Czterej policjanci prewencji mieli zmaltretować Mirosława Mayera i jego narzeczoną. Do prokuratury trafiło zawiadomienie o popełnieniu przez nich przestępstwa, a zmaltretowani... trafili przed sąd.
Wieczór 16 lutego, ulica B. Głowackiego, Bartodzieje. Przed pubem Esperado stoi Mirosław Mayer z narzeczoną. Palą papierosy, bo w pubie nie wolno. Obok znajomi, jeden z butelką piwa w ręce. Podchodzi patrol policji. Chcą dać znajomym mandaty za picie w miejscu publicznym. Mayer próbuje przekonać policjantów, że to nieprawda. Powiedział „Jesteście niepoważni”. W policjantach narasta agresja. Mayer wyciąga telefon, chce dzwonić po policję. Jeden z funkcjonariuszy zamierza mu telefon wyrwać. Nie udaje się. Mayer wzywa drugi radiowóz. Wtedy jeden z policjantów chwyta go za rękę. Mayer pamięta: - Powiedział: „zabieramy pajaca”.
<!** reklama>
Do starcia dołącza narzeczona Mayera. Zaczyna się szarpanina. Kiedy przyjeżdża drugi radiowóz, nikt nikogo nie pyta, co się stało, nie ma czasu na wyjaśnienia.
Policjanci wrzucają Mayera na tył furgonetki. Kajdanki. Obrywa parę ciosów, kopniaki.
Narzeczona trafia do drugiego radiowozu. Oboje lądują na Komisariacie Policji Bydgoszcz-Śródmieście. - Trafiłem do ciemnego pokoju - opowiada Mayer. - Weszli tam policjanci. Posypały się ciosy i teksty o „zadzieraniu z policją”. Potem zapalono światło, wszedł jeszcze jeden funkcjonariusz. Nie zdążyłem się uchylić, kiedy uderzył mnie w bok głowy. Na chwilę straciłem słuch.
Potem już rutynowo - lekarz, powrót na komisariat. Oboje przesiedzieli tam w kajdankach całą noc. Policjanci powiedzieli im, że muszą wytrzeźwieć - rzeczywiście Mayer miał 0,4 promila, a jego narzeczona - podobno aż 0,7. Mimo jej żądań badania nie powtórzono.
Kiedy przewożono ich do prokuratury, podobno jeden z policjantów stwierdził, że to nieporozumienie...
Na obdukcję lekarską do Collegium Medicum Mayer poszedł dwa dni później. Wyniki nie pozostawiają wątpliwości - ślady od kajdanek, siniaki, podbite oko. 21 lutego poszli do do komendanta Śródmieścia złożyć skargę na policjantów.
- Taka skarga nie została przez nas zarejestrowana - mówi Maciej Daszkiewicz z zespołu prasowego KWP.
Przeciwko obojgu skierowano do sądu wnioski o ukaranie - za używanie słów obelżywych i nieokazanie dowodów osobistych. - Sprawy się toczą, a my, nigdy niekarani, jak gangsterzy, dostaliśmy dozór policyjny, od lutego meldujemy się co piątek na komisariacie - mówi Mayer.
Jeszcze pod koniec lutego oboje złożyli w Prokuraturze Rejonowej Bydgoszcz - Północ zawiadomienie o popełnieniu przez policjantów przestępstwa. Do dziś nie zapadła żadna decyzja.
Do sprawy wrócimy.