Zobacz wideo: Dron obserwował kierowców na ulicy Wyszyńskiego w Bydgoszczy

W poniedziałek, 14 marca, wieczorem przed szpitalem w Lipnie pojawił się baner ze wzruszającym napisem. Tata Dominik tak chciał przywitać swoje pierwsze dziecko. Z banerem wiążę się niezwykła historia, bo przy jego „montażu” pomogli dziadek i wujek małego Oliwierka.
Monika Chodiasz pochodzi z Ośmiałowa, od czterech lat mieszka i pracuje w Gdańsku. Specjalnie przyjechała do Lipna, by tu urodzić swoje pierwsze dziecko.
- Przyjechałam do szpitala i po niespełna godzinie miałam już synka w ramionach – opowiada pani Monika Chodiasz. - Nie miałam dobrych wyników i miałam przyjechać do szpitala na kontrolę, trochę poleżeć. Mąż był w szoku, że zostawił mnie w szpitalu, a ja dzwonię, że synuś jest już na świecie.
Ze względu na obostrzenia i COVID-19 ojcowie nie mogą wchodzić na porodówkę, nie ma też porodów rodzinnych.
- Mój mąż jest bardzo empatyczny. To jego pierwsze, wyczekiwane dziecko. Nie wiem skąd pomysł na baner, ale bardzo mnie zaskoczył – dodaje pani Monika. - Wcześniej dopytywał, gdzie leżę i co widzę. Wieczorem zadzwonił, żebym wyjrzała przez okno. Niestety nie mogłam jeszcze wstać.
Pani Monika jest po cesarskim cięciu, dlatego jej mąż Dominik, postanowił wysłać zdjęcie. - Zobaczyłam i bardzo się wzruszyłam – opowiada. - Jednak od razu zapytałam, co to za prześcieradło.
Pan Dominik pod szpital przyjechał wieczorem razem z dziadkiem i wujkiem małego Oliwierka. W całej akcji „palce maczała” także babcia. - Byłam w szoku, gdy dowiedziałam się, że moja mama poświęciła wigilijny obrus. Nie zastanawiała się chwili, gdy mój mąż powiedział jej o niespodziance dla nas. Gdy tylko wyjdę, chcę zabrać baner na pamiątkę.
Oliwierek czuje się świetnie, na świat przyszedł 14 marca o godz. 11.35. Jak mówi mama to 3750 g do kochania i 57 cm do całowania. - Cieszę się, że wybrałam szpital w Lipnie. Chciałam tu urodzić i to była świetna decyzja, cudowna opieka, świetni lekarze i położne. Kolejne też na świat przyjdą w Lipnie. Jestem ciekawa, co wtedy mój maż wymyśli.
Zapytaliśmy Andrzeja Wasielewskiego, czy to pierwsza taka akcja przed szpitalem w Lipnie.
- Rano zobaczyliśmy baner. Postanowiliśmy, że do momentu wyjścia ze szpitala mamy i maleństwa będzie mógł zostać na terenie szpitala. To nic obraźliwego, a jedynie dodającego otuchy – tłumaczy prezes Szpitala w Lipnie. - Wcześniej był pan, który z podnośnika grał na gitarze swojej partnerce.
Mężczyzna, ze względu na COVID-19, nie mógł towarzyszyć swojej ukochanej. Wynajął podnośnik, zapłacił za parking i wjechał do góry, by przed oknem wybranki grać na gitarze romantyczne utwory.
- Niestety nadal są ogniska koronawirusa, także w szpitalu – tłumaczy prezes Andrzej Wasielewski. - Od 1 kwietnia przestaje działać oddział covidowy, teraz zastanawiamy się, gdzie będziemy leczyć chorych. Obecnie na oddziale są 33 osoby, a kolejnych 10 zarażonych w ZOL. Idą jednak też dobre zmiany, planujemy umożliwić odwiedziny u pacjentów. Na razie dwa razy w tygodniu, o wyznaczonych godzinach. Jedna osoba przy pacjencie. Nie wiemy, czy takie banery znikną, ale z pewnością wywołują dobre emocje.
Państwu Monice i Dominikowi gratulujemy, a małemu Oliwierowi życzymy dużo zdrowia.