Jeszcze w środę rano wydawało się, że szanse Maliszewskiej na start znowu rosną. Tego dnia na lotnisku w Pekinie o naszej zawodniczce rozmawiali niemal wszyscy członkowie polskiej ekipy lądujący wówczas w Chinach, ciesząc się z informacji o pierwszej negatywnej próbce. Olimpijskie zasady są jasne - dwa negatywne wyniki testów wykonanych dzień po dniu zwalniają z izolacji. W czwartek wieczorem chińskiego czasu gruchnęła jednak wiadomość, że Maliszewska znów miała pozytywny wynik, jako jedna z czwórki polskich sportowców przebywającej na przymusowym odosobnieniu.
Z polskiej strony natychmiast pojawiła się informacja o zgłoszeniu wyniku Maliszewskiej (a także Natalii Czyszczoń) do Medycznego Panelu Eksperckiego. Szansą na warunkowe zwolnienie zawodniczek z izolacji miał być fakt, że uzyskane wyniki były na granicy pozytywnego i negatywnego, choć formalnie wciąż traktowane jako pozytywne.
Niestety, kolejny test ostatecznie rozwiał nadzieję, gdyż po raz drugi z rzędu dał wynik pozytywny. W tej sytuacji, zaledwie dzień przed kwalifikacjami na 500 metrów, nie ma już możliwości, aby Polka mogła do nich przystąpić.
Gwiazda polskiego short-tracku przeżywa tym samym swój wielki sportowy dramat. Najkrótsza z konkurencji to jej specjalność - właśnie w Pekinie u progu sezonu Polka wygrała zawody Pucharu Świata, a w przeszłości triumfowała w niej w klasyfikacji generalnej cyklu.
Nie znaczy to jednak, że igrzyska w Chinach są już dla Maliszewskiej zupełnie stracone, choć bezpowrotnie uciekła jej największa szansa medalowa. Przed Polką są, oczywiście pod warunkiem uzyskania negatywnych testów, kolejne starty - indywidualne na 1000 i 1500 metrów, a także w sztafecie. Szans na podium należy szukać na pierwszym z dystansów.
W piątek pojawiła się też choć jedna dobra wiadomość - negatywny wynik dał test u wspomnianej Natalii Czyszczoń, która ma zakończyć izolację.
