Rada osiedla radzie osiedla nierówna. Jedne mają władzę i pieniądze, a drugie nie mają ani władzy, ani pieniędzy, ani kompetencji.
<!** Image 2 align=right alt="Image 150597" sub="Rady finansują ze swojego budżetu osiedlowe festyny. Jeden z ostatnich odbył się nad Starym Kanałem Fot. Miłosz Sałaciński">- Mam to szczęście, że w moim okręgu wyborczym są rady, które działają bardzo dobrze. Bywa jednak i tak, że rada w ogóle się nie zbiera, bo nie ma chętnych do pracy. Za tę pracę nie ma właściwie żadnych profitów. Jest to zajęcie społecznikowskie w czystej postaci. W dodatku ciężkie. Zasiadałem w komisji samorządności, brałem udział w wielu wyborach osiedlowych. Nie bez powodu tworzy się podczas wyborów listy rezerwowe, bo zdarza się, że wybrane osoby, gdy przekonają się, że rada tak naprawdę niewiele może, po prostu rezygnują z pracy dla niej - mówi Tomasz Rega, wiceprzewodniczący Rady Miasta Bydgoszczy.
Dość krytycznie o radach osiedli wypowiada się radny Łukasz Kowalski, który niegdyś był radnym osiedlowym. - Są rady, które działają naprawdę prężnie. Są jednak i takie, które mają problem z zebraniem kworum na posiedzeniach. Na ich dyżury nikt nigdy nie przychodzi, sami radni też zresztą nie. Wychodzi na to, że część rad osiedli to towarzystwo, które spotyka się pogadać przy kawie. Wolę współpracować z takimi, które mają pomysły na swoje działania. Takim pomysłem może być działalność charytatywna i pomocowa dla ludzi z osiedla lub organizowanie osiedlowych wydarzeń sportowych i kulturalnych.
<!** reklama>Nieoficjalnie radni miejscy mówią jednak, że rady osiedli bywają często manipulowane przez różnego rodzaju politykierów. - Niby rada osiedla nic nie może. Zwłaszcza gdy okazało się, że nie trzeba już pytać jej o zgodę na sprzedaż alkoholu na jej terenie. Jest jednak pożyteczna, gdy trzeba walnąć pięścią w stół, narobić trochę szumu, poszukać „szabelek”. Rady idealnie się do tego nadają. Zawsze przecież można powiedzieć, że kogoś lub coś popiera rada osiedla, albo wprost przeciwnie - przeciw czemuś protestuje. Zasiadanie w radzie tylko w nielicznych wypadkach może być trampoliną do innych ciekawszych stanowisk. Jest to możliwe, gdy radny jest sympatykiem jednej z trzech partii - SLD, PO lub PiS. Jeśli będzie znanym nawet społecznikiem, ale spoza tych partii, przepadnie w każdych wyborach. Przynajmniej do czasu, gdy ordynacja promować będzie duże ugrupowania - mówi „Expressowi” jeden z radnych.
Mimo że rady osiedli są lekceważone, wybory do nich zawsze budzą wiele kontrowersji i emocji. Tylko ostatnio na Wyżynach doszło niemal do awantury, gdy jedna z lepiej zorganizowanych grup mieszkańców wycięła w głosowaniu tych, którzy zorganizowani byli gorzej. „Mniejszość” poskarżyła się już Radzie Miasta i żąda powtórzenia wyborów. Do powtórki doszło na przykład przy okazji wyborów do Rady Osiedla Opławiec.
Takich problemów nie ma w radach osiedli spółdzielni mieszkaniowych. Te rady mogą funkcjonować, ale nie muszą. Decyduje o tym statut spółdzielni. W Fordońskiej Spółdzielni Mieszkaniowej zapis o radach osiedli jest. Jest ich siedem, liczą od 7 do 11 członków, w zależności od liczby spółdzielców zamieszkujących osiedle. - Organ ten ma głos doradczy w sprawach remontów lokali, opiniuje zatrudnienie w administracji, ma wpływ na remonty nieruchomości i doradza w innych sprawach - wyjaśnia Zbigniew Sokół, prezes FSM.
Radni spółdzielni nie pracują jednak „ku chwale Ojczyzny” jak ich samorządowi koledzy, ale otrzymują konkretne gratyfikacje za swoją pracę. - Dostają miesięczny ryczałt wynoszący 30 procent (przewodniczący) lub 20 procent (zwykli członkowie) najniższego wynagrodzenia - mówi prezes. - Pracujemy nad wprowadzeniem w naszej spółdzielni samorządów nieruchomości. Tworzyłyby je grupy mieszkańców poszczególnych nieruchomości, których głos byłby brany pod uwagę w sprawach związanych z ich budynkiem. Jeśli powstaną, nie będą już potrzebne rady osiedli - uważa Zbigniew Sokół.
To i tak odważna wypowiedź. Trudno znaleźć podobną, bo wielu prezesów obawia się podpaść radnym, którzy stanowią awangardę mieszkańców. Wszędzie ich pełno, są aktywni i potrafią zmobilizować spółdzielców na wszystkie głosowania. Mogą łatwo zdominować każde zebranie członkowskie i każde walne zebranie członków. A to walne decyduje o zmianie statutu. Prezesi to także pracownicy najemni spółdzielni i ich los w części zależy od zdania spółdzielców. A radni nie są zainteresowani tym, by rady likwidować. Tak więc żaden prezes otwarcie im się nie przeciwstawi.