy to w Niemczech zaczęto otwarcie mówić o konieczności rewizji traktatu wersalskiego i powrocie Pomorza wraz z Bydgoszczą do Niemiec.

Począwszy od 1933, bydgoska policja notowała różnego rodzaju agresywne zachowania występujące z obu stron. Niektóre z nich kończyły się nałożeniem grzywny, inne zdarzenia trafiały do sądu.

Jedno z nich, incydent jakich wiele się zdarzało, wywołał jednak szczególne reperkusje i duże zainteresowanie w mieście. Chodziło o sprawę związaną z wizytą oficjalnej delegacji zagranicznej w naszym mieście, której uczestnicy po zakończeniu obrad udali się na wspólną kolację do restauracji.

Do Bydgoszczy przybyli członkowie komisji kolejowej polsko-rumuńskiej zajmującej się rozwijaniem współpracy związanej z transportem.

9 marca 1934 roku do Bydgoszczy przybyli członkowie komisji kolejowej polsko-rumuńskiej zajmującej się rozwijaniem współpracy związanej z transportem. W jej skład wchodziło dwóch urzędników ministerstwa komunikacji Rumunii - Anhelescu i Ciupor, delegat dyrekcji kolei z Wolnego Miasta Gdańsk Hermann oraz przedstawiciel ministerstwa komunikacji z Warszawy, Jerzy Czempiński.

Bydgoskie schody na starych zdjęciach. Zabieramy Was w krótki spacer! Na fotografiach wykonanych wiele lat temu widać, m.in. schody prowadzące ze Szwederowa i Wzgórza Wolności w kierunku centrum miasta.➤ Więcej fotografii na następnych stronach. ➤11 lat na krótkim filmie. Tak "rośnie" cmentarz przy Wiślanej w Bydgoszczy

Spacer bydgoskimi schodami. Podróż w czasie na starych zdjęciach

Pechowa wizyta

Po obradach, które miały miejsce w budynku kolei przy ul. Dworcowej, goście przed spoczynkiem w hotelu „Pod Orłem” wstąpili na kolację do restauracji Behrendta, znajdującej się na tej samej ulicy, po drodze do hotelu.
W czasie kolacji delegaci prowadzili ożywioną dyskusję w języku niemieckim. Był to jedyny język, który znali wszyscy członkowie komisji, dlatego też w naturalny sposób, wyłącznie w nim się odzywali.

W czasie kolacji delegaci prowadzili ożywioną dyskusję w języku niemieckim. Był to jedyny język, który znali wszyscy członkowie komisji.

Rozmowa po niemiecku nie spodobała się jednak towarzystwu zajmującemu sąsiedni stolik. Miejsca przy nim zajmowali m.in. dwaj oficerowie wojska polskiego. Jeden z nich, por. Jan K. z 22 batalionu Korpusu Ochrony Pogranicza stacjonującego w Trokach pod Wilnem, będący w odwiedzinach u rodziny w Bydgoszczy, głośno zażądał od członków komisji, aby natychmiast przestali się odzywać po niemiecku, w przeciwnym bowiem razie zostaną usunięci z lokalu.

Dlaczego tak?

Chcąc możliwie szybko zażegnać konflikt, Jerzy Czempliński zaproponował reszcie swojego towarzystwa pospieszne opuszczenie lokalu, jako że wszyscy znajdowali się już po spożyciu posiłku. Sam też postanowił ratować sytuację w obawie, by goście z Rumunii nie wywieźli z Bydgoszczy złego wrażenia o Polakach. Podszedł do sąsiedniego stolika i wyjaśnił, kim są goście i dlaczego muszą rozmawiać ze sobą po niemiecku. W międzyczasie wszyscy członkowie komisji pośpiesznie zaczęli się ubierać i szykować do opuszczenia restauracji.

W obawie przed bójką całą czwórka członków komisji opuściła pośpiesznie lokal.

Wyjaśnienie to, zamiast załagodzić konflikt, wywołało jednak jeszcze bardziej agresywne zachowanie podpitych już wojskowych. Jeden z nich zażądał, aby Czempiński, który ubierał się już przed opuszczeniem lokalu, na czas rozmowy zdjął z głowy kapelusz dla okazania szacunku dla polskiego wojska. Kiedy zaczepiony odmówił spełnienia tej zachcianki, ze swojego miejsca zerwał się siedzący razem z oficerami cywil, Bolesław S. i strącił Czempińskiemu kapelusz z głowy. Urzędnik ministerstwa kapelusz podniósł, okazał swoją wizytówkę i zażądał od agresora przedstawienia się w ten sam sposób. Jego reakcja była jednak zgoła przeciwna. Bolesław S. zerwał się z krzesła i wymierzył Jerzemu Czempińskiemu siarczysty policzek. W obawie przed bójką całą czwórka członków komisji opuściła pośpiesznie lokal. Z hotelu, bezpośrednio po dotarciu do niego, poszkodowany zatelefonował na posterunek policji, opisał całą sytuację i zażądał odszukania i ukarania agresywnego cywila.

Nacjonaliści z Bydgoszczy

Kiedy policja przybyła do restauracji, towarzystwo oficersko-cywilne ucztowało dalej w najlepsze. Bolesław S. został spisany. Następnego dnia poszkodowany urzędnik ministerstwa o napaści powiadomił warszawską prasę, która skwapliwie napisała o agresywnych nacjonalistach w bydgoskich lokalach.
Kilka tygodni później Bolesław S. otrzymał wezwanie do sądu grodzkiego w Bydgoszczy, gdyż, jak się okazało, Jerzy Czempiński wniósł przeciwko niemu prywatne oskarżenie o obrazę godności osobistej i czynne znieważenie w okolicznościach szczególnie obciążających.

Urzędnik ministerstwa o napaści powiadomił warszawską prasę, która skwapliwie napisała o agresywnych nacjonalistach w bydgoskich lokalach.

Pomimo zeznań świadków, oskarżony do winy się nie przyznał. Sąd skazał go na karę grzywny w wysokości 200 złotych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera