Wszystkim mieszkańcom bloku socjalnego przy Szpitalnej 23 kończą się wkrótce umowy najmu. Z częścią nie zostaną przedłużone.
Niektórzy trafili tu po pożarach swoich mieszkań, inni nie sprostali czynszom w kamienicach, kolejnym powinęła się w życiu noga. Ale swój honor mają.
<!** reklama>- Tu mieszkają ludzie, którzy walczyli w wojnie i trafili do łagrów. A mówią o nas „patologia” - wścieka się pan Tadeusz, który wojenne czasy pamięta doskonale. - Całe miasto z nas szydzi! - Z naszymi dziećmi inne bawić się nie chcą, traktują je jak gorsze. A wystarczy spytać w szkołach, czy sprawiają kłopoty - denerwują się matki.
Gdy „Express” pojawił się na Szpitalnej, przed jedyną klatkę bloku wyszli wszyscy obecni. Reszta - jak podkreślają, jest właśnie w pracy.
- Ludzie słyszą „socjal” i wrzucają wszystkich do jednego worka. Jak mówię urzędnikowi, że jestem ze Szpitalnej, ten podnosi wzrok znad papierów i wzdycha: - No wy to tam się zachowujecie, takie nowe mieszkania zniszczyliście... - mówi pani Irena.
- To młodzież, a raczej chuligani, którzy tutaj przychodzą. Parę razy dziurę w ścianie nam wygrzebali, domofony poniszczyli. Jednej babce wrzucili podpalony patyk i o mało co nie spłonęły jej drzwi - opowiada pani Beata.
- W połowie stycznia byłam świadkiem dewastacji baraku, zgłosiłam to na policję, spisali protokół, zdjęcia zrobili, sprawcy byli wiadomi. Niedawno dostałam zawiadomienie z prokuratury, że sprawę umorzono, bo nie ma pokrzywdzonego. A to nas opisują, że dewastujemy. Mam nauczkę, więcej uwagi nie zwrócę - zarzeka się pani Irena.
Tymczasem ADM postanowiła sprawdzić, jak wyglądają mieszkania teraz. Od oceny zależy, z kim umowy już nie podpisze. - Sprawdziliśmy 36 mieszkań, z utrzymania 33 jesteśmy zadowoleni - przyznaje Krzysztof Nurkiewcz, dyrektor biura zarządu ADM. - Na decyzję dajemy sobie jeszcze dwa tygodnie. Dewastacje dotyczyły głównie klatek schodowych i zewnętrznej części budynku. Miasto wydało na jego budowę 3 miliony złotych, a po kilku miesiącach blok nadawał się do remontu.
Pani Beata przyznaje, że często zagląda do nich policja. - Sami o to prosiliśmy, pisaliśmy też do straży miejskiej o częstsze patrole, a do ADM o zainstalowanie monitoringu. Ale tu nawet lamp nie ma, po zmierzchu jest strasznie ciemno.
- Żeby od początku wszyscy dbali o blok, to by tego nie było. Ale sobie pozwoliliśmy na to, jedni zwracali uwagę i przeganiali chuliganów, a drudzy głowa w dół i dzień dobry mówili - narzeka jeden z przysłuchujących się dyskusji mężczyzn. - My też chcemy żyć godnie, a robi się z nas jakieś barachło.