Rozmowa z EWĄ STELMACHOWSKĄ, dyrektorką Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Bydgoszczy
<!** Image 2 align=right alt="Image 105874" sub="Fot. Tadeusz Pawowski">Lubię czytać podczas nordic walkingu i chciałabym z biblioteki kierowanej przez Panią wypożyczyć audiobooka „Pożegnanie z Afryką”. Jest to możliwe?
Oczywiście! Musiałabym tylko sprawdzić, czy w tej chwili mamy ten tytuł w naszej wypożyczalni zbiorów dźwiękowych, gdzie gromadzimy książki nagrane na taśmach magnetofonowych, płytach CD i w formacie MP3.
Jednak w formie cyfrowej książki tej nie wypożyczę?
Na razie jeszcze nie, ale to tylko kwestia czasu...
Powiedzmy, roku 2020?
Całościowo myślę o dłuższej perspektywie, bo do zdigitalizowania zbiorów konieczne są, o czym nie każdy pamięta, nowe uregulowania prawne - konkretnie zmiany w prawie autorskim. Dlatego na początek cyfryzacji poddawane są archiwalia, zresztą ten proces w pierwszym rzędzie ma służyć ochronie starodruków i innych cennych zasobów przed zniszczeniem. Pamiętajmy, że w XIX i jeszcze w XX wieku drukowano na kwaśnym papierze, który z biegiem czasu kruszy się. Właśnie staramy się o pozyskanie środków na konserwację tych zbiorów, działamy zatem dwutorowo - z jednej strony odkwaszamy, z drugiej dygitalizujemy. Takim przykładem może być znajdujący się w opłakanym stanie, a cieszący się ogromnym zainteresowaniem „Dziennik Bydgoski”.W czytelni już można z niego korzystać w formie elektronicznej, a dzięki wyposażeniu naszej infoteki potrzebne teksty mogą zostać pomniejszone, powiększone, zeskanowane czy wydrukowane. Natomiast w styczniu planujemy udostępnienie cyfrowego „Dziennika Bydgoskiego” za pośrednictwem Internetu.
<!** reklama>Żeby zatem sięgnąć do zasobów bibliotecznych, nie trzeba będzie w ogóle wychodzić z domu?
W tej chwili można już co prawda zamawiać u nas wiele pozycji przez internet, ale żeby książkę odebrać, trzeba się pofatygować osobiście... (śmiech) Jednak z czasem takie cyfrowe biblioteki będą przypominały coś w rodzaju magazynów, z których będzie się korzystało za pośrednictwem sieci. Procesu dygitalizacji już się bowiem nie cofnie, nawet jeśli w przypadku wydawnictw współczesnych - na nieodpłatne udostępnianie ich na nośnikach elektronicznych nie pozwala prawo autorskie. Ale to na pewno ulegnie zmianie. Warto zauważyć bowiem, że i w tradycyjnych bibliotekach wielu krajów europejskich trzeba autorom płacić za to, że wypożyczane są ich dzieła i u nas też zaczyna się o tym mówić...
Jeśli już wieszczyć, to zastanówmy się, czy przy nieuchronności cyfryzacji możliwa jest, że zacytuję tytuł pozycji Łukasza Gołębiewskiego „śmierć książki”?
Obawiam się, że można o tym mówić, ale tylko w kontekście książki papierowej. Natomiast traktowana jako zbiór myśli, poglądów - przetrwa! Zresztą odwrót książki papierowej ma swoje źródło nie tylko w digitalizacji, ale i w tym, co dzieje się ze środowiskiem naturalnym. Zmienia się klimat, ubywa lasów, więc papier jako surowiec stanie się po prostu zbyt drogi i będzie towarem deficytowym. Co go zastąpi? Lubię czytać przed snem, ale jakoś trudno mi sobie wyobrazić pójście z komputerem czy innym czytnikiem do łóżka!
Nawet, gdy zimny ekran zastąpi jakaś „cyfrowa przytulanka”, pozostanie pytanie, czy w ogóle czytanie w sieci można porównać do tego „papierowego”. Elektroniczna biblioteka unijna działała jeden dzień, bo zamiast planowanych 5 mln wejść na minutę, zanotowano cztery razy więcej! Tylko czy „kliknięcie” jest równoznaczne z pojawieniem się rzeczywistego czytelnika?
To jest problem i my, chcąc mieć liczniki korzystania np. z tego zdigitalizowanego „Dziennika”, też zastanawiamy się nad tym. To będą liczniki czasowe, ale czy minuta to już będzie czytanie? A może dwie, trzy...
Gołębiewski przestrzega, że w pokoleniu internautów zanika kultura czytania linearnego, dogłębnego, że czyta się wyrywkowo i nadużywa zabiegu „kopiuj-wklej”!
Niestety, trudno się z tymi spostrzeżeniami nie zgodzić. To prawda, że dzisiaj, dzięki Internetowi, dostęp do wiedzy jest znacznie szybszy i szerszy, ale nie można wszystkiego przyjmować bez żadnej refleksji. Do zagrożeń płynących z korzystania z wiadomości zawartych w sieci dodałabym fakt, że tam często funkcjonują dane nieprawdziwe! Myślę, że rzadziej jest to wynik złego tłumaczenia, raczej pośpiechu, powierzchownej wiedzy i właśnie bezkrytycznego powielania. O niechlujstwie językowym i błędach ortograficznych już nie wspomnę... Niedawno w bibliotece dyskutowaliśmy o tym, jak będzie w przyszłości wyglądał słownik języka polskiego?
Będzie to już na pewno e-słownik!
Nawet nie o to chodzi. Ale jakie ten słownik będzie zawierał zasady pisowni? I zwyciężył pogląd, że może już w niedalekiej przyszłości nie będzie rozróżnienia na „ch” i „h”, „rz” i „ż”, „u” i „ó”. Będą one zapisane jako dźwięki, natomiast znaki będzie można stosować dowolne! Już dzisiaj w e-mailach i esemesach to w zasadzie norma...
Skoro tak utrwala się złe nawyki, to co, nie czytać on-line?
Prawdę mówiąc, lepsza lektura on -line niż żadna! Uczmy jednak dzieci czytania tradycyjnego, a przede wszystkim takiego, ze zrozumieniem treści. Żeby potem w sieci nie były bezkrytyczne i potrafiły uniknąć mielizn oraz różnych pułapek.
WARTO WIEDZIEĆ
Digitalizacja, czyli cyfryzacja, to przetwarzanie sygnału analogowego w cyfrowy. W bibliotekarstwie oznacza to skanowanie materiałów drukowanych i rękopisów tak, by można je poddać obróbce cyfrowej. Zapis zbiorów bibliotecznych w formie elektronicznej pozwala na udostępnianie ich w sieci i chroni przed zniszczeniem.