Piosenki ulicznych kapel opowiadają o wszystkich, ale śpiewają je nieliczni. Dlaczego? Bo tę miłość, jak mówią we Lwowie, trzeba wyssaćz mlekiem... ojca.
<!** Image 2 align=left alt="Image 3917" >Od poniedziałku do piątku pracują w szkole, fabryce, prowadzą własne firmy. Na weekend zamieniają grzeczne uniformy na kolorowe stroje. Przykrótkie spodnie i marynarki, czapki z daszkiem i apaszki - to strój niemal obowiązkowy. Każdego roku przemierzają tysiące kilometrów tylko po to, by spotkać się, pobawić i pożartować w niepowtarzalnym stylu - podwórkowych kapel.
Zaczyna się od „ta”
- Miłością do muzyki zaraził mnie ojciec. Urodził się we Lwowie, a tam prawie każda ulica miała swoją kapelę. Od razu pokochałem taką muzykę, razem z jej melodyjnością i dowcipem - mówi Artur Dobiszewski z Lwowskiej Kapeli Podwórkowej „Ta joj”. Na Międzynarodowy Festiwal Kapel Podwórkowych w Koronowie wraz z zespołem przyjechał aż z Przemyśla. Powstali w 1918 roku i śpiewają tylko oryginalne teksty, choć w samej nazwie przemycili sporo regionalizmu.
- U nas każdy zaczyna zdanie od „ta”: „Ta, dawaj pyska” , „Ta, idź w pieruny”, a „ta joj” to takie wasze „ej, ty”. To nasz miejski folklor i doskonale do nas pasuje - tłumacząi dodają, że u nich taką muzykę kochają wszyscy.
- Jedni się przy niej bawią, inni płaczą, a jeszcze inni bulwersują. Bo zdarza się, że w piosence zaklnąć trzeba. Ale my przecież teksty mamy oryginalne, przedwojenne, wprost z lwowskiej ulicy, to zmienić nie idzie - dodaje ze śmiechem.
Wtóruje mu Agnieszka Wątróbska, jedyna kobieta w zespole i jedna z nielicznych pań w tej „branży”.- Ja jedna i sami mężczyźni! Żyć, nie umierać. Koleżanki mi zazdroszczą, że wokół mnie tylu facetów się kręci - żartuje. - To dobrze, że po pracy mam coś więcej niż tylko domowe obowiązki. Rodzina też się cieszy, a syn już zna na pamięć wszystkie teksty piosenek. Niedługo będzie grał z nami, na akordeonie- dodaje.
Lekarstwo na smutki
Na co dzień pani Agnieszka pracuje w szkole z dziećmi upośledzonymi umysłowo, gdzie podwórkową muzykę wykorzystuje jako jeden z elementów terapii. - To najlepsze lekarstwo na smutki, na stres, dla młodych i starych - przekonuje. Potwierdzają to piosenkarze z Kapeli Świętojańskiej spod Wilna. W ich wiosce śpiewa każdy, bez względu na wiek. Dawid Wasilewski chodzi do ostatniej klasy szkoły podstawowej, a w swoim zespole gra już „pierwsze skrzypce”.
- Jedni słuchają metalu, inni rocka, a ja gram i śpiewam w naszej kapeli. Bo w muzyce piękne jest to, że jest taka różnorodna - przekonuje.
Szkoda tylko, że z samego śpiewania wyżyć się nie da.
- Kiedyś częściej śpiewaliśmy na weselach. Ale ludzie chcą teraz modnych przebojów, a kapele modne nie są - kwituje pani Agnieszka.