Zadzwonił doświadczony motorowodniak, od wielu lat pływający m.in. po Zalewie Koronowskim i w jego sąsiedztwie. Miał mi trochę za złe, że przedstawiłem rzeczywistość jednostronnie - wyłącznie z perspektywy odpoczywających nad wodą działkowców i kąpiących się plażowiczów. Z ich perspektywy motorówki to samo zło: hałas i zagrożenie. A jak to widać z motorówki?
- Współczesny Polak uważa, że wszystko mu wolno - mówił mój telefoniczny rozmówca. - Rowerzysta wjeżdża z impetem na ruchliwą drogę, przekonany, że to kierowcy samochodów powinni być ostrożni, zauważyć go i ominąć. Pływak bez zastanowienia wypływa na środek jeziora, ufny, że sternik motorówki czy jachtu zauważy jego sylwetkę przed dziobem i wykona zwrot. Ale nie zawsze tak jest, zwłaszcza na takich akwenach, jak Zalew Koronowski.
- Zalew to duży zbiornik, na którym wiatr często wzbudza spore fale. Te mogą bez trudu wywrócić kajak czy małą łódkę, zaś pływaka w wodzie czynią długimi okresami niewidocznym z pokładu jachtu czy motorówki. Nawet kolorowa bojka za plecami pływaka niknie z pola widzenia, a sternicy przy silnym wietrze mają dużo pracy i mało czasu na wpatrywanie się w taflę jeziora - kontynuuje motorowodniak. - Dlatego na zalewie pływacy we własnym interesie powinni trzymać się blisko brzegu, czego, niestety, wielu nie rozumie. Natomiast w takich miejscach, jak jezioro Lipkusz, lepiej w ogóle nie odpływać od brzegu. To zdradliwa woda, pełna niespodzianek pod powierzchnią. A komu marzy się bezpieczne pływanie daleko od brzegu, niech wybierze się na przykład nad pobliskie jezioro w Borównie - podsumowuje.
