https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Siewcy i grabarze pegerów

Wzięli ziemię w swoje ręce, jak III RP przykazała. Siali, zbierali, dzielili. Przeszło siedem lat tłustych i do spółki wszedł syndyk. „Jestem grabarzem, muszę pochować te zwłoki” - powiedział. Potem była stypa.

Wzięli ziemię w swoje ręce, jak III RP przykazała. Siali, zbierali, dzielili. Przeszło siedem lat tłustych i do spółki wszedł syndyk. „Jestem grabarzem, muszę pochować te zwłoki” - powiedział. Potem była stypa.

<!** Image 1 ALIGN=NONE>

Przypomnienie byłym pracownikom PGR telewizyjnego dokumentu „Arizona” to obraza. - A miastowe to nie chleją?! - pada riposta. - Może nawet chleją więcej, bo o zarobek łatwiej.

Zmienia się krajobraz popegeerowskich wsi w Kujawsko-Pomorskiem, idzie nowe. Zaczyna się opłacać uprawa ziemi, hodowla. Tylko stare rany kiepsko się zabliźniają. Powracają sentymenty, poczucie krzywdy. Świeża jest pamięć o siewcach i grabarzach PGR-ów. Zwłaszcza u starszych, bo młodzi ze wsi uciekają.

- Chcielibyście ręce po łokcie w gnoju nurzać za 2 zł na godzinę? - pyta młody człowiek spod Kamienia Krajeńskiego. - Bo ja nie! Moja siostra tak tyra. 12 godzin na fermie, 12 - odpoczynku. Za 400 zł miesięcznie. Nie ma wyboru. To jedyna oferta pracy w okolicy.

On w lipcu wyjeżdża do Niemiec, kumpel robotę mu załatwił: - U „bambra” w polu będę robił, ale za marki lub euro - wyznaje. - Z renty starych żyć już nie chcę - unosi się ambicją.

Na „kuroniówce”

Radzim, Dąbrówka, Duża Cerkwica. Tu spuścizna po PGR jest ogromna. I jeszcze większe poczucie krzywdy. Żal, że III RP o pracownikach państwowych gospodarstw rolnych zapomniała. - Rozdawali akcje zakładów przemysłowych robotnikom - utyskują. - Mogli dać i nam po kawałku ziemi.

Nie dali, ziemię przejęła Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa. Im dano „kuroniówkę”. Jednym pomogła związać koniec z końcem. Innych zdegenerowała. - Bo jak się co miesiąc forsę dostawało, to nie chciało się roboty szukać - oceniają po latach. Potem „kuroniówkę” odebrali i zaczęła się bieda. Tylko niektórzy się z niej wyrwali.

W spółce pracowniczej

Tym spod Kamienia Krajeńskiego wydawało się, że są mądrzejsi i nowym reformom pogrzebać się nie dają. Założyli spółkę pracowniczą „Dąbrad-Rol”. Sześćdziesięciu siedmiu byłych pracowników PGR Radzim zebrało 110 tys. zł kapitału, wydzierżawiło od agencji 3200 ha ziemi i budynki gospodarcze po zakładach rolnych. W święto pracy, 1 maja 1994 roku, poczuli się gospodarzami na swoim. 800 krów, 6000 świń, suszarnie zielonek, mieszalnia pasz, gorzelnia. Ponad 200 zatrudnionych i 354 popegeerowskich mieszkań na utrzymaniu. Przez pierwsze lata nieźle dawali sobie radę. W rankingach na najlepszą polską firmę po byłym PGR plasowali się na dobrej pozycji. W 1999 r. w rolnictwie nastąpiła dekoniunktura, klęski suszy i wymarzania roślin też zrobiły swoje. Spółka zaczęła popadać w długi, zaciągać kredyty. Konieczna stała się restrukturyzacja, ograniczenie zatrudnienia. Na przednówku 2001 r. nóż w plecy wbił spółce jeden z wierzycieli. Dług był mały - 120 tys. zł, za to wierzyciel potężny - PKN „Orlen”.

Zamiast uzyskać nakaz płatniczy i wysłać do PGR komornika, koncern wniósł o upadłość spółki. Ogłoszono ją błyskawicznie.

Siła i prawo

To był dla wszystkich szok. - Biegły sądowy sporządził wycenę nie uwzględniając zasiewów - twierdzi prezes upadłej spółki, Andrzej Grabek. - W ten sposób zaniżył nasz majątek o 5 mln zł. Mam taką wycenę, tyle że innego biegłego. Sąd jej nie uwzględnił. Nie pomogły tłumaczenia, że rolnictwo to specy- ficzna dziedzina. Nakłady czyni się wiosną, długi spłaca jesienią.

