Psycholog Abraham Maslow przed prawie 70 laty skonstruował tzw. piramidę potrzeb. Jego zdaniem, zaspokojenie potrzeb na dole piramidy jest konieczne, by ważne stały się potrzeby na następnych poziomach. Na niższych piętrach lokują się potrzeby niedoboru - kolejno: fizjologiczne, bezpieczeństwa, przynależności, szacunku. Dopiero po zaspokojeniu tych potrzeb człek zaczyna dostrzegać potrzeby wzrostu: poznawcze, estetyczne, samorealizacji i wreszcie, na samym szczycie piramidy: potrzeby transcendencji, czyli „wykraczające poza potrzeby skupione na własnym szczęściu dążenie do wyjścia poza własną jaźń i doświadczenia duchowej jedności z kosmosem”. Bydgoska Szkoła Środowiska powołała już do życia wydział lotnictwa i kosmonautyki, ale obawiam się, że mimo to przeciętny bydgoszczanin duchowej jedności z kosmosem doświadcza rzadko - głównie w piątek po wypłacie. I nie może być inaczej, skoro praca organiczna na innych pięterkach idzie jak po grudzie. Choć ostatnie dni przyniosły też otuchę.
<!** Image 3 align=none alt="Image 164931" sub="Po odwilży domy w Czarnowie zalały wody gruntowe
Fot. Archiwum">
***
Otucha na pewno wstąpiła w serca bydgoskich kierowców. Jeszcze tydzień temu pisałem o koszmarze na jezdniach i małej nadziei na uporanie się z tym fantem przed wiosną. Byłem człowiekiem małej wiary. Gdy armia (no, może batalion) zatykaczy dziur wzięła się do pracy, efekty stały się widoczne dosłownie z dnia na dzień. Nadal nie jest dobrze, lecz znacznie lepiej niż było. Tym samym miasto zaspokoiło jedną z potrzeb leżących na dole piramidy: potrzebę bezpieczeństwa, dzięki czemu zaczniemy odczuwać potrzeby wyższej rangi, poznawcze czy estetyczne. Pytanie, czy na ich zaspokojenie miastu starczy teraz pieniędzy. Innymi słowy: czy latem będą igrzyska? Wolę jednak z tym pytaniem nie wyskakiwać przed szereg. Mając do wyboru gładkie ulice i wyginające krągłości plastikowe gwiazdki na imprezach typu Bydgoszcz Hit Festival, wolę cieszyć oko asfaltową płaszczyzną.
***
<!** reklama>
Mniej nadziei zobaczył nasz reporter w oczach mieszkańców ulic Dębowej i Świerkowej w Czarnowie. Kiedy domki tam się budowały, niejeden podróżny na trasie Bydgoszcz - Toruń zerkał na nie z zazdrością. Teraz widać, że nowi właściciciele wpadli w wodną pułapkę. Parę miesięcy temu na wiślanym wale kładli worki z piaskiem, modląc się, by rzeka im odpuściła. Teraz brną do domu przez wodę, ale nie za sprawą Wisły. Po odwilży załały ich wody gruntowe, nieznajdujące ujścia w zasypanych rowach melioracyjnych. Coraz częściej, w różnych miejscach Polski słyszymy o podobnych nieszczęściach. Złośliwy powie: widziały gały, co brały. Problem w tym, że zwykle nie widziały i nawet nie podejrzewały. Wielu z mieszkańców takich rajów to mieszczuchy, przybyłe na wieś ze spokojnego bloku, w którym każdy kłopot rozwiązywał administrator. Za takich żółtodziobów powinna jednak myśleć gmina, na której leżą nieruchomości. Nie zgadzać się na przekwalifikowanie działki z rolniczej na budowlaną, jeśli stale grozi podtopieniem. Albo przynajmniej ostrzegać kupców, że poza wydatkiem na budowę domu będą też musieli złożyć się na prace melioracyjne. Niestety, czasem presja chcących zarobić na sprzedaży działek byłych rolników, ich „dojścia” w urzędzie okazują się silniejsze niż troska o potrzebę bezpieczeństwa, a także potrzeby fizjologiczne (wody gruntowe w Czarnowie zalewają przepompownię ścieków, co grozi zatruciem ujęć wody pitnej) nowych obywateli gminy.
***
Przeciwko potrzebom fizjologicznym mieszkańców drastycznie wystąpił właściciel fordońskiego mieszkania przy Powalisza, który w środku zimy odciął niepłacącej mu czynszu rodzinie wszystkie media i wymontował okna. Za folią zamiast okien, bez prądu i ogrzewania cztery osoby (w tym małżeństwo pod sześćdziesiątkę) koczują już dwa tygodnie. Wraca kapitalizm w stylu „Ziemi obiecanej”? Niekoniecznie. Jak się przy okazji dowiedziałem, jest to działanie wręcz rekomendowane przez adwokatów - jako ostatnia deska ratunku przed oszustami, którzy wynajmują mieszkania bez najmniejszej ochoty regulowania czynszu. Ot, smutny koniec państwa opiekuńczego.