
- Szkoda, że nie była pani tu w sobotę na otwarciu. Przyszło 580 osób. Kolejka liczyła chyba z 15 metrów. Nie spodziewałem się takiego zainteresowania - mówi.

Jak to się stało, że „Ukrainoczka” otworzyła swoje drzwi w Bydgoszczy?

- To niejedyny sklep tej sieci w Polsce. Podobne są np. w Gorzowie, Szczecinie i Poznaniu - mówi pan Vladyslav. - Ja taki sam sklep prowadzę też w Swarzędzu, gdzie mieszkam z żona i synkiem. Od pewnego czasu nosiłem się z zamiarem otworzenia drugiego sklepu, gdzieś w innym mieście. Na Facebooku znalazłem grupę „Ukraińcy w Bydgoszczy”, która miała wtedy 12 tys. członków. Wrzuciłem posta i odezwało się mnóstwo ludzi. Uznałem, że to jest to. Poza tym słyszałem, że Bydgoszcz jest miastem tolerancyjnym i otwartym na obcokrajowców. Ponad dwa miesiące temu przyjechałem tu z rodziną. Zwiedziliśmy starówkę, Wyspę Młyńska i miasto bardzo nam się spodobało. W czasie spaceru na ul. Dworcowej zobaczyłem informację, że lokal jest do wynajęcia. No i poszedłem za ciosem.

Obsługa sklepu jest bardzo miła. Ekspedientki mówią w czterech językach: po polsku, ukraińsku, rosyjsku i angielsku. Można płacić gotówką i kartą. Na jednym ze stoisk królują ryby suszone i wędzone na zimno, np. stynka, okoń morski, halibut czy flądra. Jest też kawior czerwony i czarny. Na półkach można też znaleźć kwas chlebowy, chleb Borodinskij, chleb łotewski słodko-kwaśny, zefiry (rosyjskie pianki np. z mlekiem skondensowanym lub czekoladą), czy pastyłę - jeden z przysmaków kuchni rosyjskiej (słodycze).