Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piękna i Bestia czyli o kobiecie w żużlu

Dominika Kucharska
Mam jedno życie, ale w dwóch różnych światach. Kiedy zakładam kevlar i wsiadam na motor, to jestem innym człowiekiem.

Mam jedno życie, ale w dwóch różnych światach. Kiedy zakładam kevlar i wsiadam na motor, to jestem innym człowiekiem.
<!** Image 3 align=none alt="Image 219128" sub="Fot.: Tymon Markowski">
Warkot silników pracujących na pełnych obrotach, tabuny czarnego kurzu unoszącego się w powietrzu, zapach palonych opon i dziki doping z trybun.

<!** reklama>

To symboliczny początek, choć Anita Seidel nie może go pamiętać. Była wtedy w brzuchu mamy, która nawet w ciąży nie chciała opuścić żadnych zawodów.

ŻUŻEL KRĄŻY WE KRWI

Od tego czasu minęło osiemnaście lat. Spotykamy ją przy wejściu na główną trybunę toruńskiej Motoareny. Na trawie wciąż widać kałuże po nocnej burzy, ale żar lejący się z nieba szybko wysusza małe jeziorka.

Tor też przypomina bajorko. Słychać dźwięk silnika maszyny wyrównującej nawierzchnię. Anita jest u siebie. - Mogłabym tu mieszkać, tylko że nie ma dachu i te krzesełka są mało wygodne do spania - żartuje dziewczyna z burzą jasnych włosów, rozbrajającym uśmiechem i paznokciami pociągniętymi czerwonych lakierem.

Ma na sobie jasne, dżinsowe rurki, białą, dziewczęcą bluzkę z lejącym się dekoltem i modne trampki. Jeździ w szkółce KST Unibax Toruń, choć doskonale wie, że na pierwszy rzut oka ludziom trudno w to uwierzyć.

Nie znalazła się tu przez przypadek. Żużlowa pasja krąży w żyłach członków jej rodziny od dawna. Mama, zagorzała fanka czarnego sportu, jest na każdym treningu. Dwa lata młodszy brat trenuje w tej samej szkółce, co siostra. Wujek jest mechanikiem, który tuneruje maszyny w Grudziądzu.

A na pierwsze zawody Anitę przyprowadził jej dziadek. Na stadionie trwa trening. Zawodnicy rozciągają się na trawie, przebierają nogami, zwalniają i znów przyspieszają biegnąc w miejscu. Sami przedstawiciele płci męskiej. - Nie przeszkadza mi to. Chłopcy zawsze się ze mnie śmieją, że nie umiem jeździć. Odpowiadam im, że wiem, ale i tak lubię to robić. Nie potrafię się na nich zezłościć. Mogą mówić, co chcą. Większość z nich na początku jeździła podobnie. Na śmiech odpowiadam śmiechem i wciąż pamiętam, jak na pierwszym treningu zrobili wielkie oczy, że jeździ z nimi dziewczyna - wspomina Anita. Dziś wie, że docinki to jedno, ale na kolegów zawsze może liczyć. Dokręcą śrubkę, doradzą.

<!** Image 4 align=none alt="Image 219129" sub="Fot.: Tymon Markowski">

WIĘKSZA MASZYNA, WIĘCEJ MOŻLIWOŚCI

Jest jedyną kobietą w Toruniu, która trenuje żużel. Idziemy do stajni po jej motor. Zaczynała na mniejszym, ale jak sama przyznaje - większa maszyna, to więcej możliwości.

Pytam, czy drobnej dziewczynie łatwo opanować taką bestię. - Jak ktoś ma siłę i chęci, to jest łatwiej. Co prawda, motor ma dużą moc, więc nie jest to takie hop siup. W tych mniejszych motorach częściej zacina się manetka, więc wolę te większe - wyjaśnia, a ja wciąż jestem pod wrażeniem tego, jak radzi sobie z tym pojazdem.

