Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niesłyszący idzie w świat

Redakcja
W uszach mam zatyczki, by odciąć się od świata słyszących. Nie wiem, jak to jest być głuchym. W ręku mam kartkę z tekstem zaczynającym się słowami: „Dzień dobry, jestem osobą niesłyszącą...” Z nią wkraczam na obcy teren.

W uszach mam zatyczki, by odciąć się od świata słyszących. Nie wiem, jak to jest być głuchym. W ręku mam kartkę z tekstem zaczynającym się słowami: „Dzień dobry, jestem osobą niesłyszącą...” Z nią wkraczam na obcy teren.

<!** Image 2 align=none alt="Image 188704" sub="Do świetlicy Polskiego Związku Głuchych potrafi przyjść pięćdziesiąt osób. Zjeżdżają się z całego miasta, żeby sobie pomigać, wypić kawę i poczuć się bezpiecznie. Starzy, młodzi, niektórzy z małymi dziećmi. Słyszący wśród nich może poczuć się obco. Podobnie jak oni czują się niepewnie w świecie słyszących.FOT. Dariusz Bloch">

Piotr Borowski nie słyszy i nie mówi od urodzenia. Jest kreślarzem, piłkarzem, świetnym tancerzem i doskonałym kierowcą, ale świat słyszących czasem go przeraża, a jeszcze częściej irytuje. Nie pójdzie sam do urzędu ani do lekarza. Do mechanika jeździ tylko po to, by odstawić samochód. Sprawy napraw przez telefon załatwia żona.

Karteczka to nie wszystko

Rozmawiamy w siedzibie Polskiego Związku Głuchych w Bydgoszczy, który ma pięć kół terenowych w województwie i kilka tysięcy głuchoniemych pod opieką. Przychodzą tu, żeby sobie pomigać przy kawie (dwa razy w tygodniu czynna jest świetlica), ale też w sprawach, których bez pomocy słyszącego nie załatwią - sprzedaż auta czy mieszkania, egzamin na prawo jazdy, awaria samochodu, wizyta u lekarza, zebranie rodziców w szkole dziecka. Jedni potrzebują obecności tłumacza, innym wystarczy karteczka.

- Kartki piszemy tym, którzy są bardziej samodzielni lub mają do załatwienia prostą sprawę, ale to wyjątki. Przeważnie jednak ludzieproszą o tłumacza - mówią w PZG.

Wyjątkiem jest Agata Potrzebowska. Sama załatwiła sobie pracę, sama chodzi na zebrania rodziców do przedszkola swojej 3-letniej córeczki. W torebce zawsze ma notes i długopis. Tak porozumiewa się ze słyszącymi. Prosi jedynie, by pisali krótkie informacje.

Piotr Borowski przez rok występował w olsztyńskim teatrze pantominy. Kiedy pokazuje głuchego, który w sklepie nie może się dogadać ze sprzedawcą, słowa są zbędne. Już wiem, dlaczego mężczyzna nie może mnie zrozumieć, mimo iż czyta z ruchu warg. Mówię za szybko i niewyraźnie. To częsty błąd, popełniany przez słyszących. Drugi polega na tym, że używam zbyt skomplikowanych zwrotów. Polski język migowy ma niecałe 3 tysiące znaków, a jego gramatyka znacznie różni się od gramatyki języka polskiego. To, że głusi nas nie rozumieją, nawet gdy do nich piszemy, świadczy jedynie o barierze językowej, a nie o ich możliwościach intelektualnych.

Pomysł udawania głuchego w miejscach publicznych bardzo się Piotrowi podoba, ale wątpi, by mogło się to udać. Na pewno wypadnę nienaturalnie. Odwrócę głowę, gdy trzasną drzwi, odpowiem na czyjeś „Do widzenia”. Moje ciało pójdzie za dźwiękiem.

Karolina Zięba, tłumaczka języka migowego, na wszelki wypadek pokazuje mi kilka podstawowych znaków - dziękuję, proszę, chcę, przepraszam, do widzenia.

- Najważniejsza jest ekspresja. Kiedy głuchy czegoś nie chce, pokaże to całym ciałem, nie tylko mimiką twarzy. Tak samo, gdy się z czegoś cieszy albo dziękuję, robi to całym sobą. To jest w niesłyszących piękne. Wszystko w nich jest szczere do bólu - podkreśla.

Napisałem sobie dwie kartki. Jedną do przychodni, drugą do Wydziału Komunikacji Urzędu Miasta. W poradni chcę się zarejestrować do specjalisty, a w urzędzie muszę wymienić prawo jazdy. Dla słyszącego to sprawy banalne. Dla głuchego duże wyzwanie. Piotr bez tłumacza nie podjąłby się tych zadań, ale życzy mi powodzenia.

Z powodu zatyczek w uszach nie słyszę własnych kroków ani zamykających się za mną drzwi. Podchodzę do rejestracji i bez słowa wręczam zaskoczonej blondynce kartkę rozpoczynająca się słowami: „Dzień dobry, jestem osobą niesłyszącą. Chciałbym się zarejestrować...” Kobieta, nie patrząc na mnie, bierze kartkę i skierowanie, skupia wzrok na monitorze komputera. Nic nie mówi, niczego nie pokazuje. Ja czekam. Po chwili podnosi głowę i coś mówi. Poznaję to po ruchu jej ust. Docierają do mnie fragmenty zdań. Chyba chodzi o termin wizyty.

