Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O byciu nierozsądnym

Tomasz Skory
[Rozmowa z terapeutką Moniką Wirżajtys] Życie nie polega tylko na tym, by działać na dziecięcym spontanie… ale gdy zastanawiamy się, co jest dla nas najważniejsze, czego pragniemy i za czym tęsknimy, to odłóżmy na chwilę zdrowy rozsądek na półkę i posłuchajmy głosu swojego serca, tak jak dziecko.

To wskoczyłaś do tego stawu czy nie?
(śmiech) To najczęściej zadawane mi pytanie od 4 października, gdy na konferencji TEDxBydgoszcz spuentowałam swoje wystąpienie historią o tym, jak byliśmy z synem na spacerze. Przechodziliśmy obok niezbyt zachęcająco wyglądającego stawu. Syn zapytał mnie, o czym będę mówiła podczas konferencji, na co ja odpowiedziałam, że o sensie. Gdy to usłyszał, obrócił się o 180 stopni, wskoczył do stawu i zawołał: Mamo, ty nigdy nie zrozumiesz sensu życia! Zdziwiłam się i zapytałam: Dlaczego? A on mi na to: Bo nie wskoczysz tu teraz, ot tak. Podczas konferencji pokazałam rysunek, jak skaczę, ale nie powiedziałam, czy faktycznie to zrobiłam czy nie. Myślę, że zarówno wskoczenie, jak i niewskoczenie miałoby wówczas swój sens. Na pewne rzeczy przychodzi właściwy czas, są takie, na które warto czasem poczekać. Przyznam jednak, że ja reprezentuję postawę niczym kamikadze - najpierw skaczę, a potem zaczynam odnajdywać się w nowej sytuacji.

Jak wtedy, gdy postanowiłaś zmienić pracę?
Tak było, kiedy przyjęłam propozycję utworzenia teatru w więzieniu. Najpierw się zgodziłam, a dopiero potem zaczęłam się zastanawiać, jak z tego wybrnąć. Było to trochę nierozsądne.Nie byłam wystarczająco dobrze przygotowana i niejednokrotnie czułam się bezsilna, bo nie wiedziałam, jak nawiązać kontakt z więźniami. To było trudne zadanie, ale ostatecznie zaowocowało bardzo pozytywnymi doświadczeniami. Miałam możliwość stworzenia dużego programu z pogranicza resocjalizacji i terapii. Wystawiliśmy spektakl na dużej scenie Teatru Polskiego i napisałam pracę naukową na podstawie naszych działań. W ten sposób, na skutek nie do końca przemyślanej decyzji, zadziało się bardzo dużo dobrych rzeczy.

To był taki trochę skok wiary?
Tak, bo podeszłam do tego z zaufaniem. Z jednej strony do siebie, że jakoś sobie poradzę, a z drugiej do świata czy losu, że to, co nas spotyka, ma jakiś sens. Nawet jeśli są to trudne doświadczenia, to przychodzi taki moment, że patrzy się na nie z perspektywy czasu i nadaje się im zupełnie inne znaczenie niż w chwili, gdy się je przeżywało. I okazuje się, że coś, co z pozoru było doświadczeniem traumatycznym, pozwala nam wzrastać i rozwijać się.

Dzieciom chyba łatwiej się przystosować, zaakceptować nową sytuację. Dorośli wolą mieć wszystko poukładane, pod kontrolą. I w momencie, gdy przychodzi niespotykana sytuacja, trudniej jest nam skoczyć do stawu…
Trudniej i warto też czasem korzystać z rozsądku (śmiech). Życie nie polega tylko na tym, by działać na dziecięcym spontanie, ale gdy zastanawiamy się nad tym, co jest dla nas najważniejsze, czego pragniemy i za czym tęsknimy, to odłóżmy na chwilę zdrowy rozsądek na półkę i posłuchajmy głosu swojego serca, tak jak dziecko. Taka szczerość wobec samego siebie jest potrzebna, by siebie nie rozczarować, ale też by dać sobie szansę na to, na czym nam naprawdę zależy. Czasem jest to trudne, bo jesteśmy przytłoczeni różnymi emocjami, ale też przekonaniami, które nie zawsze są nasze. Bywa, że pod presją zewnętrzną trudno nam taki wewnętrzny głos usłyszeć. Jeśli damy sobie szansę, by znaleźć spokój, równowagę i wyciszyć się, to jest większe prawdopodobieństwo, że go usłyszymy.

Czy są jakieś sposoby na to, jak ten głos pobudzić?
Jestem zwolenniczką tworzenia sytuacji, które pozwalają skonfrontować się z budzącymi lęk wyzwaniami najpierw w bezpiecznych warunkach, na przykład w gabinecie. Warto dać sobie czas na oswojenie się ze zmianą. Robić to powoli, z szacunkiem i życzliwością wobec siebie i innych. Wprowadzanie radykalnych zmian jest trudne i nie zawsze też potrzebne. Inna kwestia, że to, co nowe często budzi lęk przed porażką - przed tym, że się nam nie uda, jeśli pójdziemy za tym, czego naprawdę chcemy.

Lęk występuje też w sytuacjach, gdy nie mamy nic do stracenia. Znam osoby, które nie wysyłają CV do dużych firm, bo od razu zakładają, że i tak nikt ich tam nie zechce. A przecież spróbować nie zaszkodzi…
To temat związany z poczuciem własnej wartości. Jeśli od razu zakładamy, że i tak się nie uda, wiąże się to z tym, jak postrzegamy samych siebie. Może to jest właściwy moment, żeby się temu przyjrzeć, zanim zrobimy kolejny krok.

