https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Muchy w drugiej odsłonie

Andrzej Szczepkowski
„Notoryczni debiutanci” - to zaskakujący tytuł dopiero drugiej płyty zespołu Muchy. Może trzecią opatrzą nazwą „Permanentni debiutanci”. Ale do rzeczy.

„Notoryczni debiutanci” - to zaskakujący tytuł dopiero drugiej płyty zespołu Muchy. Może trzecią opatrzą nazwą „Permanentni debiutanci”. Ale do rzeczy.

<!** Image 2 align=right alt="Image 147144" sub="Zespół Muchy Fot. Archiwum zespołu">Poznaniaki to profesjonalne chłopaki, o czym świadczy ten właśnie album. Udało się im nagrać dopracowany pod względem produkcyjnym krążek, na którym znalazło się wiele fajnych melodii i ciekawych historii. Jednak „Notoryczni debiutanci” (Sony Music) to płyta zachowawcza, na której nie znajdziemy jakichś artystycznych szaleństw, ani stylistycznych kombinacji. W miarę słuchania zaczyna po prostu nieco nudzić.

Subiektywnie muszę też dodać, że zupełnie nie odpowiada mi taki styl pop-rockowego grania, który wybrały Muchy. Preferują stosunkowo ładne piosenki, które rozpisują na brzdąkające i ugrzecznione gitary (singlowe „Przesilenie”), ale także - niestety - na sentymentalne smyczki („W zasięgu ramion”) i akordeon („Kołobrzeg – Świnoujście”). W wielu utworach czuje się zafascynowanie brytyjskim avant-popem, a to niemoja bajka. Po prostu kilku nagraniom przydałaby się odrobina dawnej zadziorności, a wówczas nie rodziłoby się wspomniane poczucie monotonii.

Muchy nagrały zestaw melodyjnych kawałków, które jednak jako całość w postaci albumu lekko rozczarowują. Może kolejny „debiut” wypadnie bardziej przekonująco. (3,0)

White Stripes

White Stripes to jeden z najdziwniejszych zespołów w historii rocka. Ten band, złożony jedynie z dwóch osób, zdołał zdobyć uznanie krytyki oraz podbić serca słuchaczy na całym świecie. Jego fenomen tkwi głównie w osobowości Jacka White’a, chociaż i Meg White nie można odmówić charyzmy.

<!** reklama>Ich bezkompromisowy rock z niewielką domieszką bluesowego kołysania już od dziesięciu lat surowo brzmi na płytach. Jak zresztą mogłoby być inaczej, skoro muzykę tworzą gitara, perkusja i głos Jacka. Jak więc ten niby-zespół brzmi na scenie? Można się o tym przekonać, słuchając albumu „Under Great White Northern Lights” (Third Man Records).

Album składa się z filmu dokumentującego trasę zespołu po Kanadzie oraz krążka live. Trzeba przyznać, że oba składniki robią wrażenie. Reżyser obrazu, Emmett Malloy, świetnie sfilmował podróżujący i koncertujący duet, którego występy odbywały się w tak nietypowych miejscach, jak łodzie, autobusy miejskie, ale też w prowincjonalnych mieścinach, w których o White Stripes pewnie nikt nie słyszał. Płyta audio to prawdziwa dźwiękowa petarda. Już w otwierającym album „Let’s Shake Hands” grupa pokazuje, że choć jest tylko duetem, na koncercie potrafi wykrzesać energię większą niż niejeden metalowy band. Owszem, razi trochę - przynajmniej mnie - surowizna dźwiękowa, ale mając do dyspozycji tak ubogie środki wyrazu, Jack i Meg i tak radzą sobie znakomicie. Źródłem sukcesu są emocje i sceniczna spontaniczność, które wypełniają przestrzeń i pozwalają uzyskać niepowtarzalny kontakt z publicznością. (4,5).

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski