W ostatnich latach, zwłaszcza tych pandemicznych, nastąpił renesans turystyki kamperowej, bo – wiadomo – we własnym domku letniskowym na kółkach nie musimy pukać do obcych drzwi, choćby miał by to być luksusowy hotel. Wszystko co potrzebne do wygodnego i bezpiecznego dla zdrowia noclegu mamy u siebie. Mamy też własny aneks kuchenny, a często także natrysk.
Kamperowcy mogą przenocować niemal wszędzie, nawet w trasie na parkingu przy głównej drodze, a o poranku wyruszyć ku dalszej przygodzie. Tyle że ostatecznie liczy się ten punkt, który jest docelowym, przynajmniej na jakiś czas.
- Ten renesans jest bardzo widoczny, zwłaszcza w przypadku polskich turystów. Ci zagraniczni to zwykle starzy miłośnicy tego rodzaju podróży i wypoczynku z Niemiec, Holandii, Anglii, Włoch, Francji i Hiszpanii. A nasi, przy czym większość to biznesmeni lub menadżerowie różnych przedsiębiorstw, szybko nadrabiają dystans do zachodnich kolegów i przyjeżdżaj tak jak oni albo typowymi kamperami, albo z holowanymi autami przyczepami kempingowymi – mówi Robert Bazela, właściciel campingu i przystani „Zimne Wody” w Bydgoszczy.
Okazuje się, że nawet oni liczą się z kosztami. Pomijając sam zakup czy wypożyczenie domu na kołach reszta to przysłowiowa bułka z masłem – ustawienie kampera na campingu „Zimne Wody” (a to rozległy teren nad Brdą) z dostępem do prądu i bieżącej wody to tylko ok. 100 zł.
To też może Cię zainteresować
- Okazuje się, że doża część przyjezdnych przyjeżdża do Bydgoszczy w celach typowo biznesowych, na przykład do Pesy i przez tydzień nocuje u mnie w kamperze. Niektórzy pracują w kamperze lub przed nim na leżaku online z laptopem w ręku – dodaje Bazela.
Z wiatrem we włosach, na fali
Własna łódka, do tego odpowiedniej klasy z żaglem lub motorowa, to kolejny sposób na spędzanie czasu w naszym regionie i także w sposób mobilny, a to tego w jakże miłych „okolicznościach przyrody”.
Ludzi biznesu – żeglarzy i motorowodniaków – można spotkać na wielu akwenach Kujaw i Pomorza. Mowa zwłaszcza o Zalewie Koronowskim, Zalewie Włocławskim i jeziorze Gopło. Wszędzie tam można popływać po szerokiej wodzie i znaleźć bezpieczną przystań.
- Tak właśnie się dzieje, ale z moich obserwacji wynika, że ci ludzie nie mają za dużo czasu. Owszem, kupują sobie jachty, czasem okazałe, zostawiają je na przystani i przyjeżdżają dwa- trzy razy w sezonie. Czasem żartuję z nimi, że lepiej byłoby gdyby zostawili mi kluczyki, to za nich popływam i prześlę im fajne fotki – mówi Michał Tazbir, właściciel Rodzinnego Portu Jachtowego "Tazbirowo" w Romanowie nad Zalewem Koronowskim.
Zdaniem Michała Tazbira – jacht jest ekwiwalentem działki rekreacyjnej, tyle że mobilnym, ze zmieniającym się krajobrazem i często tańszym.
Bywa, że po jakimś czasie żeglarzowi znudzi się zamknięty akwen (Zalew Koronowski ma 36 km długości i linie brzegową 102 km) i wyprawia się na większą wodę, czasem nawet na Bałtyk. Tylko że wtedy żeglarz trafia na bardziej wymagające warunki nawigacyjne (większa siłę wiatru i falę) i znów bywa, że zamiast pływać czeka przy kei na odpowiednią pogodę. Czas i pieniądze traci także na dojazd.
Cała firma z wiosłami
Alternatywą dla żagli czy motorówki (skutera wodnego) jest kajak i jak się okazuje także wielu przedstawicieli biznesu korzysta z tej możliwości.
To oczywiście nie „ta półka”, bo nie ma jak własna łódka, która można się pochwalić, zaprosić na pokład rodzinę i przyjaciół, ale jednak wspaniała przygoda, wypoczynek i możliwość fizycznego wyżycia się.
Spływy Brdą, Wdą i Drwęcą (to pierwsza trójka kujawsko-pomorskich szlaków kajakowych) coraz częściej przez przedsiębiorstwa najprzeróżniejszych branż jako forma wyjazdów integracyjnych. Bardzo często z podwładnymi płyną dyrektorzy i generalnie kadra zarządzająca.
