Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na miłość chuchali razem

Maria Warda
Oboje przyznają, że w ich małżeństwie nie zawsze panowała sielankowa atmosfera. Czasem zdarzały się ciche dni, ale uczucie łagodziło wszystkie smutki.

Oboje przyznają, że w ich małżeństwie nie zawsze panowała sielankowa atmosfera. Czasem zdarzały się ciche dni, ale uczucie łagodziło wszystkie smutki.<!** Image 2 align=none alt="Image 205339" sub="Fot. Maria Warda">

W czwartek, z okazji walentynek, dużo mówiono o miłości. Jednak prawda jest taka, że każdy chce być kochanym, ale mało osób potrafi kochać. Państwu się ta sztuka udała. Macie jakąś receptę na długowieczną miłość?

Pani Elżbieta: Dużo zależy od tego czy się trafi na odpowiednią osobę. Kiedy byłam młodziutka nie narzekałam na brak powodzenia, jednak w przypadku Jana była to miłość od pierwszego wejrzenia. Bardzo uważałam, aby to rodzące uczucie nie zgasło. Nie obyło się bez maleńkiej zazdrości, ale zawsze ufałam mojemu mężowi, chociaż on dużo jeździł po kraju i Europie z wycieczkami. Jestem przekonana, że gdyby nie nasza miłość nie żylibyśmy razem tak długo. Mąż musiał być cierpliwy, bo ja bywałam uparta.

Pan Jan: Kiedy poznałem Elżbietę, od razu coś zaiskrzyło, później w tę iskierkę razem chuchaliśmy, aby rozpalić domowe ognisko. Utrzymać płomień wcale nie było łatwo. Nie powiem, aby nasze małżeństwo było ciągłą sielanką, czasem zdarzały się ciche dni, ale nigdy nie myśleliśmy, żeby się rozstać. Pomagaliśmy sobie wzajemnie i zawsze wspieraliśmy. Ja byłem wychowany według przedwojennej zasady, że mężczyzna ma utrzymać rodzinę. Starałem się wywiązywać z tego obowiązku.

Gdzie się Państwo poznaliście?

Pan Jan: Wybrałem się z wizytą do dentysty, Wiktora Krajewskiego. Elżbieta była jego asystentką, widziała jak boruje mi zęby. Wizyt było kilka, zdążyliśmy się umówić.

Pani Elżbieta: Z tym umawianiem w latach 50. to nie była wcale taka łatwa sprawa. Byłam najmłodszym dzieckiem. Mama chciała mieć mnie na oku. Dlatego najczęściej siedzieliśmy w domu przy herbatce. Na potańcówki chodziliśmy tylko wtedy, kiedy się na to zgodziła.

Pan Jan: Dobra kobieta była, miała na imię Walentyna. Nie chciała, abyśmy za długo z sobą chodzili. Uważała, że takie przebywanie ze sobą jest bez sensu i tak w grudniu w 1956 roku wzięliśmy ślub, najpierw cywilny, a za kilka dni kościelny. Mowy nie było, aby żyć bez ślubu. Miała rację.

Mieliście wspólne pasje?

Pan Jan: Całe dorosłe życie byliśmy związani z PTTK. Często wyjeżdżaliśmy razem, ale bywało, że żona zostawała w domu, a ja podróżowałem. Byłem przewodnikiem. Jako władający językiem esperanto jeździłem po całej Europie. Czasem w świat wybierała się tylko żona.

Pani Elżbieta: Ja najlepiej czułam się na wczasach i w sanatorium. Dużo radości sprawiały nam wyjazdy do opery. Mieliśmy tam bardzo korzystne wejściówki, bo mój brat grał w operze. Uwielbialiśmy tańczyć więc często chodziliśmy na bale. Teraz mąż puszcza mi disco polo albo śląskie szlagiery, są bardzo rytmiczne. Lubimy muzykę łatwo wpadającą w ucho. Niestety, niewiele jest dobrych zespołów śpiewających.

Praca zawodowa dała Państwu szczęście?

Pan Jan: Byłem nauczycielem zawodu w żnińskim „mechaniku”. Dziś ta szkoła nazywa się Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych im. Marii Karłowskiej. Wychowałem wiele pokoleń mechaników. Przez jakiś czas uczyłem techniki w żnińskim ogólniaku. Lubiłem młodzież. Do dziś pamiętam wiele nazwisk. Dziewczęta, które miały smykałkę do techniki, potrafiły znaleźć rozwiązanie z każdej sytuacji.

Pani Elżbieta: Pracowałam w żnińskim ośrodku zdrowia. Na początku lat 50. organizowałam te ośrodki. Później byłam asystentką u lekarzy stomatologów, pani Praksedy Porankiewicz i Wiktora Krajewskiego. To były prawdziwe legendy.

Najpiękniejsze chwile?

Pani Elżbieta: Spotkanie z Janem Pawłem II. Miałam to szczęście, że byłam w Rzymie na początku pontyfikatu. Pojechałam jako opiekunka jednej z sióstr zakonnych. Zbliżały się imieniny Karola Wojtyły. Spałam u polskich sióstr w Rzymie. Pomagałam im piec tort dla naszego papieża. Podczas audiencji znalazłam się blisko balustrady obok której przechodził papież, zatrzymał się i mówi „ty chyba z gór jesteś”, bo miałam na sobie kożuszek. Wtedy poprosiłam o błogosławieństwo. Dla mnie i męża w 25. rocznicę naszego ślubu i powiedziałam, że jestem ze Żnina, z grodu Śniadeckich.

Pan Jan: Dla mnie także największym przeżyciem było spotkanie z Janem Pawłem II, ale ja byłem w Rzymie w 2004 roku, kiedy zbliżal się do kresu swej drogi. Marzę, aby pojechać jeszcze na jego grób. Może to marzenie się spełni.

TECZKA PERSONALNA

  • Elżbieta Kaszewska -  Ma 77 lat. Przez wiele lat była asystentką stomatologa. Jest siostrą wirtuoza kontrabasu profesora Zdzisława Marczyńskiego, wybitnego działacza Polonii Montrealskiej. Zapalona bywalczyni Klubu Podróżnika, działającego przy żnińskiej bibliotece. Najlepiej odpoczywa na działce odziedziczonej po rodzicach.

  • Jan Kaszewski  - Ma 80 lat. Emerytowany nauczyciel zawodu w popularnym „mechaniku”, dziś Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych im. Marii Karłowskiej w Żninie, gdzie wychował wiele pokoleń mechaników. Potrafi porozumiewać się w języku esperanto. Był działaczem w Związku Nauczycielstwa Polskiego.

  • Jan Kaszewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!