Zdobył 19.800 głosów i wszedł do Sejmu z listy PO. Niestety, nie ze Świecia, ale z Grudziądza. Z komendantem Straży Miejskiej, Januszem Dzięciołem rozmawia Andrzej Pudrzyński.
<!** Image 2 align=right alt="Image 66386" sub="Janusz Dzięcioł po szesnastu latach pracy w straży miejskiej chowa mundur komendanta do szafy. Bierze urlop na czas posłowania. /Fot. Marek Wojciekiewicz">Ile kosztowała Pana kampania wyborcza?
35 tysięcy złotych. To koszt spotów reklamowych oraz druku plakatów i ulotek.
Kto zastąpi Pana na stanowisku komendanta?
Na razie nie wiem. W najbliższych dniach burmistrz podejmie decyzję w tej sprawie.
Bierze Pan urlop na czas sprawowania mandatu poselskiego czy składa definitywne wypowiedzenie?
Za parę dni zamierzam wziąć urlop. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł wykonywać dobrze jednocześnie obowiązki posła i komendanta.
Przed wyborami parlamentarnymi w 2005 roku część działaczy Platformy Obywatelskiej typowała Pana jako kandydata na posła ze Świecia.
Moją kandydaturę zablokowali wtedy niechętni mi działacze Platformy Obywatelskiej z Grudziądza. Wystartowałem więc z Grudziądza jako kandydat niezależny do Senatu. Zdobyłem 28.800 głosów. Niestety, ordynacja wyborcza rządzi się takimi prawami, że jak na kandydata niezależnego, to było za mało. Gdybym wtedy wystartował ze Świecia, to nasz powiat miałby od dwóch lat własnego posła. A tak ma go Grudziądz, gdzie zresztą mieszkam.
Wierzył Pan w zwycięstwo w tegorocznych wyborach?
<!** reklama>Pewnie nikt w to nie uwierzy, ale miałem duże wątpliwości. Swój udział traktowałem bardziej w charakterze sprawdzenia samego siebie. Chciałem zobaczyć, czy to co zrobiłem do tej pory jako radny w Grudziądzu, przełoży się na liczbę głosów. Nie ukrywam, że pomógł mi też udział w programie Big Brother. Ludzie nadal pamiętają strażnika miejskiego ze Świecia. Nie chciałbym być jednak postrzegany tylko przez pryzmat tego programu.
Czym chciałby się Pan zająć jako poseł?
Tym na czym się najbardziej znam, czyli sprawami bezpieczeństwa. Będę optował za przekształceniem straży miejskich w policję lokalną, podlegająca władzom samorządowym Przejęłaby ona od policji państwowej sprawy związane z wykroczeniami i odciążyła ją od części papierkowej roboty. Państwowa policja mogłaby się wtedy skupić na poważniejszych przestępstwach, a nie na łapaniu łobuzów, którzy niszczą kosze na śmieci.
Nie ma Pan żadnych obaw związanych z nową funkcją?
Pewnie, że mam. Jestem człowiekiem prostolinijnym i mówię to, co myślę. Nie lubię krętactwa. Trafię natomiast między politycznych rekinów, z których część specjalizuje się w zakulisowych rozgrywkach i walce podjazdowej. Podejrzewam, że na tym tle będzie dochodziło między mną a nimi do zgrzytów.
Przenosi się Pan do Warszawy?
Nie na stałe. Na czas posiedzeń Sejmu będę wynajmował mieszkanie. Za parę dni jadę do stolicy na szkolenie dla nowych posłów. 5 listopada ma się odbyć zaprzysiężenie, a 10 listopada posiedzenie nowego parlamentu. Potem już normalna praca. Mam nadzieję, że w moim przypadku owocna, bo nie zamierzam być malowanym posłem, który bierze tylko wysoką dietę i nic nie robi.