https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pierwszy dzień lata

Tragedia w Lubiczu długo pozostanie w pamięci mieszkańców. Ludzie obwiniają się nawzajem o śmierć Pawła Lipińskiego, który rzucił się do rzeki na ratunek. Mówią nawet o samosądzie

Tragedia w Lubiczu długo pozostanie w pamięci mieszkańców. Ludzie obwiniają się nawzajem o śmierć Pawła Lipińskiego, który rzucił się do rzeki na ratunek. Mówią nawet o samosądzie

<!** Image 1 ALIGN=NONE>

Bąbelki. Ci, którzy wtedy byli w nurcie Drwęcy śnią ciągle o bąbelkach powietrza, które otaczają ich z wszystkich stron. Świadkowie podają różne wersje tego dramatycznego wydarzenia. Tak jakby mówili o zupełnie różnych wypadkach. 29 maja było gorąco. O kąpieli myślało wielu. Jednak nie Paweł Lipiński, który siedział z matką w cieniu za domem.

Na ratunek

- Mam sześć córek i jego jedynego, królewicza mojego kochanego... miałam - Bożena Lipińska ubrana na czarno ściska ręce na podołku i cedzi każde słowo z ogromnym wysiłkiem. Obok zdjęcie syna i medal za odwagę, który dostał po śmierci. - Kolega go namówił, że warto iść nad rzekę. Nie chciał, ale w końcu się zdecydował. Gdyby nie poszedł, żyłby do dziś.

<!** Image 5 ALIGN=LEFT>Nad rzeką, tuż za jazem przy dawnym młynie, było już kilka osób. Większość miała za sobą niezbyt miłe rozmowy z właścicielem tego terenu, Krzysztofem Walterskim. - Tu nie ma przejścia, miejsce po przebudowie jazu stało się szczególnie niebezpieczne. Przypominałem o tym - wspomina gospodarz z Lubicza. - Dobrze pamiętam rozmowę z Lidią, która szła z dziećmi. Potem z Darkiem Czmutem. Chciałem go zatrzymać, nawet zrobił krok wstecz, ale machnąłem ręką, bo przyszedł z dziewczyną, nie chciałem mu randki psuć. Teraz wiem, że dobrze się stało. Przeznaczenie.

Główni bohaterowie dramatu to właśnie Lidia Lipińska z 8-letnim synem Szymonem i 4-letnią Weroniką, Dariusz Czmut i Paweł Lipiński. Ich losy miały się spleść w tamto niedzielne popołudnie.

Szymon Lipiński przyznaje, że pływać nie umie, ale skakać na główkę do rzeki jak najbardziej. Od lat bawił się w tym miejscu, jednak tym razem, tam gdzie było wcześniej dno, zaczynało się podwodne urwisko.

Na ratunek dziecku skoczyła Lidia Lipińska. - Poczułam, że coś jest nie tak. Jakiś wir odciągnął mnie od brzegu na kilkanaście metrów. Zaczęłam się topić - wspomina młoda kobieta, która dziś niechętnie wychodzi z domu. - Na ratunek skoczył Paweł. Dopłynął do Szymona, chwycił go, ale i jego porwało. Gdy puścił mojego syna, pierwszy raz zniknął pod wodą.

W tym momencie do wody ruszył Dariusz Czmut. Błyskawicznie znalazł się na środku rzeki. - Mijałem Pawła. Wyglądało, że da sobie radę. Powiedziałem: Wracaj, ja im pomogę. Nie wiem, czy usłyszał. - Dariusz zdołał dotrzeć do Lidii i Szymona. Na przemian uwieszali się na nim. Solidny łańcuszek, który nosi na szyi, uratował najpewniej życie Lidii. Zacisnęła na nim palce i nie puściła do końca: - Ten dzieciak mnie zadziwił. Był absolutnie przytomny i cały czas krzyczał: Ratuj mamę! Mamo, nie bój się!

W tym samym czasie siedemnastoletni Paweł Lipiński także walczył z żywiołem. Niestety, wiry zniosły go bliżej środka rzeki. Topił się. Gdyby nie robotnicy, którzy remontują jaz przy młynie, najpewniej Dariusz, Lidia i Szymon podzieliliby jego los.

Robotnicy, słysząc paniczne krzyki dochodzące z wody i brzegu, uruchomili mały kuter i podpłynęli z kołem ratunkowym. Dariusz resztkami sił podał im Szymona. Wraz z Lidią uczepili się koła ratunkowego. - Gdy dotarłam do brzegu, padłam i leżałam na tym kole. Nikt nie podszedł do mnie, nie pomógł. Zadzwoniłam po męża, on dopiero mnie podniósł - Lidia Lipińska twierdzi, że w trakcie akcji większość świadków po prostu uciekła. - Byłam w szoku. Domyślałam się, że Paweł utonął, ale nie byłam jeszcze wtedy pewna. Nie mogłam ręką ruszyć.

