
Jeden drobiazg. Trzeba gdzieś pracować.
To jest rzecz, którą od razu warto wyjaśnić – jeśli nie znasz bardzo dobrze włoskiego i nie masz szczególnych umiejętności, na pracę raczej nie masz co liczyć. O pracę jest trudno, ludzie walczą o jej utrzymanie, zarabiają mało, a często pracują na czarno. Ciężko wbić się w ten rynek. Jeśli jednak możesz pracować zdalnie – to wszystko zmienia.
Nakarmiłeś moją zawiść. A teraz opowiedz jeszcze, ile kosztuje opieka medyczna we Włoszech.
Miałem okazję skorzystać z niej raz. Dentysta przyjął mnie prywatnie, otrzymałem zalecenia. Na koniec powiedział: - Fajny gość z ciebie! Cześć! – nie wziął ani grosza – takie również bywają Włochy. To w ogóle niesamowite dla nas – ludzie poznani na ulicy poświęcą swój czas i pieniądze, aby ci pomóc.
Oczywiście, jest tu wielu ludzi z poważnymi, też widocznymi na pierwszy rzut oka problemami zdrowotnymi czy defektami urody. Ale ci ludzie, pomimo niedogodności, nie obarczają nikogo pretensją. Przyjmują to z całym dobrodziejstwem życia, bo życie przecież grozi śmiercią [śmiech]… I dlatego nie życzą sobie, żeby ktoś, a zwłaszcza jakakolwiek władza, bruździł im jeszcze w życiu. Z tego samego powodu potrafią się dzielić. Ktoś poczęstuje pizzą, ktoś się podzieli cytrynami. Ktoś był na wsi i przywiózł trochę wina albo oliwy. W takich sytuacjach człowiek naprawdę się otwiera.
Do nas docierają z Sycylii głównie zdjęcia z łodziami migrantów?
W moim miasteczku to ja jestem migrantem. Jest też jedna rodzina z Niemiec, o której wiem. Migrantów z Afryki na Sycylii widuje się sporadycznie. Na Sycylię przyjeżdżają głównie ludzie z Europy, alby uśmierzyć swoje bóle pogodowe lub życiowe, zacząć na nowo.
Palermo to nie jest miejsce, które kojarzy się jako bezpieczna przystań.
Przestępczość zorganizowana, klany rzeczywiście nadal funkcjonują. Przemycają broń w portach, zajmują się szmuglem narkotyków (niedawno znaleziono cały magazyn ukryty w grobach). Sam byłem świadkiem strzelaniny w Palermo, bo takie wydarzenia nie są tam chyba rzadkością… To karmi wyobraźnię. Ale w moim miasteczku jest cicho i spokojnie.
Psychicznie coś się w tobie zmieniło po przeprowadzce?
Absolutnie. To było jak zrzucenie z siebie wielkiego bagażu. Natychmiast zmniejszyło się ciśnienie. Polska jest pełna zakazów. Nie wolno ci przechodzić na czerwonym świetle, za byle co grozi ci mandat, cały czas ktoś czuje się upoważniony, aby zwrócić ci uwagę. To są rzeczy, których na Sycylii nie ma – jesteś dorosły, to chyba wiesz, kiedy możesz przejść na czerwonym. Bo sygnalizatory mamy oczywiście, żeby było wiadomo, że istnieje tu cywilizacja, ale to nie znaczy, że zawsze musimy z nich korzystać [śmiech]. Kiedy musisz podjechać kawałek pod prąd albo zatrzymać się na środku ulicy, żeby porozmawiać, to co za problem? Jeśli wypiłeś lampkę wina do kolacji i musisz wrócić samochodem, policjant raczej zrozumie twoją sytuację. Po powrocie do Polski mam wrażenie, jakbym dostał z piąchy w twarz – za wszystko chcą tu ukarać. Włochy, w przeciwieństwie do Polski są krajem oświadczeń, a nie zaświadczeń – jak mówię w urzędzie, że tak jest, urzędnik przyjmuje to za fakt (oczywiście, poniosę odpowiedzialność, jeśli wprowadzę go w błąd), ale nie muszę na wszystko przedstawiać dokumentów z pieczątką. Jestem dorosły, więc to, co mówię traktuje się tu poważnie. Załatwiasz sprawę, urzędnik wypali sobie papieroska, wypije kawę, pogada z tobą o różnych sprawach. To wszystko jest takie ludzkie. Gdzieś na korytarzu rozbrzmiewa kłótnia małżeńska. Pół urzędu przyjdzie pokibicować jednej stronie, pozostali – drugiej. Bo generalnie życie rodzinne nie zamyka się w czterech ścianach. Czasem, gdy żona się wkurzy, wypadnie jakiś telewizor z drugiego piętra (przy eksmisji męża).

Kuchnia włoska to chyba najmniejszy problem dla emigranta?
Na naszym targu jest codziennie około 40 straganiarzy. To są widoki jak z XIX-wiecznych obrazów. Ludzie przywożą z gór świeże jedzonko, rybacy dowożą dary morza, oczywiście bez jakichkolwiek paragonów i urzędników. Wskutek ocieplenia klimatu mamy już swoje mango, awokado i banany.
Paszport z Europy wschodniej nie jest uciążliwy?
