Od wczoraj obowiązuje głośna nowelizacja ustawy antynarkotykowej. Jej najbardziej kontrowersyjnym zapisem jest możliwość odstąpienia od karania osoby, która miała niewielką ilość narkotyku na własny użytek.
<!** Image 2 align=none alt="Image 182577" sub="Dziko rosnąca konopia indyjska znaleziona w naszym regionie w czerwcu.
- Jak można zakazać czegoś co wyrasta z ziemi? - pytają niektórzyfot:. D. Bloch">
Takie rozwiązanie może mieć zastosowanie, gdy przyłapana z narkotykami osoba nie jest dilerem.
- Już na samym początku, pojęcie „niewielka ilość” to pojęcie w prawie karnym nieostre, którego moim zdaniem należy unikać - powiedział naszej gazecie prof. Marian Filar. - Szczególnie ważne to jest, gdy dotyczy substancji, w związku z zażywaniem których istnieje niebezpieczeństwo biologiczne. Niestety w tym przypadku innego racjonalnego wyjścia nie ma. Konkretna dawka tylko ładnie wyglądałaby na papierze, tymczasem policjant wagi ze sobą nosić nie będzie - stwierdza profesor.
<!** reklama>
Przepisy uwzględniają sytuację, w której nie będzie jasne, czy złapana osoba jest uzależniona. Wówczas prokurator zarządzi zebranie o podejrzanym informacji przez specjalistę terapii uzależnień.
- Jak terapeuta ma ocenić na podstawie jednej czy kilku rozmów, czy taki człowiek ma problem czy nie? W tej ustawie jest dużo znaków zapytania - powiedział nam Robert Rejniak, specjalista psychoterapii uzależnień, pedagog, ekspert Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii przy Ministerstwie Zdrowia. - Znakomita większość terapeutów jest przeciwna depenalizacji marihuany. Wątpliwości budzi m.in. to, czy prokuratorzy wykażą chęć zajmowania się tak wnikliwie konkretnymi przypadkami - mówi.
Nowela ustawy postrzegana jest jako próba zmiany dotychczasowej polityki wobec zażywających narkotyki.
Co państwu wolno
- Skazany na posiadanie narkotyków z pudła lepszy nie wyjdzie. Proponując mu w zamian terapię, chodzi o to, aby dać mu szansę, pomóc, aby nie robił sobie krzywdy. Restrykcyjne posunięcia nigdy się nie sprawdzały - twierdzi prof. Marian Filar.
Statystyki potwierdzają, że dotychczasowa polityka wobec narkotyków nie zdała egzaminu (patrz ramka).
Pytanie, czy państwo ma prawo decydować, jakie używki obywatel może zażywać, wróciło z nową siłą, gdy do wielkiej polityki trafił popierający legalizację marihuany Ruch Palikota. Dziś ta partia jest oskarżana że cynicznie włączyła ten postulat do swojego programu, kierując się chęcią pozyskania młodszych wyborców. Posłowie Palikota z naszego regionu wypierają się bliższego kontaktu z używką.
- Sam nigdy nie paliłem i nie sądzę, aby którykolwiek nasz poseł próbował. Kiedyś tylko Robert Biedroń pod dobrą datą wspomniał, że pali, ale nikt mu nie uwierzył, bo on nawet papierosów nie pali - mówi wybrany w okręgu toruńskim Maciej Wydrzyński. Jego bydgoski kolega Łukasz Krupa również zastrzega, że marihuanę zna tylko z opowiadań. - Ostatnio do mojego biura poselskiego przyszedł mężczyzna po 60., który wiele lat spędził w Indiach. Powiedział mi: „W Polsce można się zapić i zapalić na śmierć, a nie można zalegalizować marihuany, która jeszcze nikogo nie zabiła”.
Faktycznie, jak pokazują raporty medyczne, istnieje śmiertelna dawka THC, substancji psychotropowej obecnej w marihuanie. Jest ona jednak fizycznie niemożliwa do przyjęcia, bowiem wynosi aż ok. jednej trzeciej masy ludzkiego ciała. Mimo szczerych chęci, nikomu nie udało się nawet zbliżyć do takiego rezultatu.
Nie u nas
Z tego powodu w takich krajach jak USA i Kanada konopie indyjskie coraz częściej stosuje się w medycynie. Używane są m.in. w leczeniu nowotworów i stwardnienia rozsianego.
Co sądzi o takiej możliwości poseł PiS Tomasz Latos? - Z dużym zażenowaniem obserwuję, że pod płaszczykiem tłumaczeń o leczniczym zastosowaniu marihuany, co dla mnie lekarza, jest szczególnie oburzające, zasłaniając się bólem, cierpieniem ludzi chorych, próbuje się przeforsować legalizację narkotyków w Polsce.
Samą nowelizację ustawy poseł określa jako „skrajnie niekompetentną”.
Niektórzy działacze ruchu zmierzającego do zalegalizowania marihuany, uważają, że w najgorszym razie jest to kwestia zmiany pokoleniowej.
- Młodzi ludzie po narkotyki często sięgają z przekory - mówi prof. Filar. - Wierzę, że nie są oni tacy głupi, to nie stado bezwolnych idiotów. Ta metoda: Bierz jeśli chcesz, ale wiedz, jak skończysz, to rozsądne wyjście. Miejmy do nich trochę zaufania, a że wywołało to sejmową awanturę - no cóż, nie ma nic za darmo.
Specjalista od uzależnień Robert Rejniak jest przeciwny karaniu tych, którzy wpadli, bo raz po trawkę sięgnęli. - Zastanawia mnie natomiast, czy nasz kraj, nie mogąc sobie poradzić z pijącymi 15-latkami, 12-letnimi palaczami papierosów, jest gotowy na zmiany związane z tzw. miękkimi narkotykami - mówi.