https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na worku widziałem krew

Włodzimierz Szczepański
Prokurator ponad godzinę czytał listę zarzutów ośmiu mężczyzn, którzy wczoraj zasiedli na ławie oskarżonych bydgoskiego sądu. Większość dotychczas uniknęła kary.

Prokurator ponad godzinę czytał listę zarzutów ośmiu mężczyzn, którzy wczoraj zasiedli na ławie oskarżonych bydgoskiego sądu. Większość dotychczas uniknęła kary.

Dariusz N. na salę rozpraw trafił w asyście policjantów. W drobnym, siwiejącym, niebieskookim mężczyźnie trudno dopatrzeć się gangstera, tymczasem przez lata żył z napadów. Został złapany przed dwoma laty - po skoku na ajencję. Dlaczego napadał?

- Byłem winien 600 tys. zł niebezpiecznym ludziom. Odsetki rosły 30 tys. zł miesięcznie - tłumaczył się na przesłuchaniu.

<!** reklama>

Widziałem, że się boi

Poranek 19 marca 2010 - policjanci po serii napadów na ajencje obserwują ich okolice. Przy ul. Curie-Skłodowskiej zauważyli mężczyznę, który wybiegł z placówki. Gdy padł strzał ostrzegawczy Dariusza N. wiedział, że nie ma szans na ucieczkę.

- Przyznaję się do winy, wszystko podtrzymuję - powiedział wczoraj w sądzie.

Przed napadem w ajencji był sześciokrotnie, aby poznać teren. Ze szczegółami opowiadał, jak wyglądał napad. - Przyłożyłem kasjerce broń - chyba do głowy. Widać było, że się boi. Nie biłem jej - zeznawał.

Ajencję na ul. Wiatrakowej również obserwował. Dzięki temu zauważył, że nie ma ona na zewnątrz monitoringu. Liczył, że w takiej placówce może być kilkanaście tysięcy złotych. Samochód zostawił przed gmachem sądu, a do ajencji poszedł schodami na skarpie.

- W środku były dwie kobiety. Kopnąłem drzwiczki do pomieszczenia kasowego. Nie otworzyły się. Kobiety schowały się pod biurka. Strzeliłem w szybę, ale nie pękła - zrobił się tylko pajączek. Rozbiłem szybę i przeskoczyłem na biurko. Zabrałem stamtąd 14 tys. Oddałem je na dług - relacjonował przesłuchującym.

Napady na ajencje nie były pierwszymi przestępstwami, popełnionymi przez Dariusza N. Podczas przesłuchań opowiedział policjantom o napadzie, w którym uczestniczył parę lat wcześniej. Dzięki tym zeznaniom możliwe było oskarżenie ośmiu mężczyzn za przestępstwa popełnione w latach 2000-2005.

10 procent dla informatora

Szajka składała się z kilku wyspecjalizowanych osób - każda miała inną rolę. Jedną z najważniejszych osób miał być Arkadiusz K. Mężczyzna legitymujący się wyższym wykształceniem, dotąd niekarany.

- Razem z nim brałem udział w napadzie na hurtownię alkoholu przy ul. Toruńskiej. Dzień przed napadem poszliśmy przygotować miejsce. Mieliśmy tam informatora. Wiedzieliśmy, o której przyjeżdża konwój po pieniądze. Znaliśmy rozkład pomieszczeń. Wiedzieliśmy, że jedna osoba ma przycisk alarmowy. Informator miał zostawić otwartą kratę w budynku - relacjonował Dariusz N.

Informator domagał się 10 proc. z łupu. Dostał tylko pięć, bo zrabowana kwota nie przekroczyła 100 tys. zł.

Uspokoili go bronią

To dzięki operatywności Arkadiusza K. grupa wiedziała o dużym transporcie papierosów. Zasadzkę zorganizowała na drodze w podbydgoskim Zamościu. Po zatrzymaniu transportu przestępcy stłukli szybę boczną w drzwiach i wywlekli kierowcę. Zarzucili mu worek na głowę.

- Szarpał się, więc Arkadiusz K. uderzył go bronią w głowę. Widziałem na worku krew - zeznał Dariusz N. Dla zmylenia tropów w czasie napadów rozmawiali po rosyjsku.

Na swoim koncie mają też niepowodzenia. Podczas napadu na agencję bankową przy ul. Galla Anonima jeden z bandytów strzelił z pistoletu do właściciela. Napastników spłoszyła zaniepokojona hałasem żona ofiary.

Towar z napadów na konwoje trafiać miał do Piotra G. To on miał go sprzedawać w swoim sklepie. Wskazywał też potencjalne ofiary - konwojentów. Prokurator zarzucił mu też zlecenie wymuszenia odzyskania długu.

Na liście zarzutów pojawiło się też podpalenie. Dwaj członkowie grupy wybili okna w siedzibie „Asnetu”. Wrzucili butelki z łatwopalnym środkiem i podpalili.

Pokrzywdzonych jest 27 osób. Wczoraj nie pojawiły się w sądzie.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski