Do mordu doszło w nocy z 17 na 18 października 1991 r. we wsi koło Lwówka Śląskiego. Ewa zgłosiła policji napad rabunkowy na swój dom. Nieznany sprawca miał zamordować męża. Prowadzone wówczas śledztwo nie doprowadziło do wykrycia bandyty. Ewa występowała w sprawie jako osoba pokrzywdzona. Jako jedna z ofiar napadu.
Jakiś czas temu zbrodnią zajęli się policjanci ze specjalnego zespołu powołanego do wyjaśniania tego typu spraw w dolnośląskiej Komendzie Wojewódzkiej - niewyjaśnionych, najcięższych przestępstw. To oni razem z prokuratorami z dolnośląskiego wydziału Prokuratury Krajowej pracowali nad wyjaśnieniem okoliczności zbrodni w Miłoszycach koło Jelcza-Laskowic. Kilka tygodni temu udało się zatrzymać podejrzanego o morderstwo 15-letniej Małgosi.
Podobno podczas rozpracowywania tamtej zbroni pojawiło się coś, co spowodowało zainteresowanie morderstwem z wsi pod Lwówkiem. Co to było?
- Impuls - mówi tajemniczo prokurator Robert Tomankiewicz. Jaki? Nie chce tego powiedzieć.
Prokuratora twierdzi, że jest w stanie udowodnić związek Ewy ze śmiercią męża. Napadu dokonano tak, żeby to on zginął. Sprawcą miał być Waldemar.
Wiadomo, że śledczy posługiwali się najnowszymi zdobyczami techniki. Takimi, które nie były dostępne w 1991 r. Odnaleźli też list napisany 26 lat temu. Przed kogo, do kogo, jakiej treści? Tego prokuratura i policja nie ujawniają. W każdym razie prokurator Tomankiwicz wspomniał o liście jako o ważnym dowodzie.
Waldemar i Ewa usłyszeli zarzuty morderstwa. Składali wyjaśnienia, ale nie przyznali się.
Co im grozi? W 1991 r. za morderstwo groziła kara śmierci, dziś - dożywocie. W takiej sytuacji sąd musi zastosować przepisy korzystniejsze dla oskarżonego, a zatem w grę wchodzi dożywocie. Lecz w 1991 r. kary śmierci faktycznie nie wykonywano, a w 1995 r. wszystkie takie wyroki zamieniono na 25 lat więzienia. Dożywocie zniknęło z przepisów.