
Koszt mieszkania na Sycylii to zwykle od 1 tys. do 2 tys. zł za metr.
Aby przeczytać pozostałą część wywiadu - przejdź do kolejnych slajdów naszej galerii.

Sprawdziłeś, że we Włoszech będzie inaczej?
Pojeździłem sobie trochę wcześniej po świecie. Byłem w kilkudziesięciu krajach, a że trochę znam języki, mogłem nieco wgryzać się w ich rzeczywistość. Włochy wydały mi się fajnym balansem pomiędzy spontanicznością, piękną pogodą, kulturą i architekturą na światowym poziomie, na dokładkę zapierające dech w piersiach widoki. I to wszystko w kraju mniej więcej wielkości Polski. Sycylia to takie miejsce podległe żywiołom. Etna, trzęsienia ziemi, opady pyłu wulkanicznego, zimą wzbierające wody w rzekach i osunięcia ziemi. Ale też niesamowite kaniony, majestatyczne góry i mnóstwo morza wokół. Dodaj do tego świetne jedzenie. No i ludzie.
Ci ludzie też mają swoje problemy.
Ależ oczywiście! Po pierwsze są bardzo biedni. Ma to swoje plusy z punktu widzenia przyjezdnego, bo piękna willa z basenem nie musi kosztować więcej, niż mieszkanie w Polsce.

Przesadzasz!
Metr mieszkania na południu Włoch możesz kupić za 1000-3000 zł i może być to mieszkanie w stanie bardzo dobrym, w budynku 15-20-letnim (do tego jednak uwzględnij wysokie koszty pośrednictwa agencji czy spore wydatki notarialne!). Nie chodzi o opuszczone wsie, ale o miasteczka dobrze prosperujące i świetnie skomunikowane. Oczywiście włoskie metraże są większe, kawalerka to 50-70 metrów, mieszkanie dla pary – około 70-90. Mieszkanie dla rodziny z dziećmi to już ponad 100 metrów. Istnieją różnice regionalne w tym zakresie, indywidualne preferencje co do metrażu mają też przecież ogromne znaczenie.
Ale są jeszcze koszty utrzymania.
Niższe niż w Polsce! Wiele budynków to mieszkania bezczynszowe, a w większości opłaty są tak symboliczne, że czynsz płaci się raz na rok (podobnie jak za odbiór śmieci).

Podatki wszędzie bolą, nawet na południu Włoch.
Jeśli zdecydujesz się na włoską rezydenturę i płacenie podatków na miejscu, to w południowych prowincjach, przez pierwszych 5 lat możesz płacić podatek wyłącznie od 10 proc. swoich dochodów. Za tzw. pierwszy dom nie zapłacisz też podatków gminnych ani podatków od nieruchomości. Płacisz wtedy za to abonament radiowo-telewizyjny [śmiech]. Moje obecne wydatki na wodę to 2,50 euro miesięcznie plus wyrównanie na koniec roku (o tym się dopiero przekonam), ale nikt jeszcze nie wpadł na pomysł wprowadzenia opłat za kanalizację. Mieszkanie ogrzewa się naprawdę sporadycznie. Z klimatyzacji korzystam raptem kilkanaście dni w roku. Jeśli mam ochotę się schłodzić, schodzę nad morze, które mam blisko. Zawsze można wyjść na pizzę, która kosztuje tu od 1,50-2,50 euro, arancini (nadziewane smażone „pomarańcze” ryżowe) za 1,50-2,00, potem na najlepsze cannoli (rurki z ricottą) w mieście (2,50). Moje miasteczko liczy blisko 10 tys. mieszkańców i może poszczycić się nawet restauracjami z przyznanymi gwiazdkami Michelina.
Zaraz, zaraz. Na pewno mówimy o tych samych Włoszech, które kojarzą się w Polsce palpitacją portfela?
Jeszcze raz uściślijmy – moje Włochy to nie mieszczuchy z Północy, ale lokalsi z Południa, do których sam się już zaliczam. A u nas ceny są naprawdę niższe niż w Polsce. Kawa w restauracji kosztuje 0,5-1,5 euro, butelka wody w knajpie w mojej okolicy kosztuje 50 centów. Za cukier płacę 3,50… ale złotych.