28-letni Paweł Zawistowski nie jest już piłkarzem Zawiszy (w jego ślady mogą pójść Adrian Błąd, Błażej Jankowski i Krzysztof Hrymowicz). „Express” przepytał „Zawiasa” o okoliczności rozstania.
Dlaczego nie jesteś już piłkarzem Zawiszy?
Doszło do bardzo dużej różnicy zdań między mną a właścicielem drużyny panem Osuchem. To zabrnęło za daleko, za dużo było wyzwisk. Nie chciałem stracić szacunku dla siebie. Uznaliśmy, że lepiej będzie jak się rozstaniemy. Rozliczyliśmy się i z dniem 31 listopada rozwiązałem kontrakt, który obowiązywać miał do końca sezonu.<!** reklama>
Jak wyglądała twoja ostatnia rozmowa z właścicielem drużyny?
Jest teraz w Hiszpanii, więc rozmawialiśmy wcześniej. Kontrakt rozwiązałem z panią prezes (Anita Osuch - przyp. Fa). Źle mi z tym, bo jednak myślałem, że powalczę z Zawiszą o awans. Jestem uparty, mam taki charakter, ale nie chciałem zostawiać drużyny w takim momencie. Jeszcze nawet w środę myślałem, że można to odkręcić. Zasugerowałem, że rozjedziemy się teraz do domów, przemyślimy wspólnie sprawę, wrócimy z urlopów i wtedy podejmiemy decyzję. Jednak nie tylko ja jestem uparty.
Nawet nie zdążyłeś się pożegnać z wszystkimi chłopakami. A jak przyjęli twoje odejście ci, którzy są jeszcze na miejscu?
Faktycznie, będę musiał podzwonić do chłopaków. A co o tym myślą? Najlepiej zapytać ich samych, ale niektórzy byli zszokowani, bo myśleli, że jednak dogadam się. Trener Szatałow, jak dzwoniłem do niego, też był mocno zdziwiony. Próbował nawet coś ze swej strony zdziałać. Klamka jednak zapadła.
Spędziłeś w Zawiszy półtora sezonu, które mecze najbardziej utkwiły ci w pamięci?
Dużo ich było. W niektórych traciliśmy gole w ostatniej minucie, w innych sami je strzelaliśmy. Ale myślę, że ten mecz u nas z Arką, w której wcześniej grałem, wygrany 3:0, był tym, który zapamiętam na pewno. Po tym 2:5 śmiali się z nas w oczy, gdy schodziliśmy z boiska. Bardzo nas to bolało, w rewanżu byliśmy mocno zdeterminowani.
W Zawiszy grałeś jako pomocnik, strzelałeś też gole, a ostatnio występowałeś również na pozycji prawego obrońcy. Scharakteryzuj siebie w ogóle jako piłkarza.
Nie lubię tego robić, najlepiej jak to zrobi trener, albo ci, którzy oglądają mnie na boisku. Ostatnio grałem na prawej obronie, trener ustawił mnie tam z konieczności, bo były kontuzje i kartki. Chyba dobrze się z tego wywiązywałem, bo nie miał do mnie krytycznych uwag. Sam łapałem też kartki, ale wynikały one z walki na boisku, z zadziorności. Jeśli jest kontaktowa piłka, nie odpuszcza się, nie cofa nogi, to są też kartki.
Najpierw był trener Janusz Kubot, teraz Jurij Szatałow. Mógłbyś ich porównać?
Każdy z nich jest inny, ale piłkarze też są różni. Każdy trener ma swoj warsztat, podejście do drużyny, do taktyki. Za trenera Kubota staraliśmy się grać szybko, długimi piłkami, wykorzystując skrzydłowych. U trenera Szatałowa gramy bardziej finezyjnie, krótką piłką, po ziemi. Każdy sposób jest dobry, taktyka zależy od rywala, ale realizacja już od zawodników na boisku.
W ubiegłym sezonie awans był bardzo blisko...
No tak. Mogliśmy zapewnić go sobie jeszcze w ostatnim meczu w Gliwicach. Ale tamto spotkanie nie wyszedł nam. Do siebie mam duże pretensje, bo miałem okazje, gdybym wtedy coś strzelił, to kto wie? Ale wcześniej dużo punktów potraciliśmy z zespołami, które spadły z ligi, na przykład z Bytomiem czy Polkowicami. To miało swoje konsekwencje na koniec.
A czego potrzeba Zawiszy, aby teraz mógł powalczyć o awans?
Przede wszystkim stabilności.
Właśnie chyba tego zabrakło wam w połowie rundy, kiedy dopadł was ten kryzys. Jak reagowaliście na te kolejne mecze bez wygranej?
