https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mapa smakosza

Nad gospodarstwem „Kromeczka” w Gądeczu unosi się smuga dymu. Znak, że dziś Urszula i Marian Mele wypiekają swój słynny chleb. Ruszamy tym śladem w poszukiwaniu dobrego, lokalnego produktu.

Nad gospodarstwem „Kromeczka” w Gądeczu unosi się smuga dymu. Znak, że dziś Urszula i Marian Mele wypiekają swój słynny chleb. Ruszamy tym śladem
w poszukiwaniu dobrego, lokalnego produktu.

<!** Image 2 align=none alt="Image 165584" sub="Marian Mele piecze chleb w gądeckim gospodarstwie „Kromeczka”">

Siedzimy w gądeckiej „piekarni”, niewielkim pomieszczeniu z ceglanym, opalanym liściastym drewnem, piecem, którego dogląda pan Marian. Na stole obok kilkanaście kilogramowych, jeszcze ciepłych bochenków utytułowanego chleba żytniego na zakwasie. Receptura została zgłoszona do toruńskiego Muzeum Etnograficznego. Czeka na wpisanie na listę produktów regionalnych. By tak się stało, na razie jest za mało... dowodów na pochodzenie chleba. Państwo Mele próbują ułożyć jego historię, wiedzą z przekazów ustnych, że przepis liczy około 200 lat. Dokładne wskazówki, jak chleb gądecki się robi, pochodziły od nieżyjącego ojca pana Mariana. - Przede wszystkim jest na zakwasie, a nie na drożdżach - tłumaczy Urszula Mele. - Z każdego poprzedniego pieczenia zostawiamy porcję chleba na zaczyn, dodajemy ciepłą wodę, mąkę żytnią, razową. Ciasto wyrabiane jest przy użyciu mąki pszennej.

<!** reklama>

Najgorzej przy pełni

Od 2006 roku, dwa razy w tygodniu, we wtorki i piątki, piec rozgrzewany jest już o 4.00, godzinę później trafiają do niego foremki
z chlebem, w których ciasto rosło dwie godziny. Smakołyk (20 sztuk za jednym razem) spędza w piecu około godziny. Dokładnego czasu nikt nie poda, szczegóły jego produkcji zależą od wielu czynników, na przykład od... fazy Księżyca. - To już sprawdzone na sto procent - mówi Marian Mele. - Nie da się tego wytłumaczyć inaczej. Najgorzej chleb wychodzi przy pełni Księżyca.

To nie masówka

W „Kromeczce”, gospodarstwie agroturystycznym, przyjmującym nie tylko letników, ale specjalizującym się także w chlebowych warsztatach, tygodniowo piecze się do 70 bochenków. Latem nawet na liściach kapusty. - Przyjeżdżają po nie ludzie, którzy już o nas słyszeli, regularnie odbierają sklepy ze zdrową żywnością. Taka jest idea - to produkt do sprzedaży bezpośredniej, nie może być wytwarzany masowo
- mówi gospodyni, z pochodzenia Kaszubka, której specjalnością są też inne kulinaria, traktowane jednak jako promocja do chleba. - Ostatnio zmierzyłam się z gęsiną, którą próbujemy wypromować w naszym województwie. Na festyny z okazji 11 Listopada zrobiłam z niej okrasę, pasztet i nadziewane szyje. Szukam przepisów w literaturze, ale trzeba pamiętać, że przygotowanie gęsiny, ciągle jednak zbyt drogiej dla polskiego klienta, wymaga dużo czasu.

Bez przysmaków pani Urszuli Łąckiej-Mele nie może się odbyć żadne lokalne święto smakosza. Ale pani Urszula oddaje hołd także sąsiadkom: - Przy najbliższej okazji proszę szukać rewelacyjnej kiszonej fasolki szparagowej z Kozielca. Wielką renomą cieszą się też ręcznie robione twarogi, serki z własnego surowca pani Wesołowskiej z Wudzynka, słynne są też wspaniałe, zawijane makowce Zofii Bieleckiej z Borówna.

Nie wiadomo, czy tą najbliższą okazją nie będzie dopiero wrześniowe Święto Śliwki w Strzelcach Dolnych, leżących po sąsiedzku z Gądeczem. Strzelce (tuż za granicą z bydgoskim Fordonem), słyną z ponad 20 hektarów sadów śliwkowych. Z każdego zbiera się około 20 ton śliwek. Przejeżdżając przez wieś, znajdziemy 11 oznakowanych gospodarstw,
w których można kupić słoki ze słodką zawartością. Około 40 tysięcy sztuk rocznie! Rodzina państwa Iwanowskich, współorganizatorów znanej już w całym województwie i poza jego granicami imprezy, przygotowuje około 5 tysięcy. - Teoretycznie, powinno to wystarczyć do sierpnia, do następnego sezonu, ale coraz częściej zapasy kończą się nam już w czerwcu. Szczyt sprzedaży przypada oczywiście we wrześniu, a potem przed Bożym Narodzeniem - opowiada Anna Iwanowska. - Są dwie szkoły smażenia powideł. Z pestkami i bez pestek. Tradycyjne, późne śliwki, mają bardzo dużo miąższu, a mało wody. Smażę je wypestkowane, ale na dno kotła wrzucam 10-20 pestek, by się masa nie przypaliła. Wcześniejsze mają więcej wody, więc tu dodajemy cukier - na około 80 kilogramów owocu 1,5 kilograma, dla zaostrzenia smaku.

Annie Iwanowskiej bardziej smakują powidła z odmiany wcześniejszej. - Te późne są dla mnie za słodkie, aż mdląco słodkie.

Strzeleckie Święto Śliwki stało się okazją do promowania także innych lokalnych specjałów. - Wystawiają się producenci serów, miodów, wędlin. Jest ich duży wybór. Nasi goście chętnie kupują wyroby lokalnych piekarzy
i masarzy, nie tylko z naszych okolic
- zachęca Anna Iwanowska. W Strzelcach zawsze znajdzie się stoisko łabiszyńskiego Rolmięsu, pierwszej ekologicznej, certyfikowanej masarni w Polsce, działającej na rynku już od 20 lat.

Bez chemii

- Tutejsze okolice słyną z tradycji rolniczych. Około 10 procent powierzchni powiatu zajmują obszary chronione. Nasze wędliny i mięso przygotowywane są bez chemicznych dodatków, w zgodzie z ekologicznymi metodami produkcji
i hodowli. Znajdują się na kujawsko -pomorskiej liście produktów tradycyjnych - reklamują swoje towary łabiszynianie. Gdy zapoznajemy się z internetową ofertą przedsiębiorstwa, nie można nie czuć się głodnym. Na początku są tuczniki rodzimej rasy złota pstra (!) o jędrnej, elastycznej i jednolitej konsystencji mięsa, co daje - bez żadnych polepszaczy - produkt najwyższej jakości. Doprawiony ekologicznymi ziołami, wędzony w dymie olchowym. A na końcu jest blutka (czarny salceson), knobloszka (kiełbasa wędzona), leberka (wątrobianka)...

Na koniec jeszcze ostatni kęs gądeckiego chleba. Podobno, bez żadnych polepszaczy, utrzymuje świeżość około tygodnia. Nie dał szansy sprawdzenia tego. Natychmiast został zjedzony.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski