- Powołaliśmy biegłego, który wyceni ilość skradzionego gazu, bo nasze podejrzenie, że doszło tam do przestępstwa graniczy z pewnością - mówi prokurator Robert Szelągowski.
<!** Image 2 align=none alt="Image 177735" sub="Zofia K. skarży się, że nie ma dostępu do garażu, w którym są liczniki prądu i wody Fot. Tymon Markowski">
<!** Image 3 align=none alt="Image 177735" sub="Oburzają ją rysunki nad łóżkiem. Dostrzega na nich coś, czego my nie widzimy Fot. Tymon Markowski">
Biegły ma trzy tygodnie na wydanie opinii. - Prawdopodobnie już we wrześniu zdecydujemy, czy i jakim osobom przedstawić zarzuty - zapowiada prokurator z Prokuratury Rejonowej w Inowrocławiu.
Sprawę oddano inowrocławskim śledczym, bo atrakcyjna willa przy ul. Średniej z Bydgoszczy, w której na lewo ciągnięto gaz, należy do teściów byłego komendanta Straży Miejskiej i pełnomocnika prezydenta do spraw bezpieczeństwa Andrzeja Kaszubowskiego, a on sam z rodziną zajmował jedno jej piętro.
O akcji gazowników i policji na bydgoskich Jachcicach pisaliśmy w marcu. Kontrolerzy z bydgoskiego zakładu gazowniczego wkroczyli tam 16 marca przed południem, by odciąć gaz, za który od dłuższego czasu nie płacono rachunków. Zdemontowali licznik i nie wierzyli własnym oczom, bo część urządzeń nadal pobierała gaz. Już wiedzieli, że mają do czynienia z lewym poborem i szukali dodatkowego zaworu. Gdy go znaleźli, wezwali policję.
<!** reklama>
Andrzej Kaszubowski twierdził, że informacja o lewym przyłączu gazu w domu teściów zupełnie go zaskoczyła. - Ja tam tylko pomieszkiwałem, bo od maja do października przebywaliśmy z żoną na działce - tłumaczył. Twierdził, że za media płacili pospołu. On trzy piąte, a teściowie - dwie piąte opłat. Od pół roku mieli z teściem niepisaną umowę: Kaszubowski daje mu do ręki pieniądze, a teść opłaca wszystkie rachunki. Komendant był przekonany, że sprowadzenie do domu gazowników i policji to sprawka teściowej, która nie darzy go sympatią i chce mu zaszkodzić. Ta zaprzeczała.
Kaszubowski miał teściowej za złe, że pokazała nam garaż, w którym masa śmieci przykrywała stare auto jego żony i sugerowała, że taki bałagan nie przystoi pierwszemu strażnikowi Bydgoszczy.
Teraz Zofia K. chętnie by taki pokaz powtórzyła. - Nie mogę, bo odcięto mi dostęp do garażu. Nie mam już do niego klucza, a tym samym dostępu do licznika wody i prądu - narzeka. Znów dostaje niezapłacone rachunki. - Ten jest za prąd i to z karnymi odsetkami - pokazuje ponaglenie do zapłaty.
- Ja tam od 16 marca nie mieszkam i już nie wrócę - zapewnia nas Andrzej Kaszubowski.- Nie chcę mieć z tą kobietą nic wspólnego i trudno mi zrozumieć, jak mogła zrobić taką krzywdę swojej córce i wnuczce - dodaje. Płaci tylko za wywóz śmieci z budynku przy Średniej, inne rachunki już go nie interesują. - Zostawili mi nad łóżkiem taką brzydką pamiątkę - teściowa pokazuje nakreślone ołówkiem na ścianie rysunki. Dopatrzyła się tam czegoś, czego my nie widzimy i podejrzewa zięcia. - Jak ja mogę odpowiadać na oskarżenia niezrównoważonej kobiety, która pała do mnie nienawiścią? - pyta komendant. Wie o toczącym się w Inowrocławiu śledztwie. - Ja się żadnego zarzutu nie spodziewam, bo z lewym przyłączem w domu teściów nie miałem nic wspólnego - mówi Andrzej Kaszubowski i dodaje: - Ubolewam tylko, że zamieszkanie w jednym domu z teściami tak zaważyło na mojej karierze.
Andrzej Kaszubowski
Milicyjne szlify zdobywał w Gdańsku. Służbę rozpoczął w 1979 roku w Wydziale Kryminalnym Komendy Miejskiej Milicji Obywatelskiej. Mówiło się, że awans na komendanta rejonowego gdańskiej policji zawdzięczał w 1990 roku prałatowi Jankowskiemu.Przez długie lata za Andrzejem Kaszubowskim wlókł się pseudonim Klenczon. Nie miało to związku ze znanym muzykiem, lecz z klęczeniem na posadzce gdańskiej katedry i przepraszaniem za MO i ZOMO. W latach 1999-2000 był komendantem wojewódzkim policji w Bydgoszczy. Przez ostatnie 8 lat kierował bydgoską Strażą Miejską.