Ceremonię pogrzebową prowadził ksiądz biskup Bogdan Wojtuś. Dzień wcześniej żegnał go w Bydgoszczy, gdzie ostatnio mieszkał i pracował, biskup Jan Tyrawa.
- Czemu tak musi być? Nie mam już czasu - to ostatnie słowa, które przed śmiercią wypowiedział ksiądz kanonik Piotr Wegner. W swą ostatnią drogę wyruszył z Bydgoszczy do Żnina 12 września. Kościół pw. św. Floriana w Żninie wypełniony był po brzegi. Jego trumna stała w centralnym punkcie świątyni. Na niej kielich, biret, bukiet białych róż i fotografia, z której z uśmiechem patrzył na zebranych. Takim go zapamiętają wszyscy. - Kapłaństwo księdza Piotra było trudne - mówił podczas kazania ksiądz Grzegorz, jego kursowy kolega. - Jak wiemy bardzo cierpiał, ale znalazł na swej drodze wielu życzliwych ludzi. Pomimo swego cierpienia był zawsze uśmiechnięty, życzliwy dla innych. Ostatnią mszę świętą odprawił 15 sierpnia w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny Królowej Polski, zmarł 8 września w święto Narodzenia NMP. Dziękuję wszystkim, którzy podali mu rękę, bo człowiek jest wart tyle, ile może dać drugiemu.
Proboszcz parafii na Piaskach w Bydgoszczy ks. Michał Andrzejewski, gdzie zmarły znalazł prawdziwie domową atmosferę i opiekę dziękował lekarzom, pielęgniarkom, a szczególnie siostrze Irenie i Katarzynie z Piasków za opiekę w najtrudniejszych chwilach. Biskup Bogdan Wojtuś przypomniał, m.in., że ksiądz Piotr, podobnie jak jego kursowi koledzy był wyświęcony w trudnym okresie, kiedy zmarł Prymas Tysiąclecia ks. kardynał Stefan Wyszyński, Jan Paweł II leżał ciężko ranny w szpitalu, a w Polsce był stan wojenny. - To był rocznik naznaczony cierpieniem - podkreślał kapłan.
Ksiądz Piotr Wegner urodził się w Rogowie, ale jego życie związane było ze Żninem, gdzie na stałe zamieszkali jego rodzice. Tutaj w parafii pw. św. Floriana pracował jako młody wikariusz. Tutaj też podbił swą dobrocią i uśmiechem serca wiernych. - Zawdzięczam mu życie - opowiadał mi jeden ze znajomych. - Byłem w ciężkiej depresji po tragicznej śmierci dziecka. Chciałem skończyć z własnym życiem, ale przed tym desperackim krokiem poszedłem jeszcze do kościoła. Szczera rozmowa z księdzem Piotrem sprawiła, że wyszedłem jakby odrodzony.
Gdy ksiądz Piotr zachorował znalazł prawdziwy dom w parafii Najświętszej Marii Panny Królowej Polski w Żninie, gdzie proboszczem był ks. Jan Janik, który także zaoferował mieszkanie byłemu proboszczowi bydgoskiej fary, ks. kanonikowi Kazimierzowi Wardzie. Stanowili wspaniałe trio. - Ksiądz Piotr opiekował się naszym wujkiem - wspomina siostrzenica Barbara Lubik. - Woził go do szpitala, zakraplał oczy, kiedy był po operacji. To był wspaniały kapłan. Jeszcze w święta przysłał nam życzenia SMS-em. Zachowam je na zawsze.
Jak się okazało ksiądz Piotr miał guza w głowie. Być może od dawna. Niestety, nie udało się go uratować.