https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Oko w oko z desperatem

Katarzyna Pietraszak
Strzeli? Skoczy z mostu? Wysadzi cały dom w powietrze? Policyjny negocjator staje naprzeciwko człowieka, o którym nie wie prawie nic. Musi tak poprowadzić rozmowę, by nie doszło do tragedii.

Strzeli? Skoczy z mostu? Wysadzi cały dom w powietrze? Policyjny negocjator staje naprzeciwko człowieka, o którym nie wie prawie nic. Musi tak poprowadzić rozmowę, by nie doszło do tragedii.

<!** Image 2 align=right alt="Image 51543" sub="- Ludziom wydaje się, że praca negocjatora polega na tym, żeby gadać, gadać, żeby zagadać i odwrócić uwagę. Nie o to jednak w tym wszystkim chodzi - zapewnia komisarz Leszek Hołyński, jedyny etatowy negocjator policyjny w województwie kujawsko -pomorskim">To była jedyna nieudana akcja negocjacyjna w województwie. Przed miesiącem na moście we Włocławku. Policjant już miał zacząć rozmowę z desperatem stojącym za barierką, ale zanim zdążył do niego podejść, mężczyzna skoczył do Wisły. Po tym samobójstwie policyjni negocjatorzy długo analizowali tę sytuację i zastanawiali się, dlaczego nie udało się tego człowieka uratować.

Rozmowa przez drzwi

- Może czuł się osaczany. Przecież na dole podpływały pontony. Być może pomyślał, że jeśli od razu nie skoczy, to zostanie uratowany - komisarz Leszek Hołyński zapala papierosa. Jest jedynym etatowym negocjatorem policyjnym w Kujawsko-Pomorskiem. Na swoim koncie ma ponad dwadzieścia zakończonych powodzeniem negocjacji.

Praca jest stresująca, ale komisarz lubi swoją robotę. Mimo że często jest wzywany w nocy i dni wolne. Mimo że często na akcję jedzie z niczym. Nie wie nawet jak ma na imię człowiek grożący wysadzeniem budynku. To na miejscu musi pokonać psychologiczną przepaść dzielącą go od desperata. Mają w tym pomóc czasami wielogodzinne rozmowy. Chodzi o to, by desperat zrezygnował z celu, nie krzywdząc nikogo.

- Nigdy nie wiadomo, co w głowie takiego człowieka siedzi - mówi komisarz Hołyński. - Strzeli? Wysadzi blok w powietrze? Nie można o tym myśleć. Trzeba zapomnieć o stresie i podejść do niego tak jak do przyjaciela, którego należy uratować.

Leszek Hołyński doskonale pamięta swoją pierwszą akcję. Jechał ratować chorego psychicznie 80-latka. Mężczyzna zabarykadował się w swoim mieszkaniu w centrum Bydgoszczy i przygotował do zdetonowania butlę z gazem. Krzyczał, że wszystkich wysadzi w powietrze. Jak pomóc takiemu człowiekowi, który niczego się nie boi, a do tego jest chory na schizofrenię?

<!** reklama left>Przez około pięć godzin przez drzwi komisarz Hołyński cierpliwie pytał i słuchał argumentów schizofrenika. Udało mu się go na tyle uspokoić, że mężczyzna przestał grozić i… położył się spać.

- Ludziom wydaje się, że praca negocjatora polega na tym, żeby gadać, gadać, żeby zagadać i odwrócić uwagę. Nie o to jednak w tym wszystkim chodzi - zapewnia negocjator.

Duża odporność na stres, cierpliwość, umiejętność radzenia sobie z ogromnym napięciem emocjonalnym, nieprzewidywalnymi zachowaniami, umiejętność stawiania trafnych hipotez, gdy ma się do dyspozycji tylko strzępy informacji. To predyspozycje, które powinien mieć każdy policyjny negocjator. Jednak najważniejsza jest chęć słuchania.

- Powody, dla których ludzie decydują się na desperackie kroki, mogą się wydawać dla obcych ludzi błahe - tłumaczy komisarz Hołyński. - Ale dla nich są na tyle ważne, że są w stanie zabić siebie i innych. Wystarczy tych problemów wysłuchać i spróbować postawić się w sytuacji tych ludzi.

Gra o życie

Kiedyś przez blisko cztery godziny komisarz pertraktował z chłopakiem na boisku szkolnym na jednym z bydgoskich osiedli. Chłopak wymachiwał bronią. Groził, że się zabije, a powodem miał być zawód miłosny.

- Myślę, że zrobiłby to. Był pod wpływem silnych emocji. Szczerze z nim rozmawiałem, on tego potrzebował - wspomina Leszek Hołyński. W końcu chłopak poddał się i zgodził na badania psychiatryczne. - Nie oszukuję ludzi i nie manipuluję nimi. Mówię wprost, że jestem negocjatorem, bo przecież nie chodzi o to, żeby narobić jeszcze większego bałaganu.

Policjant doskonale zdaje sobie sprawę, że od tego, w jaki sposób poprowadzi negocjacje, będzie zależało życie, czasami nie tylko desperata, ale również innych osób.

Policjant w dżinsach

Gdy pod jeden z domów w podbydgoskiej wsi podjechał policyjny radiowóz, został obrzucony kamieniami. Tak zareagował na przybycie patrolu ojciec trojga dzieci, który zamierzał pozabijać wszystkich członków swojej rodziny. Potraktował ich jako zakładników. Niczego nie żądał, po prostu coś kazało mu mordować. Najpierw chciał zabić półtorarocznego synka, którego trzymał na ręku. Do szyi dziecka przyłożył nóż. Mężczyzna zaczął rozmawiać, gdy na miejsce przyjechał komisarz w „cywilu”, człowiek w dżinsach i marynarce.

Po trzech godzinach ojciec odpuścił. Zaczął opowiadać o tajemniczych głosach - to one kazały mu zabić. Komisarz nie chce powiedzieć wprost, jak mu się udało nawiązać kontakt.

- Nie mogę mówić o szczegółach. On mi zaufał, a ja nie powinienem tego zaufania nadużyć.

Policyjny negocjator musi umieć radzić sobie z problemami, z którymi się styka. Nie może zabierać ich do domu. A stres często narasta po akcji, dlatego negocjator nie schodzi od razu z mostu i nie jedzie do domu. W sztabie, razem z psychologami i policjantami biorącymi udział w akcji, omawiają każdy jej szczegół. Czasem trwa to nawet kilka godzin. Bywa też, że Leszek Hołyński usłyszy zwykłe „dziękuję”.

Tak było po akcji przeprowadzonej na moście we Włocławku. Policyjny negocjator przez telefon komórkowy pertraktował z człowiekiem, który chciał odebrać sobie życie. Samobójca stał na przęśle, negocjator na moście. Odwiódł go od skoku i nakłonił do poddania się psychiatrycznym badaniom. Nazajutrz ten człowiek zadzwonił.

Czarodziejami nie jesteśmy

- To nie są tylko psychopaci - podkreśla Leszek Hołyński. - Często są to osoby, które znalazły się na życiowym zakręcie. Nasze zadanie polega na tym, aby pomóc im odnaleźć sens życia, ale nie jesteśmy czarodziejami i nie mamy czarodziejskiej różdżki.

Komisarz żartuje, że negocjacje traktuje jak wolontariat, bo negocjatorzy policyjni nie otrzymują z tego tytułu dodatkowo ani grosza. - Nic nie daje mi takiej satysfakcji, jak to, że komuś pomogłem.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski