We wtorek wieczorem, obok autobusu Borussi Dortmund, którym piłkarze jechali na mecz, eksplodowały trzy ładunki wybuchowe. W autokarze wyleciały szyby, ranny został jeden z obrońców. W środku był również Łukasz Piszczek, reprezentant Polski pochodzący z Goczałkowic-Zdroju. Na szczęście nic mu się nie stało. Jednak jego bliscy przeżyli chwile grozy.
AKTUALIZACJA CZYTAJ KONIECZNIE
DWA LISTY ZAMACHOWCÓW W DORTMUNDZIE: JUŻ WIADOMO, KTO ZA NIMI STOI
Halina Piszczek, mama Łukasza, opowiada, że o samym zajściu dowiedziała się od męża Kazimierza, już w chwili, kiedy wszyscy byli bezpieczni w mieszkaniu Łukasza. Bo jak się okazało, w Dortmundzie była cała jej rodzina
Tak wygląda autokar Borussii po wybuchu bomb [ZDJĘCIA, WIDEO]
- Zajęta przedświątecznymi obowiązkami włączyłam telewizor dopiero na sam mecz. Zaniepokoiło mnie, że nie ma transmisji. Wtedy dowiedziałam się też, że coś złego się wydarzyło. Zaczęłam szukać telefonu i denerwować się, że nikt do mnie nie zadzwonił. Telefon był rozładowany. Mąż później mi mówił, że od dawna próbował się do mnie dodzwonić – relacjonuje feralny wieczór pani Halina.
Dodaje, że może to i lepiej, że telefon się rozładował, bo ominął ją ten największy stres. Choć i tak do dziś nie czuje się najlepiej. - Nie chcę nawet myśleć, co mogło się wydarzyć - mówi.
CZYTAJ TAKŻE:
Prokuratura w Dortmundzie: To była próba zabójstwa
Tak wygląda autokar Borussii po wybuchu bomb ZDJĘCIA, WIDEO
Zarówno ona, jak i jej mąż Kazimierz wraz synami wciąż nie mogą dojść do siebie. Łukasz jest mocno wstrząśnięty całą sytuacją. Ona sama też jest pełna niepokoju. Jej mąż i synowie nadal przebywają w Dortmundzie.
- Spokojna będę dopiero jak wszyscy bezpiecznie wrócą do domu - mówi mama Łukasza Piszczka.
Mecz 1/4 finału Ligi Mistrzów Borussia Dortmund - AS Moncao został przeniesiony z wtorku na środę. Bezpośrednio po zamachu zawodnicy przesiedli się do innego autokaru, który zawiózł ich do hotelu.
Kibice Borussii w szoku po wybuchu bomby przy klubowym autokarze. "Kto jest na tyle szalony, by robić takie coś?"