[break]
W samej Bydgoszczy pracy nie chciało, choć jej szukało, ponad 500 osób. W całym województwie było ich ponad 3 500. Problem narasta, bo choć wśród tych osób sporo jest zwykłych bumelantów, którym zależy jedynie na ubezpieczeniu i możliwości bezpłatnego skorzystania z usług medycznych, to coraz więcej osób odmawia pracy, bo jej warunki przypominają te znane z tzw. śmieciówek.
- Wśród naszych propozycji są oferty pracy etatowej, jak i umów cywilnoprawnych, tzw. śmieciówek. Oferujemy je bezrobotnym, ale to do nich należy wybór. Jednak jeśli zrezygnują ze współpracy na tzw. śmieciówkach, nie zostaną wykreśleni z rejestru bezrobotnych - zaznacza Tomasz Zawiszewski, dyrektor PUP w Bydgoszczy. - Często jednak ludzie są rozczarowani stawkami za pracę etatową, którą oferują pracodawcy. O ile najniższa płaca może być atrakcyjna przy prostych zajęciach, to już ściągnięcie fachowca za takie pieniądze będzie niemożliwe, bo ten nie podejmie zatrudnienia za takie stawki.
A praca za najniższą pensję to w niektórych urzędach nawet 80 proc. propozycji. Najwięcej osób traci jednak status bezrobotnego, bo nie potwierdzają gotowości do pracy. Za takie nieodhaczenie się w tym roku wyleciało ze statystyk pięć tysięcy osób w regionie. Ci, co się pilnie odhaczają, bywają zaskakiwani ofertami pracy, której nie chcą. Do jednej z bydgoskich piekarni skierowano z urzędu 47 osób, ale pracować nie chciała żadna.