Niewysoki, krępy, krótko ostrzyżony, o nieco południowych rysach twarzy, z której nie schodził wyraz przygnębienia. Tak prezentował się wczoraj Kazimierz L. z Bydgoszczy, oskarżony o potworne zabójstwo jego znajomej Arlety K.
[break]
Według prokuratury, 14 sierpnia 2013 roku, w lesie pod Strzelcami Górnymi mężczyzna zadźgał kobietę nożem, poderżnął jej gardło, a następnie podpalił zwłoki. Szczątki znaleziono dwa dni później.
Po zapachu do kłębka
Skuty kajdankami na rękach i nogach powoli wkroczył do sali rozpraw Sądu Okręgowego w Bydgoszczy. Pochylił się w swojej ławce i przez całą rozprawę właściwie nie zmieniał pozycji.
Pierwszym przesłuchiwanym był biegły z dziedziny osmologii (identyfikacji śladów zapachowych) Krzysztof Lewandowski z Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji. Przedstawił wyniki badań, przeprowadzonych za pomocą dwóch specjalnie przeszkolonych psów.
- Pobrano ślady zapachowe z wykładziny tapicerki samochodu marki VW Golf, należącego do oskarżonego. Materiałem porównawczym był zapach pobrany ze spodni dresowych Arlety K. Stwierdzono zgodność zapachową pomiędzy śladem z tylnej kanapy pojazdu a zapachem ze spodni. Nie stwierdzono zgodności zapachowej pomiędzy zapachami z fotela przedniego pasażera, fotela kierowcy oraz części podłogowej przed tylną kanapą a materiałem pobranym ze spodni - wyjaśniał biegły.
Jak dodał, wystarczy, że jakaś osoba usiądzie na pół godziny na fotelu w nieswoim samochodzie, żeby zostawić w nim zapach, który będzie utrzymywać się przez kilka dni.
Krew pod lupą biegłych
Ślady biologiczne badał Marcin Woźniak, biegły z Katedry Medycyny Sądowej Collegium Medicum UMK w Bydgoszczy. Specjalista porównał materiał genetyczny, pobrany w trakcie sekcji zwłok, z profilem genetycznym Wioletty K. Stwierdził pokrewieństwo pierwszego stopnia - zamordowaną okazała się matka młodej kobiety, Arleta K.
Na miejscu zbrodni stwierdzono ślady krwi zamordowanej oraz niewielką ilość męskiego DNA, nienależącego jednak do oskarżonego. - Ślad mógł być tam wcześniej. Ktoś mógł w tym miejscu, na przykład, splunąć albo oddać mocz - dodał biegły.
W procesie uczestniczy Wioletta K., córka pokrzywdzonej. Pełni rolę oskarżycielki posiłkowej.
- Jestem tu po to, żeby dopilnować wniosku o najwyższy wymiar kary dla mordercy mojej mamy - dożywocia - powiedziała nam córka zamordowanej.
Jak ustalili śledczy, feralnego dnia oskarżony zaproponował znajomej Arlecie K. podwiezienie samochodem do domu. Kobieta, pracująca w Bydgoszczy przy odzyskiwaniu surowców wtórnych, chętnie na to przystała. Nie spodziewała się, że nigdy już nie wróci do domu w Strzelcach Górnych. Kazimierz L. wcześniej już podwoził do domu.
Zabójstwo, a potem wakacje
Po ohydnej zbrodni mężczyzna, jakby nic się nie stało, pojechał z konkubiną nad morze. W dniu zabójstwa skłamał kobiecie, że jedzie do szefa po zaliczkę na wakacyjny wyjazd. Gdy bydgoszczanin opalał się nad Bałtykiem, śledczy intensywnie szukali mordercy. Brakowało punktów zaczepienia. Policjanci prowadzili żmudne dochodzenie w okolicy znalezienia zwłok. Jednocześnie badano ślady zebrane na miejscu straszliwego odkrycia. Trud śledczych został zwieńczony sukcesem.
Po powrocie z wakacyjnych wojaży do Bydgoszczy na mężczyznę czekała przykra niespodzianka. Kazimierz L. został zatrzymany 21 sierpnia w mieszkaniu przy Nakielskiej. Był całkowicie zaskoczony.
Oskarżony podczas pierwszej rozprawy w kwietniu przyznał się do winy. Nie wie jednak, jak do tragedii doszło. Prokuratura postawiła mu dwa zarzuty - oprócz zabójstwa, dokonanie rozboju. Sprawca ukradł swojej ofierze biżuterię wartości około tysiąca złotych. Śledczy brali również pod uwagę wątek seksualny, ale nie znaleziono dowodów potwierdzających tę hipotezę.