W Bydgoszczy straszą „porzucone” inwestycje i niedokończone remonty mieszkań, a znalezienie porządnej brygady budowlanej graniczy dziś z cudem.
- Za postawienie komina zapłaciłem trzem robotnikom 1200 złotych. Pracowali 10 godzin - wspomina pan Marcin. - Zapowiedzieli, że po tej robocie wyjeżdżają do Niemiec. Podobnie było z operatorem koparki, który miał niwelować teren. Odnalazł się w irlandzkiej rzeźni, gdzie czyści posadzki. A cieśle któregoś dnia spakowali się, podziękowali właścicielowi firmy za nauczenie ich fachu i postanowili swe umiejętności sprzedać w Irlandii. Szef płacił im w Polsce... 150 zł dniówki.
<!** reklama left>Problem mają klienci, ale w nie lepszej sytuacji są właściciele firm budowlanych. - Sam muszę świecić oczami za pracowników, którzy nie kończą roboty. Nie płacę wcale najgorzej w mieście, a wczoraj musiałem nie przyjąć zlecenia, bo ludzie którzy mieli się nim zająć byli w drodze za granicę - narzeka pan Sebastian, właściciel firmy budowlanej.
Jaki jest głód fachowców na rynku, potwierdzają miesiącami wiszące dla nich oferty w pośredniakach. - Często przez miesiąc nikt się nie zgłasza i ogłoszenie zdejmujemy - mówi Tomasz Zawiszewski, zastępca dyrektora PUP w Bydgoszczy. - Specjalistów brakuje, mamy dla nich kilkaset ofert. Jeśli już ktoś się zgłosi, to raczej na douczenie Na przykład chętni na zatrudnienie dociepleniowca nie mają na to żadnych szans.
Bydgoskim firmom nie pomaga też system Eures, w którym znaleźć można propozycje pracy z całej Unii Europejskiej. - W bazie jest ich około miliona, choć oczywiście nie wszystkie dotyczą rynku budowlanego - mówi dyrektor Zawiszewski.
Na nieuczciwych wykonawców nie ma żadnego sposobu. - Warto zawsze podpisać umowę, jej postanowienia chronią prawa klienta. Bez względu, czy jest to porozumienie z firmą, czy między osobami fizycznymi, sprawiedliwości trzeba szukać w sądzie, który stanowi ostateczną instancję - mówi Krzysztof Tomczak, miejski rzecznik konsumentów.
Szacuje się jednak, że nawet 70 procent usług budowlanych wykonuje się „na czarno”. Są wtedy tańsze, ale obciążone ogromnym ryzykiem. - Żądajmy referencji i uważajmy na ceny. Podejrzanie niskie świadczą o tym, że remont będzie robił amator. No i podpisujmy umowę z jasnym stwierdzeniem, za co płacimy i kiedy robota ma być zakończona - radzi pan Sebastian.
