Rosyjski oligarcha Roman Abramowicz wraz z dwoma negocjatorami ukraińskimi mieli zostać otruci. Takie informacje przekazał w poniedziałek "Wall Street Journal". Informacje te potwierdzał rzecznik oligarchy, ale doradca prezydenta Ukrainy odnosił się do nich z dystansem. Agencja Reutera podała we wtorek nowe informacje w sprawie. Powołała się na amerykańskiego przedstawiciela wywiadu, którego zdaniem powodem zatrucia mógł być "czynnik środowiskowy" a nie użycie broni chemicznej.
Do zdarzenia miało dojść na początku miesiąca podczas rozmów negocjacyjnych w Kijowie, które odbywały się do późnych godzin wieczornych. Po powrocie do mieszkań, oligarcha i strona ukraińska mieli odczuć pierwsze skutki zatrucia, które nie minęły do rana i były zgodne z objawami użycia broni chemicznej.
Rzecznik Romana Abramowicza potwierdził w rozmowie z BBC, że biznesmen na początku miesiąca doświadczył objawów wskazujących na zatrucie. Odmówił potwierdzenia informacji o innych ofiarach lub możliwych źródłach zatrucia.
Nowe informacje w sprawie zatrucia
Agencja Reutera przeprowadziła rozmowę z urzędnikiem amerykańskiego wywiadu, który miał stwierdzić, że zachowanie Romana Abramowicza oraz ukraińskich negocjatorów wskazywało na czynniki środowiskowe a nie użycie broni chemicznej. Od informacji dystansuje się także doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak.
W obiegu jest teraz wiele spekulacji, różnych teorii spiskowych i elementów tej lub innej gry informacyjnej - zaznaczył
Rustem Umerow, który jest ukraińskim deputowanym, również napisał na Facebooku, że "wszystko z nim jest w porządku". zaapelował również o to, aby nie wierzyć niesprawdzonym informacjom.
