- Z 25 rodzin pszczelich zostały mi trzy – ubolewa Jan Lonser, który ma pasiekę pod Świeciem w kierunku Laskowic. W tej samej okolicy wszystkie rodziny stracił inny pszczelarz: Czesław Wejner. - Proszę zaapelować do rolników o opamiętanie się i niepryskanie kwitnącego rzepaku w ciągu dnia – zwrócił się do „Pomorskiej”.
Obaj pszczelarze nie mogą się pogodzić ze stratą.
- Tyle się mówi, tyle apeluje, ale ciągle nie dociera, nawet do policji – podkreśla Jan Lonser. - Dwa radiowozy minęły pole rolnika, który wykonywał opryski w południe i żaden się nie zatrzymał. Przecież służby są od zwalczania przestępczości, a zabijanie pszczół to przestępstwo przeciw ludzkości, prawo tego zabrania!
Podkreśla to również Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa: - Rolnicy stosujący środki ochrony roślin są zobligowani do uwzględniania wymogów integrowanej ochrony roślin, określonych w rozporządzeniu Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z 18 kwietnia 2013 r. Jednym z podstawowych jest ochrona organizmów pożytecznych oraz stwarzanie warunków sprzyjających ich występowaniu. W szczególności dotyczy to pszczół.
Najbardziej skuteczne opryski są po północy
Zasadą jest wykonywanie oprysków nim pszczoły wylecą z uli. W swojej pracy pt. „Zapylacze a chemiczna ochrona rzepaku” prof. dr hab. Stanisław Ignatowicz ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie poleca wykonywać opryski po godz. 21: - Najlepsza wilgotność panuje pomiędzy północą a godz. 6 i wynosi 90 proc., co znacznie ułatwia i przyspiesza wchłanianie preparatów z oprysków. Wykonywane późnym wieczorem poprawiają skuteczność zabiegu.
Ponadto przez zabijanie pszczół tracą sami plantatorzy. Prof. Ignatowicz zaznacza:
- Nawet najlepsze zabiegi agrotechniczne i ochrona chemiczna nie przyniosą oczekiwanych wyników ilościowych i jakościowych, jeżeli rośliny uprawne będą odizolowane od owadów zapylających.
I podaje liczby: wzrost plonu koniczyny czerwonej dzięki zapylaczom wynosi od 50 do 80 proc., lucerny – 65 proc., ogórków - od 75 do 90 proc., słonecznika i rzepaku - o 30 proc.
To samo dotyczy kwitnących właśnie drzew owocowych. - Bez pszczół proces zapylania roślin sadowniczych byłby nie tylko bardzo kosztowny i czasochłonny, ale wręcz niemożliwe byłoby uzyskanie zbioru owoców na skalę towarową - uczula Instytut Ogrodnictwa - PIB w Skierniewicach.
Pszczelarz nie zawsze może udowodnić szkodę
I tak przez niewłaściwe opryski tracą i rolnicy, i pszczelarze. - Żeby odbudować pasiekę, muszę wydać ok. 30 tys. zł – mówi Jan Lonser.
Teoretycznie może on dochodzić odszkodowania, ale wiąże się to z pobraniem prób zatrutych pszczół i wysłaniem ich do analizy toksykologicznej. - Ale moje pszczoły nie wróciły do uli. Mam ich szukać w polu? Niestety, nie mogę udowodnić swoich szkód - ubolewa Lonser.
Gdyby mu się to jednak udało, kara byłaby dotkliwa. - Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa nakłada mandaty, a w przypadku stwierdzenia rażącego naruszenia przepisów, może zostać wydana decyzja zakazująca stosowania środków ochrony roślin do czasu ukończenia szkolenia podstawowego przez rolnika – wylicza PIORiN. - Informujemy też o nieprawidłowościach Państwową Inspekcję Sanitarną, która współpracuje z Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa i stwierdzone nieprawidłowości mogą mieć duży wpływ na wysokość wsparcia wypłacanego rolnikom przez Agencję.