W końcu motor trochę waży. - Rzeczywiście. Nieraz bolą mnie nadgarstki, bo w trakcie jazdy za mocno je ściskam. Potem mama musi mi ściągać rękawiczki, bo sama nie jestem w stanie tego zrobić.
KAŻDE KÓŁKO MOŻE BYĆ OSTATNIM
10 sierpnia 2011 roku. Tę datę zapamięta na zawsze, bo właśnie wtedy pierwszy raz wsiadła na motor. Miała wtedy piętnaście lat. Na stadion przychodziła jednak od zawsze.

- Pomagałam żużlowcom w trakcie treningów, patrzyłam, jak się przygotowują, robiłam im zdjęcia. Najbardziej jednak interesowało mnie, co czują, gdy jadą - mówi. Teraz już to wie. Gdy jedzie, nie myśli o niczym. - Działa adrenalina. W głowie mam tylko jedno - niech maszyna słucha mnie, a nie ja maszyny. Na motorze można się wyżyć. Jak jest się złym, to po trzech kółkach zdenerwowanie całkowicie znika. Potem przychodzi jeszcze radość, że nic się nie stało, że jestem cała. Zdaję sobie sprawę, że każde okrążenie może być moim ostatnim. Przed startem zawsze się przeżegnam. Wszyscy tu tak robimy.

Świadomość ryzyka, jakie niesie ze sobą ten sport, nie jest w stanie pokonać w niej chęci do jazdy. - Nie dam sobie tego odebrać. Ja to kocham - mówi z pełnym przekonaniem w głosie.
Przeżyła jeden poważny wypadek. Pamięta go jak przez mgłę.

Wyleciała kilka metrów w górę. Gdy podbiegł do niej lekarz, to nie mógł uwierzyć, że to dziewczyna. - Zamknęłam oczy. Wiem tylko, że zrobiłam fikołka. Stłukłam sobie rękę i biodro. Założyli mi gips i wtedy dopadły mnie czarne myśli. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zrezygnować. Dotarło do mnie, że może się skończyć tragicznie. Później przez jakiś czas bałam się jeździć i osiągać duże prędkości, ale to z czasem przechodzi. Teraz uważam, że co ma być, to będzie.
BABA NA MOTORZE TEŻ MOŻE
W przeglądarkę wpisuję hasło „kobiecy żużel”. Na forach nie brakuje stwierdzeń, że może i kobiety są silne, bo rodzą dzieci, ale do jazdy na żużlu się nie nadają.

- Nie chodzi o to, czy jest się mężczyzną czy kobietą, ale o to, jaką ma się odporność na ból i ewentualne upadki - kwituje Anita. - Dziewczynom może być trudniej przyjąć krytykę. Chłopcy są na to trochę odporniejsi, ale ja nie jestem z tych, które rozpłaczą się, bo usłyszały coś niemiłego. Wiem, jaka jest moja jazda, jakie błędy popełniam i z pokorą przyjmuję uwagi. Po gorszych przejazdach się nie załamuję. Może niedługo też będę startowała z chłopakami, ale na razie trener się nie godzi. Boi się, że coś może mi się stać - dodaje.

<!** Image 5 align=none alt="Image 219130" sub="Fot.: Tymon Markowski">

Trener traktuje cię trochę inaczej niż resztę zawodników? - Czuję, że jest dla mnie milszy. Na chłopaków krzyczy, a do mnie to samo powie, ale ze spokojem w głosie - mówi.

A kobiecość? Na torze żużlowym jest na nią miejsce? Anita bez chwili zastanowienia odpowiada, że tak. Dla niej to normalne, że gdy schodzi z motoru, to musi delikatnie pomalować twarz. Na trening też przychodzi z lekkim makijażem. - Problem mam z długimi włosami. Tu muszę liczyć na mamę, która przed założeniem kasku zawsze zaplecie mi warkocz.

Do chłopczycy jej daleko. Opowiada, że na co dzień mogłaby chodzić w ładnych sukienkach i bluzkach. - Mam jedno życie, ale**w dwóch różnych światach. Kiedy zakładam kevlar i wsiadam na motor, to jestem innym człowiekiem. Gdy kończę jeździć, też jestem inna - wyznaje.

