Z Grzegorzem Kaczmarkiem, bydgoskim socjologiem i pracownikiem UKW, rozmawiała Hanna Walenczykowska.
<!** Image 2 align=right alt="Image 147967" sub="- Polityce brakuje przejrzystości - podkreśla Grzegorz Kaczmarek Fot. Archiwum Expressu">Regionalna Platforma Obywatelska za kilka dni wybierze swojego lidera. Może nim zostać bydgoski poseł Paweł Olszewski bądź toruński poseł Tomasz Lenz. Trudno przypuszczać, że wybory w PO zakończą spór między dwoma miastami - Bydgoszczą i Toruniem. Jaką więc rolę ma odegrać najsilniejsza partia?
Teoretycznie powinna zintegrować nasz region, a wydaje się, że przyczyniła się do jego dezintegracji. Jest areną potyczek bydgosko-toruńskich. Myślę, że podobnie jest i w innych ugrupowaniach. PiS, SLD i PSL powinny również zmienić swoje struktury tak, by spełniały integracyjną funkcję. Wciąż wierzę, że mamy szansę na stworzenie konstruktywnych dla województwa struktur politycznych...
Tak?
Tak. Choć, kiedy chcę sprowokować dyskusję, mówię, że w naszym województwie nie ma polityki regionalnej. Są jedynie wielkie aspiracje dwóch silnych, ambitnych środowisk, które walczą o władzę, pieniądze i stanowiska.
Powróćmy do sporu w samej Platformie - czy ma on jeszcze jakiś wpływ na region?
Trudno powiedzieć. Dowiadujemy się wszystkiego z drugiej ręki. Może dziennikarze mają łatwiejszy dostęp do informacji?
Raczej nie. Członkowie partii nie lubią ujawniać wewnętrznych tajemnic. Trzeba mocno się starać, by uzyskać inną niż wymijającą odpowiedź.
No właśnie. Zatem wszystkie osądy opieramy na przypuszczeniach i tak zwanych przeciekach. Wewnętrzne życie partyjne pozostaje tajemnicą. Szkoda. Uważam, że tak być nie powinno, zwłaszcza dziś, kiedy żyjemy w nowoczesnym, demokratycznym świecie. Liderzy powinni nas dopuścić do niektórych informacji, otworzyć procedury... Wiem, że to idealistyczny sposób myślenia.
<!** reklama>Czyżby demokracja była dla nas jeszcze zbyt trudna?
W systemie totalitarnym było łatwiej. Ze względów formalnych nie mogły istnieć aspiracje lokalne. W demokracji jest inaczej. I, tak się wydaje, partie często zawłaszczają władzę do swoich partykularnych interesów.
Kolejnym grzechem popełnianym przez władze polskich partii jest...
Brak przejrzystości. Na przykład; w sejmiku koalicja Platformy z PiS niby się rozpadła. Praktycznie istnieje nadal, bo członkowie PiS utrzymali stanowiska. Trudno również dociec, kto tworzy koalicje rządzące powiatami i gminami.
Takie niewinne oszukiwanie wyborców, a przykładem są radni Samoobrony, którzy istniejące w samorządach swoje kluby po prostu inaczej nazwali...
Tak. Polityczność obumiera, bo po 1989 roku nie ukonstytuowały się silne ugrupowania. Przeskoczyliśmy ten etap i z systemu totalitarnego wpadliśmy w system sztucznie sterowany przez ludzi, którzy zdobyli władzę. Partyjne etykiety stały się wyłącznie etykietami, tak jak „Samoobrony”. Większość partii w czasie kampanii wyborczych wiele obiecuje swoim wyborcom, ale potem tego nie realizuje. Nikt się nie boi, bo wiadomo, że nikt nie zostanie rozliczony. Zawsze będzie można się przefarbować i zmienić legitymację. To wielkie oszustwo, rozpoczynające się od chwili tworzenia list wyborczych i spowodowane tym, że społeczeństwo jest słabo wyedukowane. Większość wyborców nie interesuje się polityką.
Opinia. Inowrocław złagodzi obyczaje.
Z Krzysztofem Brejzą, posłem Platformy Obywatelskiej, rozmawiała Hanna Walenczykowska.
Tuż przed wyborami do regionalnych władz Platformy otwarta wojna liderów nieco złagodniała. Czy pańskim zdaniem, spierają się tylko posłowie, czy może większość członków Platformy w regionie?
Bardzo trudne pytanie... Pewien podział rzeczywiście istnieje i, w mojej opinii, jest groźny. Myślę, że zjazd regionalny zażegna ten konflikt i zabierzemy się do pracy na rzecz regionu oraz centrali w Warszawie. Zależy mi na zrealizowaniu najważniejszych projektów, bez względu na to z jakiego miasta pochodzą. Na równi należy traktować te z Bydgoszczy, Torunia i Inowrocławia, czyli trasę S-5, most toruński i inowrocławską obwodnicę.
Czy w Platformie jest tak, że marszałek wybierany zostaje spośród członków partii z miasta, z którego pochodzi regionalny lider? Czyli, jeśli tym razem wygra bydgoszczanin, marszałkiem województwa będzie również mieszkaniec Bydgoszczy?
Żartując, chciałbym, by regionem rządził mieszkaniec Inowrocławia i rezydował właśnie w moim mieście. Odpowiadając poważnie: nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Ważne jest, by marszałek był osobą sprawną, kompetentną i zaangażowaną w sprawy regionu. Uważam, że kiedy marszałkiem województwa był Waldemar Achramowicz, Inowrocław i Bydgoszcz nie były tak samo traktowane jak Toruń. Natomiast działalność marszałka Piotra Całbeckiego oceniam bardzo wysoko...
Ale, coraz częściej do głosu dochodzą przeciwnicy marszałka, mówiąc, że marszałek faworyzuje właśnie Toruń...
Do mnie takie sygnały nie dotarły. Jednak, gdyby ktoś czuł się pokrzywdzony, może się do mnie zgłosić - chętnie pomogę. Myślę, że bydgoszczanie stracili szansę. W 1999 roku proponowano, by to właśnie Urząd Marszałkowski i sejmik miały swoją siedzibę w Bydgoszczy, a wojewoda rezydował w Toruniu. Jestem posłem ziemi bydgoskiej i z perspektywy ostatnich 10 lat twierdzę, że błędem było postawienie na urząd wojewody. Dziś przecież najwięcej kompetencji przejmuje samorząd województwa. Mimo to myślę, że współpraca obu miast jest możliwa.
Nawet w tworzeniu metropolii?
Tak. Można byłoby rozszerzyć ją o powiat inowrocławski, bo przecież trójkąt, jaki tworzą największe miasta: Bydgoszcz, Toruń i Inowrocław, jest naturalny. Odległość między tymi silnymi ośrodkami wynosi jedynie czterdzieści kilka kilometrów. Tylko w Trójmieście oraz na Śląsku istnieje tak korzystny, aglomeracyjny układ. Poza tym, Inowrocław złagodziłby rywalizację pozostałych dwóch miast.