George Bernard Shaw napisał „Człowiek rozsądny dostosowuje się do świata, człowiek nierozsądny z uporem próbuje dostosować świat do siebie. Dlatego wszelki postęp zależy od ludzi nierozsądnych”. Zgadzasz się z tym?
To taki przewrotny cytat, trochę z przymrużeniem oka, ale coś w tym jest. Przywoływany już do znudzenia Einstein nieraz odwoływał się do takiej dziecięcej odwagi, by podważać zastany porządek i nie dać sobie wmówić, że czegoś się nie da. Na co dzień potrzebujemy rozsądku, ale żeby zrobić coś, co będzie nowe i kreatywne, trzeba tego rozsądku się pozbyć chociaż na chwilę.

Założyć, że da się zrobić coś, choć wszyscy dotychczas mówili, że to niemożliwe?
Na przykład. Trzeba mieć odwagę, by zawalczyć o swoją wizję i nie iść na niezdrowe kompromisy. Mówi się, że jeśli chcemy się zmienić, to warto zmienić najpierw środowisko. Bo to ono jest inspirujące i może być dla nas impulsem do tego, żebyśmy spełnili swoje marzenia. A bywa tak, że pozostając ciągle wśród tych samych ludzi i sytuacji, powielamy te same schematy, wzorce, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Niezłą lekcją poznawania siebie są podróże. Znajdujemy się w kompletnie nowych okolicznościach, wśród nowych ludzi i sytuacji, i nagle okazuje się, że te schematy, które mamy gdzieś zakodowane, nie sprawdzają się i trzeba spróbować czegoś nowego. To budzi często bardzo duży lęk, ale jednocześnie wiele się o sobie dowiadujemy.

Podróże to też sprawdzian tej spontaniczności.
Tak, wymagają od nas elastyczności. I tak jak na początku powiedziałeś - dorośli często są tacy sztywni, chcą mieć wszystko poukładane. Od dzieci warto nauczyć się tej elastyczności. Często nie doceniamy tego, jak łatwo adaptują się do nowych sytuacji. Nam dorosłym jest już zdecydowanie trudniej, bo mamy swoje nawyki, wzorce i w nowych sytuacjach odwołujemy się właśnie do nich. A gdy okazuje się, że się nie sprawdzają, to nagle nie wiemy, co robić. Wyjazdy, praca nad sobą czy terapia stanowią często impuls, by przyjrzeć się sobie na nowo. Dlatego współpracując z pracownią rozwoju osobistego Proarche w Poznaniu postanowiliśmy organizować warsztaty rozwojowe połączone z podróżami, czyli takie przyglądanie się sobie w nowych warunkach. Pierwsza, jaką planujemy ma być na Bali, bo mamy tam kontakty i zaprzyjaźnionych przewodników, ale w taką podróż nie trzeba udawać się od razu na drugi koniec świata. Można zacząć ją wszędzie, w domu, podczas podróży, czy tutaj w naszym Instytucie Terapii Integralnej w Bydgoszczy.

Taka podróż to także motyw przewodni Twojej najnowszej książki…
Wspólnie z synem napisaliśmy książkę „Moja mama mieszka w walizce”. Opowiada ona o chłopcu, który z walizki konstruuje wehikuł czasoprzestrzeni i przenosi się nim w różne miejsca. Najważniejsza jest w tym podróż do wewnątrz, związana z oswajaniem swoich lęków i emocji. To taka historia, która ma w pewnym sensie pomóc dzieciom rozpoznawać swoje emocje, ale też może to być przewodnik dla rodziców, jak wejść w buty dziecka i pomóc mu oswoić się z tym, co trudne.

Z tego, co wspomniałaś na konferencji, chciałaś ją wydać do końca roku. Znalazłaś już wydawcę?
Jeszcze nie. Ale w stawianiu sobie ambitnych celów niezwykłe jest to, że nawet jeśli ich nie osiągniemy w zaplanowanym czasie, to i tak osiągniemy dużo po prostu dążąc do tego. Nawet jak przesuniemy trochę termin, to nic się nie stanie, bo np. sama praca nad książką daje nam bardzo wiele. Co ciekawe, po tym jak zadeklarowałam, że postanowiliśmy z synem ją wydać, zaczęłam spotykać osoby, które podpowiadają różne rozwiązania. Jak już powiemy na głos, że na czymś nam zależy, to potem rozwiązania w pewnym sensie pojawiają się niejako same. Wystarczy dać światu sygnał, że jest coś, o czym marzymy. Bywa, że przechowujemy swoje marzenia w szufladach, wstydzimy się ich i nie dajemy sobie przez to prawa do ich realizacji. Jeśli jednak już je zwerbalizujemy, to uruchamiają się procesy jak w domino. To zaczyna się dziać!

Monika Wirżajtys

Psycholog i teatrolog, terapeutka w Instytucie Psychoterapii Integralnej, prezeska Fundacji Wytwórnia Marzeń, współzałożycielka Fundacji Art-House i gabinetu komunikacji Born2Create. Wykłada, prowadzi szkolenia i warsztaty; reżyseruje spektakle teatralne, pisze bajki i piosenki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!