Mateusz przeprowadził się na Sycylię: - Tu życie jest znacznie tańsze niż w Polsce
Podatki wszędzie bolą, nawet na południu Włoch.
Jeśli zdecydujesz się na włoską rezydenturę i płacenie podatków na miejscu, to w południowych prowincjach, przez pierwszych 5 lat możesz płacić podatek wyłącznie od 10 proc. swoich dochodów. Za tzw. pierwszy dom nie zapłacisz też podatków gminnych ani podatków od nieruchomości. Płacisz wtedy za to abonament radiowo-telewizyjny [śmiech]. Moje obecne wydatki na wodę to 2,50 euro miesięcznie plus wyrównanie na koniec roku (o tym się dopiero przekonam), ale nikt jeszcze nie wpadł na pomysł wprowadzenia opłat za kanalizację. Mieszkanie ogrzewa się naprawdę sporadycznie. Z klimatyzacji korzystam raptem kilkanaście dni w roku. Jeśli mam ochotę się schłodzić, schodzę nad morze, które mam blisko. Zawsze można wyjść na pizzę, która kosztuje tu od 1,50-2,50 euro, arancini (nadziewane smażone „pomarańcze” ryżowe) za 1,50-2,00, potem na najlepsze cannoli (rurki z ricottą) w mieście (2,50). Moje miasteczko liczy blisko 10 tys. mieszkańców i może poszczycić się nawet restauracjami z przyznanymi gwiazdkami Michelina.
Zaraz, zaraz. Na pewno mówimy o tych samych Włoszech, które kojarzą się w Polsce palpitacją portfela?
Jeszcze raz uściślijmy – moje Włochy to nie mieszczuchy z Północy, ale lokalsi z Południa, do których sam się już zaliczam. A u nas ceny są naprawdę niższe niż w Polsce. Kawa w restauracji kosztuje 0,5-1,5 euro, butelka wody w knajpie w mojej okolicy kosztuje 50 centów. Za cukier płacę 3,50… ale złotych.