Dużo rozmawialiśmy ze sobą, zastanawialiśmy się, co się dzieje. Przed każdym kolejnym meczem mówiliśmy sobie, że to już dziś, teraz się przełamiemy, ale wychodziliśmy na boisko i dalej nic. Gdy się przegrywa dwa mecze z rzędu, to człowiek już myśli, że coś jest nie tak, a my przecież wpadliśmy w porządny dołek. Wszystko jest w głowach. Jeśli tam jest ściana, to piłkarsko też nie idzie. Na szczęście w końcu wróciliśmy do gry.
Przeszkadzała wam presja wyniku? W końcu wszyscy chcą tu, w Bydgoszczy, awansu...
A kto nie gra pod presją? Nie tylko my, na przykład ŁKS też, bo oni akurat muszą myśleć o utrzymaniu i dla nich każdy mecz, każdy punkt jest tak samo ważny jak dla Zawiszy, który gra o awans.
Półtora roku w drużynie, można się zżyć i zaprzyjaźnić...
Drużyna to dwadzieścia kilka charakterów, nigdy nie jest tak, że wszyscy lubią się poza boiskiem. I nie muszą. Ja jednak miałem dobre układy z wszystkimi, w szatni też miałem wpływ na atmosferę, nie siedziałem cichutko w kąciku, jak trzeba było coś powiedzieć, to mówiłem. Oczywiście są chłopacy, z którymi trzymałem się bliżej, na przykład z Kubą Wójcickim. Ale też z Błażejem Jankowskim, Wahanem Geworgianem i Andrzejem Witanem. Chodziliśmy do kina, odwiedzaliśmy się. Z Błażejem lubimy dużo czytać. Śmiali się z nas, że wozimy ze sobą bibliotekę, że jak ktoś chce coś poczytać, to zawsze może wpaść do naszego pokoju, bo jak jechaliśmy na mecz, to mieliśmy ze sobą dużo książek.
A propos twoich zainteresowań, może opowiesz o nich, bo kibice znają was, piłkarzy, przeważnie tylko z boiska.
Jeśli chodzi o książki, to dodam jeszcze, że lubię przede wszystkim historyczne, o starożytności, Troja, Spartanie itd. Lubię też fantasy. Jeśli film, to dobry, nie mam swoich ulubionych gatunków, może być komedia, ale horror też. Z muzyki lubię posłuchać polskiego rapu.
A gdzie lubisz wypoczywać, spędzać urlop?
W górach. Nie wyobrażam sobie, żebym latem i zimą nie wyjechał w góry, choćby na cztery, pięć dni. Nie umiem jeździć na nartach, ale uwielbiam chodzić po górach. Biorę plecak i w trasę. Teraz też wybieraliśmy się z Błażejem w góry, no ale wyniknęła moja sprawa, on ma też do rozwiązania swoje problemy, więc nic z tego nie będzie.
Zdążyłeś dobrze poznać Bydgoszcz przez te półtora roku?
Myślę, że tak. Razem z żoną Karoliną mamy swoje miejsca, na przykład Wyspę Młyńską. Chodziliśmy też do Opery Novej. Dobrze się tu czujemy, mamy wielu znajomych, poznaliśmy fajnych ludzi. Miałem nadzieję, że na dłużej tu osiądziemy, kupiliśmy mieszkanie na Błoniu-Górzyskowie, teraz musimy coś z tym fantem zrobić, nie chciałbym sprzedawać, może wynajmiemy? Na razie wracam do Łodzi, skąd pochodzę, tam mam też mieszkanie, tam mieszkają rodzice, którzy odwiedzali nas w Bydgoszczy i bywali na meczach.
Co dalej, jeśli chodzi o futbol? Masz agenta, czy sam pilnujesz swoich spraw?
Nie mam menadżera. Nie myślałem o innym klubie grając w Zawiszy, ani nawet w ostatnich dniach. Nie zastanawiałem się, co dalej. Jest jeszcze za szybko, to dopiero półtora dnia od rozwiązania kontraktu, ale pewnie za jakiś czas komórka się odezwie. Jedno wiem na pewno: chcę grać.
A jest szansa, że jeszcze kiedyś wrócisz do Zawiszy?
Oczywiście, może tak się stać. Ja tu nie spaliłem za sobą mostów, z panem Osuchem podaliśmy sobie na koniec rękę. Cały czas będę kibicował chłopakom, żeby im się udało wywalczyć awans. A jak będzie taka szansa, to kiedyś może wrócę do Zawiszy, na Gdańską? Są tu świetni kibice, którzy są z drużyną na dobre i na złe. Dziękuję im za doping. Zasługują na ekstraklasę. Szkoda, że wiosną nie będę mógł pomóc drużynie. Żałuję bardzo.