Inną wersję podają sąsiadki matki Pawła. Twierdzą, że były wtedy na brzegu. Ich zdaniem, topiła się jeszcze czteroletnia Weronika. To ją miał pchnąć czy też rzucić w kierunku brzegu Paweł, nim zaczął się topić. - To zła kobieta. Po prostu cały czas kłamie! Matce Pawła nawet nie podziękowała, jak tak można?! - usłyszeliśmy od jednej z kobiet, która nie chciała się przedstawić.

Poszukiwania

Z Lidią Lipińską, jej mężem Andrzejem i dziećmi rozmawiamy w domu. Andrzej jest synem Zdzisława Lipińskiego, ojca Pawła, z pierwszego małżeństwa. Namawia żonę, by nie obwiniała się o śmierć Pawła. - Sama nie wiem, czy mam wyjść z domu i patrzeć ludziom prosto w oczy... Wiem, co o mnie mówią. U matki Pawła jestem codziennie, rozmawiam z nią. Paweł będzie zawsze w moim sercu. Tak jak Dariusz, któremu ostatecznie zawdzięczam życie. Jest mi strasznie przykro, ale co mam jeszcze zrobić? - pyta młoda kobieta.

<!** Image 6 ALIGN=NONE>

Bożena Lipińska przyznaje, że Lidia przychodzi do niej po tragedii. - Coś mi tam szepce, ale nie wszystko słyszę. Może to przez te leki. Andrzej, jej mąż, to złoty chłopak. Podobny do mojego Pawełka, ale ona... Szkoda gadać.

Mieszkańców Lubicza i okolic zjednoczyła akcja poszukiwania ciała Pawła. Włączyli się praktycznie wszyscy. Tłum ludzi na brzegu solidarnie wyzywał od najgorszych ekipę strażacką, która niespecjalnie paliła się do nurkowania w niebezpiecznym miejscu. - Przyjechały te brzuchacze! Więcej było dowódców niż nurków! Czemu nie wchodzicie! - krzyczałem do nich. A jeden na to: Sam niech pan wejdzie - Zdzisław Lipiński aż pięści zaciska wspominając tamte chwile. - Gdy młody nurek chciał wejść do wody, jeden z tych ważniaków mu zabronił. Wtedy ten chłopak poszedł za samochód i płakał.

Straż tłumaczy dziś, że gdy chodzi o ratowanie godności, a nie życia (bo Paweł na pewno już nie żył) nie ryzykuje się nadmiernie. Stąd taka, a nie inna decyzja dowódcy strażackiej ekipy.

<!** Image 2 ALIGN=NONE>

- A Zbigniew Bereźnicki, chłopak stąd, z Krobii, się nie bał. To jest dla mnie prawdziwy nurek! - podkreśla ojciec Pawła. Zbigniew Bereźnicki o swoich poszukiwaniach mówi bardzo skromnie. - Znałem to miejsce od lat. Przeczuwałem, że zmieniło się zdecydowanie pod wpływem remontu jazu, ale uznałem, że mogę tam wejść. Najbardziej dziwiły mnie bosaki strażaków. Były trzymetrowe, a ja schodziłem tam na pięć metrów. Nie mieli szans niczego znaleźć. Widoczność była praktycznie zerowa, nurt przy dnie podrywał kamienie. Pełno tam kawałków betonu i prętów. Rzucało mną jak kłodą. Niestety, Pawła nie znalazłem.

Wielu mieszkańców prowadzi- ło poszukiwania na własną rękę wzdłuż brzegów rzeki. Równocześnie w sklepach prowadzono zbiórkę jedzenia i pieniędzy dla rodziny dotkniętej tragedią. Cały Lubicz żył tym wydarzeniem.

Jan Gołębiewski, prowadzący w Lubiczu firmę, oddał swój czas, pieniądze i samochód do dyspozycji rodziny Lipińskich. To on pojechał z ojcem Pawła do Krzysztofa Jackowskiego, jasnowidza z Człuchowa. Dziś wszyscy przyznają, że był to znakomity pomysł. - Ten facet chciał od nas tylko piżamę Pawła i zdjęcie - wspomina ojciec Pawła. - Zakazał cokolwiek mówić. Po godzinie dał nam szkic. Zaznaczył zakręt Drwęcy na wysokości Nowej Wsi, skarpę i gałąź, na której ciało Pawła miało utknąć. Pojechaliśmy od razu w to miejsce.