To dla nikogo nie ma znaczenia. Ludzie wiedzą jak się nazywam i że jestem fajny gość, na którym mogą polegać. Wspieramy się. Istotniejsze niż pochodzenie jest to, jaki kapelusz noszę. Jesteś tym, jak się zachowujesz i ile masz serca. Najważniejsze to nikogo nie udawać, nie liczyć szczodrości, nie kalkulować – taki fałsz wyczują błyskawicznie. Sycylijczycy nie bawią się w ocenianie narodowości czy religii. Z prostego względu – życie nie jest tam łatwe i wszyscy musimy jechać na jednym wózku. Problemem jest bieda, upał, więc szkoda czasu na zajmowanie się pierdołami. Nigdy nikt nie dał mi odczuć, że polskie pochodzenie jest gorsze, a np. włoskie lepsze. A jeśli pojawiają się emocje związane moją obcością, to raczej na zasadzie – proszę, nawet do takiej mieściny, jak nasza, przyjeżdżają ludzie ze świata.

… do Włoch B.
OK, może i są to Włochy B, ale ze swoim honorem, swoją klasą. No i kiedyś jeszcze pokażemy tym Włochom A , na co nas stać [śmiech]. Czasem można usłyszeć: - Byłam kiedyś w Mediolanie późnym latem. Pierwszy raz nosiłam cały czas spodnie i sweter… Dopiero będąc na północy Włoch ludzie stąd przypominają sobie, że samochód niekoniecznie musi być stary i poobijany. Ale ten włoski but na co dzień jest daleko – trzeba przekroczyć cieśninę, żeby się tam dostać. Czasem majaczy mi ten drugi brzeg, a czasem w ogóle go nie widać. Może w taki sposób Sycylijczycy widzą resztę Włoch?
Nie da się tak całkiem wyemigrować. Za czymś chyba jednak tęsknisz?
Owszem, za zielem angielskim, którego nie mogę tam kupić. I w związku z tym nie mogę ugotować prawdziwego rosołu. Problemem jest też dostęp do niektórych znanych z Polski warzyw czy owoców. Ziemniaki też mają trochę inny smak. Ale polskie jedzenie jest dość ciężkie, więc zdecydowanie wolę przyrządzić sobie dobrą dziką rybę czy ośmiornicę (to akurat wychodzi drogo – średnio 10 euro za kilogram) niż bigos albo kaszankę.
![[b]Jak wszedłeś w środowisko miejscowych?[/b...](https://d-art.ppstatic.pl/kadry/k/r/1/7c/23/63656b8f16b40_o_xlarge.jpg)
[b]Jak wszedłeś w środowisko miejscowych?[/b
Kupując mieszkanie. Obejrzałem. Świetny stan, dobre wyposażenie. Okna wychodziły na góry, z drugiej strony zabytkowe centrum z kopułkami kościołów. Majaczy sad cytrynowy i morze, szumią palmy. Następnego dnia podpisałem umowę. Jest git.
I znalazłeś się w najbardziej konserwatywnym miejscu Włoch.
Odnoszę wrażenie, że wiara tam polega na tym, że i ty, i ksiądz wiecie, czym jest życie. Kościół to jest bardzo wyjątkowe miejsce na Sycylii. Dom Boży, ale też centrum społeczności, przed którym organizuje się konkurs karaoke dla dzieci, robi się wspólnie makaron i piecze się kiełbaski. Bardzo ważne jest święto patrona, które obchodzi się na wesoło, bez zadęcia. Ksiądz ma może coś za uszami, wierni raczej również, trochę jak w starych włoskich filmach.
Przedstawiasz barwny fresk, ale bieda również ma swoje konsekwencje.
To prawda, ale dopóki mieszkasz na Sycylii, nie myślisz o tym, że jesteś tym biedniejszym. Włosi z północy, którzy przyjeżdżają do nas na wakacje, zwykle są zachwyceni życiem na południu.
Nie wszyscy możemy wyjechać na Sycylię. Ale wszyscy możemy zrobić sobie inny porządek w głowie. Od czego radzisz zacząć?
Od tego ciągłego odnoszenia się do innych. Od presji społecznej. Od kontroli społecznej – takiej sygnalizowanej nawet grymasem twarzy. W Polsce dużo energii ucieka przez to w próżnię.
Dopiero na Sycylii zrozumiałem, że jak istotna jest granica pomiędzy Północą a Południem. Dla mnie jest może nawet ważniejsza niż granice pomiędzy państwami i kulturami Wschodu i Zachodu. Będąc na Północy mam wrażenie, że żyjemy podobnie – w reglamentowanej wolności, w rzeczywistości, w którym traktowany jesteś w sposób sformalizowany, przez ludzi, którzy cały czas patrzą na życie z perspektywy przyszłości, której i tak nie sposób doścignąć. Południe żyje teraźniejszością, nie martwi się przyszłością, bo przyszłość i tak będzie. Bo była od tysięcy lat. Zrzucenie tego bagażu sprawia, że na Południu żyje mi się lepiej. Tu nie muszę nikomu niczego udowadniać, bo wszyscy żyjemy tam w podobnych warunkach, w podobny sposób uzależnieni od siły przyrody. Nie ma powodu, by zajmować sobie głowy podobnymi problemami. Mamy za to trochę czasu, żeby pięknie pożyć i zaznać szczęścia z bycia razem.