Dopytuję się, czy różowe rękawiczki do jazdy to przejaw dziewczyńskiego manifestu. Pudło. Różowy i czarny to kolory dla całego teamu. Jak każdy sportowiec kocha doping. Im więcej ludzi na trybunach, tym jest ciekawiej.

- Wtedy można pokazać, co się potrafi. Dopiero po przyjściu na stadion człowiek widzi, jak to wygląda naprawdę. Zdjęcia nigdy w stu procentach nie oddadzą tej atmosfery, adrenaliny, prędkości - zapewnia.**


Działa adrenalina. W głowie mam tylko jedno - niech maszyna słucha mnie, a nie ja maszyny. Na motorze można się wyżyć. Jak jest się złym, to po trzech kółkach zdenerwowanie całkowicie znika.

ANITA SEIDEL
KST UNIBAX


STADIONU NIE OPUŚCI

**A jeśli nie żużel, to co? Alternatywy zamykają się w obrębie stadionu. Bez zastanowienia Anita wymienia trzy zawody: mechanik, sędzia, albo osoba, która stoi na wirażu.

W innym sporcie się nie widzi. Na razie w Toruniu nie ma konkurencji. W przyszłości myśli o wyjeździe za granicę. - Są jeszcze Dania, Szwecja. Tam są ligi żeńskie. Prawda jest taka, że teraz jeżdżę sama dla siebie. To moja pasja. Czy będę kiedyś na tym zarabiać? Może się uda. Na pewno nie jest to niemożliwe do zrealizowania - mówi.

Lubi ekstremalne wyzwania, choć jazda samochodem tak jej nie kręci. Raczej crossy, gokarty, rower. Ważne, żeby być blisko ziemi. Sponsorzy? Brak. Firmy wychodzą z założenia, że nie ma sensu inwestować w zawodniczkę.

W końcu stereotyp mówi, że to zabawa dla facetów. To rodzi wiele problemów, bo żużel, jak każdy uprawiany zawodowo sport jest skarbonką bez dna. - Fajnie, gdyby ktoś ze sponsorów mnie dostrzegł. Spraye czy jakieś oleje na pewno by się przydały - mówi skromnie.

Kevlar dostała w prezencie od starszego żużlowca.

Wychodzimy i zauważam niewielki tatuaż na prawej łopatce Anity. „Do not forget” (nie zapominaj). - O czym masz pamiętać? - Żebym zawsze skręcała w lewo.**


<!** Image 6 align=left alt="Image 219133" >ZDANIEM EKSPERTA
Dlaczego w Polsce nie ma kobiecej ligi żużla?
Jacek Woźniak - żużlowiec i trener ekipy skladywegla.pl Polonia Bydgoszcz

Dopiero od trzech sezonów w regulaminie widnieje zapis umożliwiający dziewczynom trenowanie w szkółce. Wcześniej nie mogły starać się o uzyskanie tzw. licencji „Ż”. Teraz jest to możliwe i w lipcu taką licencję zdobyła Klaudia Szmaj.

Miałem okazję poznać trzy panie, które próbowały swoich sił w żużlu. Odwaga i niebywała determinacja - to charakteryzowało każdą z nich. Mówiły, że nie widzą problemu, aby konkurować z mężczyznami. Co więcej, to je mobilizowało. Nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania.

Myślę, że tak samo jak w boksie, koszykówce czy siatkówce, również w żużlu powinien być podział na kobiety i mężczyzn. Dlaczego zmiany w regulaminie, które pozwoliły dziewczynom trenować w szkółkach, pojawiły się w Polsce dopiero teraz? Na pewno wpłynęła na to mała liczba chętnych. Jeśli jedna osoba chce coś zmienić, to nie jest to proste.

Myślę jednak, że stworzenie w naszym kraju ligi kobiecej nie jest rzeczą niemożliwą. Widocznie potrzebujemy na to więcej czasu.**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!