W ten przedświąteczny, luźniejszy czas, przeczytałem sobie co nieco o ubiegłotygodniowej wizycie nowej minister sportu - Danuty Dmowskiej-Andrzejuk w Sejmowej Komisji Sportu. Pani minister, kobieta ze świetnymi referencjami - wszyscy o niej mówią tylko dobrze, zapowiedziała, że w przyszłym roku jej resort (to straszne słowo) będzie kontynuował prace ministerstwa z czasów rządów Witolda Bańki. Między innymi chce doprowadzić do tak komfortowej sytuacji, aby każda gmina w Polsce miała pełnowymiarową salę sportową, a każdy powiat przynajmniej jedną krytą pływalnię.
Brzmi dobrze, czy się uda - zobaczymy. Jak u wszystkich poprzedników w wypowiedzi pani minister pojawiły się hasła związane nie tylko z rozwojem infrastruktury sportowej, ale i lepszych kontaktów ze związkami sportowymi, opieki na sportem wyczynowym, szczególnie w kontekście wielkich imprez i rozwojem systemów szkolenia uzdolnionej młodzieży. Mnie zaś najbardziej zainteresowały dwa akapity wystąpienia pani minister. Pierwszy to deklaracja, że jednym z jej pierwszych działań będzie pomoc dla byłych sportowców, którzy po zakończeniu kariery tracą kontakt z dyscypliną. Drugi, to chęć rozszerzenia współpracy Ministerstwa Sportu z Ministerstwem Obrony Narodowej.
I powiem szczerze, na takiego ministra sportu czekałem od lat. A jak jeszcze w jednym z wywiadów z panią Danutą, wtedy jeszcze nie minister, przeczytałem, że po siedemnastu latach wyczynowego uprawiania sportu dalej pływa, strzela, skacze ze spadochronem i nurkuje, to rzeczywiście musi być „ mocna baba z charakterem”. I daj Boże nam takich ministrów, bo problemów do rozwiązania będzie na kopy. Ten pierwszy, związany z pomocą dla byłych sportowców, jest pilny. Polska nie jest aż tak zamożnym krajem, żeby było nas stać na pozostawienie tych ludzi z boku. Kiedy w sobotę oglądałem galę MMA Federacji FFF z udziałem reprezentantów Polski - Piotra Świerczewskiego i Damiana Kostrzewy, to pomyślałem czy naprawdę nie ma dla nich poważnych zajęć w ich specjalnościach, czyli futbolu i piłce ręcznej. Takich przykładów są setki.
Współpraca z MON, to też miód na moje serce. I nie chodzi nawet o klasyczne wojskowe konkurencje, jak strzelanie czy biathlon, ale o wsparcie Ministerstwa Sportu dla wszystkich sportowych aktywności służb mundurowych, a jest ich bez liku. Chodzi też o to, aby nowa pani minister odnalazła szybko w MON swoich naturalnych sojuszników, jak choćby generał Jarosław Gromadziński - dowódca 18 dywizji zmechanizowanej - patron w wojsku tzw. walki w bliskim kontakcie, czyli wojskowej wersji MMA.
Innym ministerstwem, z którym także trzeba pilnie nawiązać współpracę, to Ministerstwo Edukacji Narodowej. Bez tego skuteczność wielu projektów związkowych, jak np. - siatkarskie SOS-y, będzie o wiele mniejsza. Itp., itp.
Słowem - witając panią minister na urzędzie, wszyscy mamy nadzieję, że zaraz po Nowym Roku praca na wszystkich frontach ruszy z kopyta. A jeśli pani minister będzie potrzebowała pomocy, to nie musi pytać jak kiedyś Edward Gierek. Pomożemy.