Dotarli tam też nurkowie: Zbigniew Bereźnicki i Krzysztof Podanowski. Poszukiwania jednak nie przyniosły rezultatu. Jasnowidz utrzymywał, że się nie myli i poprosił o dokładny plan terenu. Wójt wydał mapę geodezyjną. Do Człuchowa przesłał ją faksem, pociętą na kawałki, Jan Gołębiewski. Odpowiedź przyszła szybko. Miejsce zaznaczono dokładnie. - Tam były pod wodą korzenie, ciało mogło się nie zaczepić. Nie nam dane jednak było znaleźć Pawła - dodaje Zbigniew Bereźnicki. - Ludzie słyszeli o tej mapce, męczyło to wszystkich, szukali na własną rękę i jeden z nich z brzegu zauważył ciało. Było tam, gdzie wskazywał jasnowidz.

Paweł Lipiński pośmiertnie został odznaczony medalem „Za ofiarność i odwagę w obronie życia i mienia”. Jego pogrzeb na chwilę uciszył dyskusje, jednak już po kilku dniach emocje znowu opanowały Lubicz.

- Powinni ją spalić jak czarownicę! - usłyszeliśmy od jednej z mieszkanek. - Gdyby pilnowała dzieciaków, nie łaziła, gdzie nie trzeba, ten chłopak by żył. Jeszcze śmie zaprzeczać, że dwójka jej dzieci się topiła! Kłamie, bo pewnie boi się odpowiedzialności.

<!** Image 7 ALIGN=LEFT>Matka Pawła ciągle wspomina ostatnie chwile z synem. Obwinia się, że pozwoliła mu iść nad rzekę. - Ale on przecież pływał jak ryba, mój Pawełek. Każde pieniądze zarobione w warsztacie, gdzie praktykował, przynosił do domu. U nas się nie przelewa - 900 złotych renty razem mamy, cztery osoby na utrzymaniu. A on zawsze powtarzał, nie martw się mamo, jak będę miał warsztat, będziesz miała wszystko. Będziesz miała lepiej niż w niebie. Chleba ci nie zabraknie, tak do mnie mówił. A teraz gorzej mam niż w piekle. Czemu Pan Bóg mnie nie zabrał, tylko jego!? Rozpacz matki przerywa tylko chęć podziękowania wszystkim, którzy pomagali w tych najtrudniejszych w jej życiu dniach: - Niech pan napisze, że jestem bardzo wdzięczna, niech pan to koniecznie napisze.

Wójt Lubicza, Marek Olszewski, pamięta doskonale tamten dzień: - To był taki prawdziwy pierwszy dzień lata. Rano byłem na zawodach strażackich i prawie udaru słonecznego dostałem. Rozumiem, że ludzie pragnęli się wykąpać. Ale w Drwęcy, a już szczególnie za jazem, po prostu kąpać się nie można. Postawimy w tym miejscu tablicę ostrzegawczą, przypomnimy o tym zakazie, ale nie jestem pewien, czy to pomoże. Co kilka lat, niestety, ktoś się w Drwęcy topi.

Ciągle przed oczyma

Dariusz Czmut, tak jak Lidia i jej syn, ciągle jeszcze ma przed oczyma bąbelki. Wszystko wraca pod prysznicem. Mieszkańcy Lubicza przypominają, że Dariuszowi także należy się medal za odwagę. Wójt o takowy wystąpił, należy się spodziewać, że za miesiąc 27-letni mieszkaniec Lubicza zostanie odznaczony. - Wtedy może zgodzę się na zdjęcie - mówi. - Dziś nie chcę rozgłosu. Zrobiłem to, bo dobrze pływam. Jednak nie przypuszczałem, że będzie aż tak ciężko. Gdy się dogrzebaliśmy do brzegu, byłem wypompowany. Walka w wodzie trwała dla mnie wieczność. Wiem jedno, bo odczułem to na własnej skórze, tam zmienił się kompletnie prąd. Prędzej, czy później ktoś musiał się w tym miejscu utopić.

<!** Image 8 ALIGN=NONE>

W Lubiczu wszyscy podziwiają Dariusza, ale czy zaakceptują odpowiedź na jedno ważne pytanie? To najważniejsze. Jak to naprawdę było? Kto ostatecznie się topił tamtego gorącego dnia? - Przeżyłem szok, ale pamiętam dokładnie, co się działo. W wodzie był Paweł ratujący Lidię i jej syna. Mała Weronika bawiła się wtedy na brzegu - tak pamięta to Dariusz.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski