Oko woźnego lepsze niż kamera

Przedszkola, szkoły, rzadziej uczelnie stają się powoli małymi twierdzami. Tu nie ma miejsca na niedopowiedzenia - nie wejdzie nikt, kto w placówce się nie uczy lub nie pracuje. A jeśli już wejdzie, niech ma świadomość, że każdy jego krok będzie nie tylko śledzony ale i udokumentowany.

Mamy więc paletę środków ogólnego bezpieczeństwa - kody PIN przy drzwiach wejściowych, albo w wersji lżejszej zwykłe domofony. Kamery przed wejściem to niemal standard, kamery na holach są już rzadziej spotykane. Zastanawiam się, czy przyszło mi chodzić do przedszkola i szkoły w czasach szczególnie bezpiecznych, czy teraz po prostu panuje jakaś obsesja na punkcie bezpieczeństwa? Wcześniej wystarczał jeden woźny, który był skuteczniejszy od wszystkich elektronicznych środków bezpieczeństwa razem wziętych. Jedno spojrzenie i już wiedział, że „Iksiński” wcale do tej szkoły nie chodzi, więc szybko pacyfikował intruza. Podobnie czynił zresztą na froncie walki wewnętrznej. Co bardziej krewcy koledzy, zaczepiający innych, dostawali kluczem po głowie i znów panował spokój.

<!** reklama>

Owszem, zdarzały się drobne incydenty, sam w przedszkolu cały dzień spędziłem na placu zabaw, bo uciekłem z sali trochę się pobawić, ale przynajmniej do teraz rodzice mają co opowiadać przy rodzinnych obiadkach, opisując swój stan przedzawałowy, gdy próbowali mnie nieskutecznie z przedszkola odebrać.

Tymczasem teraz w szkołach nie jest ani bezpieczniej, ani spokojniej. Szkolne bójki są i będą nadal, na długiej przerwie młodzież wyskakuje na „fajkę”, a jak chce zrobić zmieniające stan świadomości zakupy, robi je na osiedlu.