Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nadal nie wiadomo, dlaczego Mateusz zmarł

Tomasz ZIeliński
40 dni po śmierci trzyletniego Mateusza rodzina nadal nie wie, dlaczego straciła dziecko. Postępowanie prowadzi bydgoska prokuratura.

40 dni po śmierci trzyletniego Mateusza rodzina nadal nie wie, dlaczego straciła dziecko. Postępowanie prowadzi bydgoska prokuratura.

<!** Image 3 align=none alt="Image 219667" sub="Minie co najmniej kilka miesięcy, zanim poznamy wyniki prokuratorskiego śledztwa w sprawie śmierci Mateuszka
Fot. Nadesłana">

O sprawie pisaliśmy po raz pierwszy we środę. Trzyletni Mateusz Rama zmarł pod koniec lipca tego roku. Od marca w związku z kłopotami oddechowami kilka razy przebywał w szpitalu. Jego rodzice do dziś nie poznali przyczyny śmierci.

Mateusz walczy o życie

14 marca wieczorem Mateusz poprosił rodziców, by przygotowali mu chińską zupkę. Kiedy rodzice czekali, aż woda się zagotuje, chłopiec wziął kilka kawałków makaronu i połknął je na sucho. Po minucie stracił przytomność. Rozpoczyna się walka Mateusza o życie. Reanimacja dziecka w stanie śmierci klinicznej w szpitalu „Biziela”, później pięć dni w śpiączce farmakologicznej w Szpitalu Dziecięcym przy Chodkiewicza. Wybudzone dziecko już po kilku dniach jest w dobrym stanie. - Wszyscy - włącznie z lekarzami - byliśmy w szoku, że mimo niedotlenienia dziecko wróciło do świetnej formy. Śmialiśmy się, że „Makaronik”, bo tak nazywali syna w szpitalu, trzyma się mocno życia - wspomina Tomasz Rama, tata Mateusza.

W czerwcu z trudnościami z oddychaniem chłopczyk trafił do 10. Wojskowego Szpitala Klinicznego, gdzie przebywał cztery dni. Lekarze wykonali tomografię szyi: stwierdzono ziarninę, zwężenie tchawicy oraz obecność przetoki tchawiczno-przełykowej jako możliwość powikłania po intubacji. Chłopiec ponownie trafia na Chodkiewicza. W ciągu trzech dni jego stan pogarsza się, m.in. dwukrotnie w ciągu sześciu godzin wykonywana jest tracheotomia.

<!** reklama>

W końcu na prośbę rodziców syna w stanie ciężkim przewieziono do specjalistycznej kliniki w Poznaniu. Tu lekarze wykluczają ziarninę, natomiast diagnozują mikroskopijną dziurkę obok nacięcia wykonanego dla wprowadzenia rurki tracheotomijnej. Mateuszowi założono dren (w Bydgoszczy nabawił się odmy płuc) i 3 lipca zwolniono do domu.

Adrenalina nie pomaga

25 lipca w domu Mateusz stracił przytomność. Reanimację prowadziła załoga pogotowia, przybyła na miejsce około 5-6 minut minut po wezwaniu. - Podczas interwencji syn dostał zastrzyk. Zaczął po nim puchnąć, a z nosa i rany po tracheotomii zaczął lecieć spieniony płyn - mówi Tomasz Rama.

- Po przybyciu na miejsce przystąpiono do reanimacji - mówi dr n. med. Przemysław Paciorek, wicedyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy, jednocześnie wojewódzki konsultant medycyny ratunkowej. - Udrożniono drogi oddechowe, pacjenta wentylowano tlenem, następnie uciskano klatkę piersiową. Podano też adrenalinę, niestety, nie przyniosło to efektu. Pierwotną przyczyną śmierci była najprawdopodobniej niewydolność oddechowa. W mojej opinii zespół zachował się wzorcowo.

Zespołem kierował lekarz systemu ze stopniem doktora nauk medycznych, z dużym doświadczeniem. Z obrazu klinicznego wynika, że zatrzymanie krążenia Mateusza nastąpiło co najmniej pięć minut przed przyjazdem zespołu na miejsce zdarzenia. Dlaczego dziecko zaczęło nagle puchnąć, lekarze nie wiedzą.

Po około godzinie załoga pogotowia zaprzestała reanimacji i wezwała na miejsce zdarzenia policję. Ciało przewieziono do Zakładu Medycyny Sądowej w celu przeprowadzenia sekcji. Jej wyników nie znamy do dziś.

- Dlaczego nie przewieziono syna do szpitala, przecież mógł być znów w śmierci klinicznej? Dlaczego nie zlecono badań toksykologicznych? - pyta rodzina Mateusza.

Lekarze pogotowia odpowiadają, że lekarz rozpoznał zgon, a nie ma procedur nakazujących przewożenia ciała do szpitala.

Śledztwo zabierze miesiące

- Wszczęliśmy śledztwo z urzędu, ponieważ sprawa dotyczy nagłej śmierci dziecka - mówi Dariusz Bebyn z Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Północ. - Jesteśmy na etapie gromadzenia dokumentacji. Sprawa jest bardzo skomplikowana, a każdy z zespołów medycznych zajmujących się dzieckiem będzie starał się przedstawić, że zrobił wszystko, co można było zrobić.

Na pytanie o to, kiedy poznamy wyniki śledztwa, Dariusz Bebyn odpowiada ostrożnie, że najszybciej za kilka miesięcy. Opracowanie wyników sekcji, uzyskanie opini biegłych, być może uzupełnienie dokumentacji - to wszystko musi potrwać.

Do sprawy powrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!