Grabek przekonuje, że „Dąbrad- -Rol” jesienią wyszedłby na swoje, ułożył się z wierzycielami. Oskarża syndyka o zmarnotrawienie ogromnego majątku spółki. - Skrzywdził też wierzycieli - dowodzi. - Do dziś, choć od ogłoszenia upadłości mijają 4 lata, nie dostali swoich pieniędzy. - I zapewne nie dostaną - broni się syndyk, Zdzisław Tyburek. - To, co udało się sprzedać, starczyło jedynie na zapłacenie byłym pracownikom zaległych pensji, odpraw, ekwiwalentów za ubrania i urlopy. Sam prezes dostał 80 tys. zł. Dobrze na tym wyszedł. Grabka takie gadanie irytuje, po piętach depcze mu komornik.

Wierzyciele próbują teraz ściągnąć długi z jego prywatnego majątku: - Dziada ze mnie zrobił - wskazuje syndyka. Ma w pamięci siłowe sceny z ich udziałem. On bronił przed wywozem i sprzedażą bydło. - Tłumaczyłem, że jest pod bankowym zastawem - tłumaczy. Syndyk wyrzucił go za to dyscyplinarnie z pracy w spółce. Wynajął agencję ochrony, która pilnowała, by Grabek nie wchodził na teren gospodarstwa. Zaczęły się skargi do sądu pracy, donosy do prokuratury, interpelacje poselskie.

Głosy i donosy

Grabek donosił, że Tyburek świadomie szkodzi upadłej spółce i wierzycielom. - Opóźnił zbiory, powodując milionowe straty - zeznawał śledczym. - Zamiast korzystać z naszych kombajnów, wynajmował firmę spod Inowrocławia. Koszty wzrosły czterokrotnie. Plony też były małe, bo płacił od hektara skoszonego zboża, a nie od zebranej ilości. Część zbóż sprzedał po zaniżonych cenach do mieszalni pasz w Łowiczu, gdzie był likwidatorem. Już na pierwszej licytacji sprzedawał maszyny poniżej wyceny. Część majątku poszło bez przetargu. Syndyk zatrudniał w spółce swojego syna. Dobrze mu płacił. Sam dostał za poprowadzenie naszej upadłości 190 tysięcy złotych.

Syndyk nie pozostaje Grabkowi dłużny: - Gdyby nie ta upadłość, to po zbiorach zostałyby rżysko i pusta kasa. Nie pochwalił się Grabek, że 52 proc.w tej pracowniczej spółce miała inna spółka? - pyta i podaje szczegóły. - Nazywała się „Interrol II” i była typowym pośrednikiem. Ssała matkę-córkę. Jej właściciele (byli szefowie PGR- -ów) zasiadali w radzie nadzorczej „Dąbrad”-Rol”. Taki układ. Nie pochwalił się też zapewne Grabek, że część majątku spółki była potrójnie zastawiana. Donosiłem o tym do prokuratury, ale sprawy umarzano.

Wyrok nieważny?

Wzajemne zarzuty mogą mnożyć. Grabek przeszedł już całą sądową drogę od apelacji do kasacji. Domagał się ponownego wszczęcia postępowania upadłościowego. Ostatnio dowodzi, że wyrok jest nieważny: - Po pierwsze - tłumaczy - sędziowie nie podpisali się pod wyrokiem, tylko pod jego uzasadnieniem, a to czyni go z mocy prawa i wykładni SN nieważnym. Po drugie, kiedy zapadała ta decyzja, na sali nie było naszego pełnomocnika (poinformował sąd, że przebywa w sanatorium). Zamiast odroczyć rozprawę, sąd uznał, że w charakterze naszego pełnomocnika może wystąpić... biegły.

Boży patrol

Są tacy, którzy w tej upadłości dopatrują się spisku. Grabek pamięta, że tuż przed upadłością miał propozycję sprzedaży swoich udziałów w spółce za milion złotych. Powiedział, że nie jest na sprzedaż. Może kogoś zdenerwował? Może ten ktoś przyjechał na swoje na plecach „Orlenu”? Dowodów nie ma. W okolicy krążą plotki, że ponad 400 ha kupił od agencji rolnej ktoś powiązany rodzinnie z Radiem Maryja. Pada suma zakupu: 5 mln zł, a w podtekście: „Może to kupił sam ojciec Rydzyk?”. Kiedy nad polami co jakiś czas przelatuje ten sam helikopter, pojawiają się drwiące komentarze, że to na pewno boży patrol.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski