Przyczyną śmierci Gracjana Mroza było przedawkowanie leku do miejscowego znieczulenia albo podanie go donaczyniowo. Wczorajsze zeznania biegłych nie pozostawiają wątpliwości.
<!** Image 3 align=none alt="Image 223906" sub="Oskarżony chirurg odpowiada z wolnej stopy. Pomaga mu dwóch adwokatów: Marek Zawadzki (z lewej) i Michał Bukowiński Fot.: Tomasz Czachorowski">
Tak jak kilka tygodni wcześniej, tak wczoraj w Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy odbyła się wideokonferencja z biegłymi z Akademii Medycznej we Wrocławiu. To ich opinia była podstawą aktu oskarżenia przeciwko chirurgowi Markowi M., który przeprowadził feralną operację Gracjana Mroza. Wczorajsze zeznania biegłych były także druzgoczące dla oskarżonego.
<!** reklama>
Jako pierwszy wypowiedział się prof. Andrzej Kubler.
- Przyczyną zgonu małoletniego pacjenta było toksyczne działanie na serce leku do znieczulenia miejscowego o nazwie bupiwokaina - stwierdził biegły. - Materiał dowodowy nie pozwala na ustalenie, w jakiej dawce został podany ten lek. Można przypuszczać, że w dawce większej niż przy tego typu zabiegach. To przypuszczenie opieram na następstwie w postaci nieodwracalnego, opornego na resuscytację zatrzymania akcji serca - mówi prof. Andrzej Kubler.
Jego zdaniem, taka reakcja organizmu jest charakterystyczna wyłącznie dla tej substancji.
- Podano ją albo w zbyt dużej dawce, albo bezpośrednio do naczynia krwionośnego, co należy uznać za mniej prawdopodobne - dodał biegły.
Prof. Kubler podkreślił także, że obowiązkiem lekarza jest zapisanie w dokumentacji, jaka dokładnie dawka leku została podana. Taka informacja jednak nie jest znana. Dawkę leku określono jedynie orientacyjnie. Po operacji w 10-mililitrowej fiolce zostały 2 ml bupiwokainy.
Oskarżony Marek M. zadał biegłym pytanie, czy toksyczną reakcję mogło spowodować niedotlenienie dziecka. Odpowiedź była jednoznaczna. - Nie jest mi znany taki efekt działania - stwierdził prof. Andrzej Kubler.
Sąd przesłuchał wczoraj również biegłych z Łodzi, którzy wydali opinię korzystniejszą dla oskarżonego. Były to ustalenia zbieżne z ekspertyzą bydgoskich biegłych, którzy jako pierwsi wypowiedzieli się w tej sprawie. Na tej podstawie zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci Gracjana postawiono asystującej przy operacji anestezjolog. Lekarka miała niewłaściwie kontrolować stan pacjenta. Kobieta została uniewinniona.
W 2010 roku oskarżono chirurga Marka M. Dwa lata później mężczyzna został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu, ale sąd wyższej instancji wyrok uchylił i sprawę przekazał do ponownego rozpatrzenia. Sąd Rejonowy ma lepiej zweryfikować opinie biegłych - kluczowe dowody w procesie.
- Mam nadzieję, że jesteśmy blisko końca tej sprawy - powiedziała wczoraj Justyna Kłos, mama Gracjana. Występuje jako oskarżycielka posiłkowa.
Do tragedii doszło we wrześniu 2002 roku w klinice „Medic” w Fordonie. Gracjan nie wybudził się po operacji usunięcia stulejki. Dziś chłopiec miałby 14 lat. Chirurgowi grozi do 5 lat więzienia.