MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Okraść burmistrza? To betka

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Inspektor Danuta K. przez prawie 5 lat okradała Urząd Miasta Kowalewa Pomorskiego. Oddać musi 100 000 złotych. Gdzie był nadzór finansowy? Piętro niżej. Pani skarbnik awansowała na stanowisko wiceburmistrza.

Inspektor Danuta K. przez prawie 5 lat okradała Urząd Miasta Kowalewa Pomorskiego. Oddać musi 100 000 złotych. Gdzie był nadzór finansowy? Piętro niżej. Pani skarbnik awansowała na stanowisko wiceburmistrza.

<!** Image 2 align=none alt="Image 152988" sub="- Lekkomyślność, nadmierne zaufanie i brak kontroli - tak Jarosław Kosiński, prokurator rejonowy
z Golubia-Dobrzynia, ocenia postawę najwyższych urzędników magistratu w Kowalewie Pomorskim / Fot. Grzegorz Olkowski">Danuta K. przepracowała w magistracie trzydzieści lat. - Wzorowy pracownik - mówiono o niej do czerwca 2009 roku, czyli do czasu, gdy sprawa się rypła. Już żegnano ją jako odchodzącą na emeryturę. Pewnie pozostałaby w pamięci kolegów jako świetny finansista, a kradzieży nigdy by nie odkryto...

Czy inspektor K. była wyjątkowo sprytna? Nie, po prostu nie była nadzorowana. Wpadła, bo puściły jej nerwy. Dwukrotnie podpalała pomieszczenie w urzędzie, by zniszczyć dokumenty. Prawdopodobnie przestraszyła się kontroli z ZUS-u.

<!** reklama>Sami strat nie policzyli

59-letnia urzędniczka funkcjonowała w kowalewskim magistracie jak instytucja. To ze zdziwieniem odkryli prokuratorzy, którzy prowadzili śledztwo. - Kasę zapomogowo-pożyczkową prowadziła jednoosobowo. Nikt jej nie pomagał, nikt nie sprawdzał. Zwierzchnicy, jak się okazało, nie weryfikowali dokumentów, choć je podpisywali - mówi Jarosław Kosiński, prokurator rejonowy z Golubia-Dobrzynia. - Mechanizm kradzieży wcale nie był specjalnie wyrafinowany. Urzędniczka miała jednak tyle swobody i cieszyła się tak wielkim zaufaniem, że proceder trwał prawie pięć lat. Bez pomocy inspektor K. urzędnicy nie byliby nawet w stanie policzyć, ile pieniędzy zginęło. Tak zeznali. Szacowanie strat trwało aż jedenaście miesięcy. To bardzo niepokojące.

<!** Image 3 align=none alt="Image 152988" >Danuta K. kradła pieniądze z kasy regularnie, co dwa-trzy miesiące. Przygotowując listę płac, robiła tak zwane zestawienie zbiorcze. Tu fałszowała dane. Doliczała dodatkowe kwoty na rzecz funduszu zapomogowo-pożyczkowego. Pieniądze przelewano na konto kasy, a kobieta wypłacała gotówkę. Dodatkowe sumy rozpisywała na poszczególnych pracowników. Najwięcej, ponad 4,3 tysiąca zł, ukradła Andrzejowi Grabowskiemu, burmistrzowi miasta. Co ciekawe, jednej z pracownic magistratu dołożyła 3,8 tysiąca. Nie wiadomo, dlaczego.

Awans skarbnika

Bezpośrednim przełożonym inspektor K. był skarbnik magistratu. Okradanie urzędu trwało od stycznia 2004 do czerwca 2009 roku. Przez większość tego czasu skarbnikiem była Barbara Stosio. W 2008 roku awansowała na zastępcę burmistrza i jest nim do dziś. Do dziś też ani ona, ani jej następca nie zostali pociągnięci do jakiejkolwiek odpowiedzialności służbowej czy karnej za brak nadzoru.

<!** Image 4 align=right alt="Image 152988" sub="Barbara Stasio jako skarbnik miała nadzorować Danutę K.
Czy jej awans na stanowisko wiceburmistrza był zasłużony?">- Nasze procedury kontrolne dotyczyły tak zwanych obszarów ryzyka finansowego. Kasa zapomogowo-pożyczkowa do nich nie należała - wyjaśnia Barbara Stosio. Znów to ona firmuje swoją twarzą magistrat, gdy dziennikarze pytają o kradzieże. Czy Andrzej Grabowski, rządzący miasteczkiem od ponad dwudziestu lat (w Polsce Ludowej był naczelnikiem) celowo unika wypowiedzi dla mediów przy tej przykrej okazji, czy to tylko przypadki? Odpowiedzi brak. Jego zastępca przekazuje jednak, jakie decyzje podejmie przełożony.

- Osoby odpowiedzialne za nadzór nad inspektor K. na pewno nie zostaną zwolnione z pracy, bo byłaby to kara nieadekwatna do przewinienia. Po uprawomocnieniu się wyroku pan burmistrz wymierzy kary wynikające z Kodeksu pracy, czyli upomnienia lub nagany - mówi pani wiceburmistrz. Nie wyjaśnia, jaki związek ma mieć uprawomocnienie się wyroku dotyczącego urzędniczki z pociągnięciem do odpowiedzialności osób z nadzoru. Przecież jego brak odkryli śledczy, a potwierdził proces sądowy.

Pytamy o jej awans. - Owszem, awansowałam, ale to był 2008 rok. Wówczas o kradzieżach jeszcze nie było wiadomo - odpowiada. W golubsko-dobrzyńskiej prokuraturze natomiast tłumaczą, że nie postawili zarzutów przełożonym Danuty K., bo ukradziona suma była za niska. O nieumyślnym niedopełnieniu obowiązków i narażeniu urzędu na „istotną szkodę” nie może być mowy, jeśli 100 tysięcy porówna się z pięcioletnim budżetem Kowalewa Pomorskiego.

Opowieści o chorym mężu

Wyrok zapadł w czerwcu. Łączna kara dla pani K. to dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat, 2 tysiące złotych grzywny oraz zobowiązanie do naprawienia szkody wyrządzonej magistratowi na kwotę 116,4 tys. zł. Do tej sumy wliczono koszty remontu po pożarach. Przez trzy lata kobieta nie może też pracować na stanowiskach, gdzie odpowiada się za powierzone mienie. Nie może zostać nawet kasjerką w markecie.

Śledztwo i proces nie dały odpowiedzi na pytanie, co urzędniczka zrobiła z pieniędzmi. Gminnymi opowieściami nazwać trzeba historie o tym, że kobieta kradła, by leczyć ciężko chorego męża. Taką wersję serwowano półoficjalnie z samego urzędu, gdy bomba wybuchła. - Gdyby nam szczerze powiedziała, pomoglibyśmy tak jak i innym pracownikom w kryzysowych sytuacjach - padły słowa współpracowników.

Historia o wzorowej urzędniczce, która zdesperowana okrada pracodawcę i podpala magistrat, zainteresowała nawet dziennikarzy z „Polityki”. Prokurator musiał ich jedna rozczarować. - W żadnym momencie śledztwa nie pojawił się wątek choroby męża. Danuta K. nie broniła się w ten sposób. Zresztą, nie musiała wyjaśniać, dlaczego kradła. I nie wyjaśniła - mówi Jarosław Kosiński. - Do dziś nie wiadomo, gdzie podziały się pieniądze. Kobieta nie posiada prawie żadnego majątku. Mąż i synowie odmówili składania zeznań.

Mieszkanie Danuty K. odwiedziliśmy przed rokiem. To skromne lokum w małej kamieniczce. Samochód? Na polecenie prokuratury zajęto dwunastoletnie audi warte 4 tysiące złotych. Konto? Zanim zainteresowali się nim śledczy, kobieta zdążyła wypłacić z niego 11 tysięcy. Sumka interesująca, ale stanowiąca przecież zaledwie 10 procent tej ukradzionej. - Podróże, stroje, szastanie pieniędzmi? To nie ona - mówią sąsiedzi.

Motywem standardowo branym pod uwagę w takich sytuacjach są dla śledczych długi. - Czyje i dlaczego miałaby je spłacać? Nic o tym nie wiemy - rozkłada ręce szef Prokuratury Rejonowej w Golubiu-Dobrzyniu.

Szukając morału

Co ciekawe, w 2008 roku urząd kontrolowała Regionalna Izba Obrachunkowa. Jej pracownicy uznawani są za prawdziwych specjalistów swoim fachu. W Kowalewie Pomorskim wzięli pod lupę finanse urzędu, kompleksowo. Wynik ich pracy? Ocena pozytywna. W prokuraturze kontrolerzy zeznali, że badali również wynagrodzenia urzędników. Niczego niepokojącego nie znaleźli.

Wiceburmistrz Stasio zapewnia, że ta historia ma swój morał. - Wyciągnęliśmy z niej naukę. Kasę zapomogowo-pożyczkową prowadzi i kontroluje dziś kilka osób. Nigdy więcej nie będzie tak, że zajmuje się nią jedna osoba - podkreśla. Dodaje też, że z blisko setki pracowników magistratu, którzy za czasów inspektor K. do owej kasy należeli, nikt się nie wycofał. Czyli nikt nie stracił zaufania do tej formy lokowania pieniędzy na czarną godzinę...

* * *

Skradzioną sumę wyrównał magistrat. Danuta K. musi ją jednak spłacić. Jej emeryturę zajął komornik. Niestety, zdaniem samych prokuratorów, nie ma pewności, że kobieta nie ukradła więcej pieniędzy niż oszacowano.

Fakty

Gdzie są pieniądze?

Aby zatrzeć ślady kradzieży, Danuta K. postanowiła spalić pomieszczenie z dokumentacją. Za pierwszym razem jej się nie udało, ogień sam zgasł. Powtórzyła akcję w nocy. Wrzuciła do budynku koktajl Mołotowa i tym razem wybuchł solidny pożar. Do pracy nie przyszła. Zwierzchniczce wysłała SMS-a z przeprosinami i prośbą, by jej mężem zajęła się pomoc społeczna. Kolegom z pracy i mieszkańcom miasteczka trudno było uwierzyć, że taką metodą posłużyła się 58-letnia kobieta. - Przyznała się do podpaleń. Pokazała rachunek ze sklepu za zakup butelki rozpuszczalnika - informuje prokurator Jarosław Kosiński. Śledczy do dziś nie wiedzą, co naprawdę kierowało Danutą K. i na co wydała pieniądze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!