- Na sierpień. Rejestrujemy?

Wzuszam ramionami i brwiami, co może znaczyć tylko jedno. Pani z rejestracji nie ustępuje i zaczyna powtarzać te same słowa tylko głośniej. Mimo korków w uszach słyszę dość wyraźnie.

- Rejestrujemy? Czy re-je-stru-je-my?

Nie wiem, jaki mam wyraz twarzy. Głupkowaty czy wyrażający napięcie. W końcu kobieta zaczyna pisać drukowanymi literami: „NA 3 SIERPIEŃ - REJESTRUJEMY?”

Zadzwonię, ale jak?

Robię przerażone oczy, że tak późno. Piszę „czerwiec” i robię gest, który w języku migowym znaczy „poproszę”. Nie ma mowy. Pani rozkłada ręce. Ja rozkładam ręce. Zaczęła się pantomima, której chciałem uniknąć. Pani znowu bierze długopis i zapisuje pięć linijek tekstu, z którego wynika, że ona mnie zapisze, ale mogę szukać wcześniejszego terminu gdzie indziej, a jak znajdę, to mam wizytę usunąć. Wskazuję słowo usunąć i gestem pytam, jak mam to zrobić. Czy telefonicznie? Tutaj odgrywam scenkę rozmowy przez telefon. Kobieta kiwa, że właśnie tak. Na to ja, że przecież nie mówię. Wtedy pani znowu bierze długopis i pisze takie słowa: „To ktoś inny”.

Żegnam się uśmiechem i znakiem „dziękować”. Właściwie odniosłem sukces. Zważywszy jednak na fakt, że w innej poradni jako słyszący bez problemu „ugadałem” sobie dużo lepszy termin, mimo że odsyłano mnie na jesień, jest to sukces połowiczny.

W wydziale komunikacji też zacząłem od wręczenia kartki. W postawie kobiety siedzącej za szybą z napisem „Informacja” wyczułem jednak rezerwę. Może to przewrażliwienie, ale poczułem się jak ktoś nachalny, kto przyszedł wyżebrać pieniądze lub coś innego. Wstała i bez słowa podniosła ruchomą ladę, opuszczając swoje stanowisko pracy. Przeszła obok mnie. Usłyszałem tylko odległe „Proszę”. Żadnego gestu. W pierwszej chwili pomyślałem, że kobieta idzie po tłumacza języka migowego, który w myśl ustawy powinien się mną zająć, ale nie. Pani chciała, żebym ruszył za nią.

W pokoju obok moją sprawę przejęła urzędniczka, która z miejsca zaczęła coś do mnie mówić. Na moje gesty, iż ze mnie niemota, zwiększyła natężenie głosu.

- Prawo jazdy i dowód osobisty. Prawo jazdy poproszę. Niech pan da prawo jazdy!

W końcu zaczęła coś pisać. Po kilku minutach - pisania z jej strony i kiwania oraz machania rękami z mojej - kartka zapełniła się słowami. Kiedy ją później pokazałem Piotrowi Borowskiemu, zmarszczył brwi. Nie wiedział co znaczy „wypełnić” oraz „lewy profil, odkryte ucho”.

Z wizytą u fotografa

Ostatnie instrukcje dotyczyły wizyty u fotografa. Zgodnie ze wskazówkami zapisanymi na kartce, salon fotograficzny znalazłem nieopodal magistratu. Stremowanej młodej brunetce wręczyłem kartkę i pokazałem puste miejsce na fotografię w druczku otrzymanym w wydziale komunikacji. Zrozumiała w lot, potwierdzając to kiwnięciem głowy. Kazała wejść dalej. Przedtem wskazała mi wiszący na ścianie cennik. Wszystko jasne. Przed wykonaniem zdjęcia zniknęła na chwilę, by wrócić z małą karteczką, na której było napisane: „Trzeba poczekać, bo muszą się zjaśnić okulary”. Domyśliłem się, że chodzi o szkła fotochromowe, które jeszcze są ciemne od słońca. Po prostu je zdjąłem. Dziewczyna kilka razy podchodziła i poprawiała ustawienie mojej głowy. Normalnie zrobiłaby to nie odchodząc od aparatu, powiedziałaby jedynie, w którą stronę mam się przekręcić.

Tak czy inaczej zdjęcie się udało.

Po drodze do fotografa zajrzałem jeszcze do kolektury totolotka, bo skusiła mnie perspektywa wygrania ośmiu milionów złotych. Stanąłem jednak jak wryty, nie umiejąc pokazać, w którym losowaniu chcę wziąć udział. Słyszałem jedynie donośny głos kobiety: „Jakie? Jakie?” Ostatecznie dogadaliśmy się za pomocą karteczki, na której napisałem, w co chcę zagrać.

- A co ma zrobić niesłyszący, który nie umie pisać, bo i tacy się zdarzają? - pyta Sylwia Kocon z firmy Mobitoki, oferującej, m.in., usługę tłumacza online. - Dla głuchych nasza mowa jest jak język obcy. Myślimy o nich jak o osobach niepełnosprawnych, ale to my zachowujemy się jak niepełnosprawni, gdy znajdziemy się w ich otoczeniu. Bo nie znamy ich języka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!