https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nasze mieszczuchy do pracy się nie garną

Monika Żuchlińska
- Kęs pysznego chleba zjeść albo świeże jajeczko, to tak. Ale żeby samemu upiec albo do kurnika zajrzeć, to raczej nie - mówią o miastowych gościach właściciele agroturystycznych gospodarstw.

- Kęs pysznego chleba zjeść albo świeże jajeczko, to tak. Ale żeby samemu upiec albo do kurnika zajrzeć, to raczej nie - mówią o miastowych gościach właściciele agroturystycznych gospodarstw.

<!** Image 2 align=right alt="Image 94117" sub="Zabawy z kucykiem, karmienie hodowlanych zwierząt to jedna z atrakcji eko-gospodarstw takiego, jak to w Chrystkowie koło Świecia Fot. Marek Wojciekiewicz">To zupełnie inaczej niż Amerykanie, którzy dwa tygodnie sierpnia spędzili w podkrakowskim Stryszowie. Na wieś udała sie grupa studentów wraz z wykładowcami z Uniwersytetu w Dakocie Południowej. Ich wrażenia z pobytu opisała kilka dni temu „Gazeta Wyborcza”.

Prosto i ekologicznie

Gości zza oceanu polska wieś urzekła - zachwycali się prostym i gospodarnym życiem, podziwiali ekologiczne rozwiązaniania. Pracy gospodarzy nie tylko się przyglądali, ale w wielu czynnościach starali się pomagać - sami próbowali kosić trawę, krowę wydoić, konia nakarmić, masło ubić czy koszyki wypleść.

Polacy na polskiej wsi też wypoczywać lubią. Potwierdzają to właściciele agroturystycznych gospodarstw, także z naszego regionu. Przez całe lato, a bywa, że i przez okrągły rok, na ekologiczne wakacje zjeżdżają na wieś miastowi z całego kraju.

<!** reklama>- Całe dnie spędzają na świeżym powietrzu, chodzą na spacery, zbierają w pobliskich lasach jagody albo grzyby, jeżdżą na rowerze. Niedaleko jest stadnina koni, to i tam na przejażdżki się wybierają - opowiada Jerzy Tomkiewicz, który wraz z żoną Ireną prowadzi agrotustyczne gospodarstwo w Gzinie (gm. Dąbrowa Chełmińska). - Chcą być blisko natury, ciekawi są naszego codziennego życia, ale żeby tak samemu spróbować chleb upiec czy jajka z kurnika wybrać, to już nie bardzo. Raczej pytają, czy mogą wiejskie produkty kupić i do domu zabrać. Dzieciaki to co innego. Do kur ze mną chodzą, karmić je chcą. Sąsiad ma duże gospodarstwo, to niejeden z nich tam po raz pierwszy w życiu świnię czy krowę zobaczył. Zdziwili się, jak ujrzeli, skąd się mleko bierze. Myśleli chyba, że mleko z Biedronki pochodzi, prosto z kartonika - śmieje się pan Jerzy i opowiada swoją ulubioną anegdotę. - Raz jedna dziewczynka krzyknęła zachwycona do mamy: „Patrz, jaka piękna kurka”. A mama na to: „To nie kurka kochanie, to kaczka”. A ja stoję z boku i się śmieję: „To nie kaczka, drogie panie, to gęś”.

Ciekawi wiejskiego życia są także ci, którzy przyjeżdżają do agroturystycznego gospodarstwa w Chrystkowie, niedaleko Świecia. - Niektórzy, zaraz jak przyjadą, to pytają, czy będą mogli krowę wydoić, ale są i tacy, co chcą świnię zobaczyć, ale jak do obory wchodzą, to nos zatykają. Raz jeden minister nas odwiedził. Siedzi, kawę pije i spogląda na dwa stojące koguty i pyta, czy to atrapy. Ja w śmiech, a on, że myślał, że specjalnie dla niego takie sztuczne ptactwo ustawiliśmy - wspomina Czesław Kwiatkowski, który oprowadza po obejściu wszystkich swoich gości.

Prawdziwe jedzenie

Żona Elżbieta trzyma pieczę nad domem i swojskim jadłem. - Tłumaczę, jak prawdziwa szynka czy mleko wyglądają, pokazuję, że zdrowe jabłko to takie, które na drzewie ptak skubnie i robak nadgryzie. Kosztują tego jedzenia, smakuje im i pytają, czy mogą przyjechać i pomóc jabłek rwać, a potem do domu sobie zabrać. Zgadzamy się, bo przecież wszystkiego sami nie damy rady zrobić.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski