Przypomniał się Zbigniew Stefaniak. Były trener Chemika, Polonii i Zawiszy. Bez wahania zgodził się na rozmowę z „Expressem”.
<!** Image 2 align=right alt="Image 165848" sub="Trener Zbigniew Stefaniak był ostatnio szefem szkolenia, odpowiedzialnym również za skauting, w Akademii Piłkarskiej „Remes Opalenica”. Fot. Tadeusz Pawłowski">Pana przyjście do trzecioligowej Victorii jest dla wielu osób z tzw. środowiska sporym zaskoczeniem...
Z bezpośrednią propozycją wyszedł były już trener koronowskiej ekipy Grzegorz Wódkiewicz, który zdecydował się na przenosiny do Gryfa Słupsk. To była sprawa nie cierpiąca zwłoki. Zgodziłem się i tyle.
Tak od razu?
Nie tak do końca, bo musiałem pojechać do Koronowa, by na miejscu dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. Problemy oczywiście są, ale wolę o tym nie mówić, ponieważ jestem w tym klubie zbyt krótko.
Widzi Pan w nowym zespole jakże potrzebny potencjał?
Na pewno chciałbym zostawić w tym klubie po sobie jakąś cegiełkę, trwały pozytywny ślad. Wstępnie współpraca opiewa do końca tego sezonu. Co będzie dalej, zobaczymy.
Podejrzewam, że łatwiej było Panu przyjąć tą ofertę w sytuacji, gdy drużyna Victorii plasuje się w górnej części tabeli.
O tym nie myślałem, ponieważ nie miałem żadnego rozeznania, co się tutaj dzieje. W Bydgoszczy nie było mnie dość długo. Z Polonii odszedłem ponad siedem lat temu.
<!** reklama>
To wróćmy na chwilę do przeszłości, bo po wycofaniu tej drużyny z rundy jesiennej sezonu 2003/04, słuch o Panu zaginął...
Przeniosłem się do Łodzi. Przez cztery lata byłem asystentem pierwszego trenera Widzewa. Tworzyłem sztab ze Stefanem Majewskim, Michałem Probierzem i Markiem Zubem. Później Probierz chciał mnie jeszcze ściągnąć do Jagiellonii, ale obowiązywała mnie już umowa z Remesem Opalenica. Postąpiłbym nieetycznie, gdybym skierował wtedy swoje kroki do Białegostoku.
A dziś ta drużyna idzie na mistrza, jest więc czego żałować.
Może i tak, ale nie chcę już rozpamiętywać czegoś, co nigdy nie nastąpi.
W Opalenicy było miło, ładnie i przyjemnie?
Z prywatnych środków utworzono szkółkę piłkarską, prowadzoną później z dużym rozmachem. I naprawdę była to fajna sprawa, godna naśladowania. Zarówno pod względem bazy, jak i opieki szkoleniowej, wychowawczej i socjalnej. Ze szkółką współpracowało wielu uznanych specjalistów. Akademia skupiała samą młodzież. Natomiast po ukończeniu wieku juniora, zawodnicy przechodzili do pobliskiego Promienia Opalenica albo byli sprzedawani lub wypożyczani do innych klubów. Jednego gracza kupił holenderski Heerenveen, zdolnego bramkarza przechwyciła Wisła Kraków, napastnika - Legia Warszawa, a kilku innych chłopaków przeszło również do Jagiellonii.
Jaką pełnił Pan funkcję w Remesie?
Byłem szefem szkolenia, odpowiedzialnym również za skauting. Wyglądało to bardzo profesjonalnie. Na każdym treningu miałem do pomocy trzech trenerów i masażystę.
I nagle ten model przestał funkcjonować?
Właściciel firmy nie był już w stanie dłużej tego utrzymywać...
Łatwo będzie się Panu przestawić na pracę z seniorami?
Nie będzie lekko, lecz miałem z nimi do czynienia przez ponad dwadzieścia lat. Z młodzieżą pracuje się inaczej. Trzeba ją uczyć na wielu płaszczyznach, skupić się na jakości i pewnych detalach, które mają znaczenie, gdy gra się w seniorach.
Który z zespołów może być w najbliższym czasie wizytówką naszego województwa?
Chyba wszyscy czekamy na to, by przynajmniej w pierwszej lidze zaistniał Zawisza. Obiekt gotowy przyjąć wielu widzów, stoi i czeka...